Star Wars: Battlefront - EA i jego ciemna strona Mocy

hraboll - 
0osób uważa ten artykuł za ciekawy
Star Wars: Battlefront - EA i jego ciemna strona Mocy - gamedot.pl

Star Wars: Battlefront nie dla wszystkich graczy jest spełnieniem marzeń. Cóż, najczęściej są to osoby, jakie po prostu znają branżowe realia. Osoby potrafiące odgadnąć prawdziwe intencje wydawcy czy developera. Czują pismo nosem...

 

I tak wspomniane dzieło DICE nie zaoferuje nam kampanii dla pojedynczego gracza. Poważna luka zostanie zalepiona lekko fabularyzowanymi misjami (co jak Titanfall?). Ponoć można je odgrywać wielokrotnie – nie będziemy odczuwać znużenia. Przy questach bawimy się z botami lub w kooperacji (jest też lokalny split-screen). Dodatkowo zostały osadzone w lokacjach, które nie pojawiają się przy tradycyjnym komponencie sieciowym (swoją drogą składa się z różnych trybów i 12 map).

 

Opisałem tu pierwszy zgrzyt. Tuż za rogiem czeka na nas wielka dyskusja o bataliach rozgrywających się w przestrzeni kosmicznej. Okazuje się, że szwedzki developer wyrżnął z Battlefronta element, jaki budował tożsamość tej marki. Co ciekawe, DICE zarzeka się, że podejmuje tylko właściwe decyzje i chce narzucić na reboot popularnego IP pewną indywidualność („to nie jest mod do Battlefielda”).

 

 

I tak wszyscy gracze mają przebywać w tym samym środowisku. Bo wtedy budowana jest pewna atmosfera. Mówi się o nacisku na walkę piechoty. DICE nie chce łapać wielu srok za ogon. Najpierw przygotujmy jakiś element na bardzo wysokim poziomie, a potem rozmyślajmy o nowych celach. Nachalne wrzucanie wszystkich rzeczy w tym samym czasie nie jest dobrym pomysłem.

 

Myślałem, że EA może się zmienić. Na E3 2013 Elektronicy pokazali, że potrafią spełniać fanowskie marzenia (zapowiedź omawianego Battlefronta oraz Mirror's Edge 2). Prawdę jednak powiadają – starego psa nowych sztuczek nie nauczysz. EA pozostało pazerne na pieniążki. Może Battlefront wygląda fajnie i efektownie – może nawet zaskoczy nas jakimś ciekawym patentem. Ja jednak widzę tu kolejną platformę do sprzedawania rozszerzeń po 5 czy 10 dolarów. Ponoć nikt o nich aktualnie nie rozmyśla. Wszelkie treści trafią do podstawki. Programiści nie stosują nieczystych zagrywek (o rly?).

 

Już obstawiam Death Star DLC, które zostanie przedstawione „z wielką dumą”. Rozumiem – trzeba po prostu wydoić (uwielbiam słówko „milking”) graczy. Mam cichą nadzieję, iż przynajmniej część fanów wirtualnej rozrywki pokaże Elektronikom środkowy palec.

 

Źródło: OPM

0 osób dodało komentarz
0osób uważa ten artykuł za ciekawy

0 Komentarzy

hrabollhrabollFan gier przygodowych, choć nie boi się próbować rzeczy nowych i nieznanych. Magia pierwszego Turoka sprawiła, że pokochał interaktywną rozrywkę. Graficzne piękno nie jest najważniejsze – nawet największa potwora może wpasować się w gusta hrabolla ;)
Napisz do autora

Dołącz do zespołu Gamedot

Jesteś graczem? Interesujesz się branżą gamingową? Chciałbyś pisać o tym co Cię interesuje?

Dołącz do redakcji gamedot.pl i dowiedz się co możesz zyskać. Prześlij nam próbny tekst i kilka słów o sobie na adres [email protected]