Nintendo World Championship 2015 - że co? - Felieton

00
davidzovie

Był sobie kiedyś słodki książę, który uratował rynek gier wideo gdy ten wydawał się być w sytuacji bez wyjścia, a imię jego Famicom. W zamierzchłych latach 80-tych, w odległej krainie zwanej Japonią grupa uzdolnionych inżynierów powołała do życia legendarnego NES-a. Czymże byłby jednak władca bez armii? Wielcy mędrcy stworzyli więc armię, której najdzielniejsi przedstawiciele jak Mario, Link czy Samus Aran są z nami do dziś. Książę królował w krainie kwitnących wiśni, żeby potem podstępem podbić mityczną krainę znaną jako USA. Świadectwa jego działalności poznał także cały blok wschodni, zagrywając się z niemałym bo przeszło 10-letnim opóźnieniem na legendarnych Pegasusach. Tymczasem książę rozwijał się i piękniał z roku na rok i mężniał, także nikt nie pamiętał już o pewnym dość szczególnym epizodzie z 1990 r. Do to tej pory artefakty przypominające o wydarzeniach tamtego roku stanowią święty Graal licznych łowców skarbów i...ok, po co ta bajka i o co tu do cholery chodzi?

 

 

Japoński gigant postanowił po 25 latach powołać do życia dość szczególną inicjatywę jaką jest Nintendo World Championship. Ale co to właściwie oznacza?

 

Dla nas na starym kontynencie, absolutnie nic. Może poza tym że mają nas gdzieś. Ten jak wskazywałaby nazwa międzynarodowy event, tak samo jak 25 lat temu ma miejsce tylko na terenie Stanów Zjednoczonych i jest w zadzie niczym innym jak tylko elementem kampanii reklamowej Big N.

 

 

Legendarne już mistrzostwa, które odbyły się w 1990 roku były w zasadzie próbą ugruntowania pozycji firmy na terenie USA, inspirowaną luźno końcówką zapomnianego nieco filmu The Wizard, który był elementem promocji trzeciej części przygód pewnego dzielnego hydraulika. Możliwość zmierzenia się z przeciwnikami z całego kraju w: Super Mario, Tetrisie i Road Race, było nie lada gratką, w czasach gdy o e-sporcie nikomu się jeszcze nie śniło, a największym szpanem było pobić hi-score na automacie w pobliskim salonie gier. Konsola, która do dziś uważana jest za kamień milowy w historii elektronicznej rozgrywki narobiła już do tego czasu sporego zamieszania, niemniej dobry marketing pomógł podbić popularność i rozpoznawalność marki w rok przed premierą jej kultowego następcy.

 

Jak to wyglądało? Zobaczcie sami.

 

 

Wszystko wydaje się zrozumiałe, jak na kampanię reklamową nienajgorsze, do tego do dziś legendarny kartridż z zestawem trzech gier używanych w zawodach, wyprodukowany w ilości 116 egzemplarzy osiąga zawrotne ceny wśród kolekcjonerów.

 

Tylko w zasadzie...

 

Po co Nintendo taka reklama, gdy ich sprzęt i marki, które stworzyli, stanowią jakość samą w sobie i mają wydawałoby się po wsze czasy ugruntowaną pozycję na rynku?

 

Tymczasem fani oczekujący zapowiedzi nowej konsoli, którą przedstawiciele firmy od plus minus pół roku półsłówkami wciskają nam do głowy, otrzymali zapowiedź nostalgicznego eventu dla mieszkańców Ameryki Północnej. Nie ulega wątpliwości, że jest to dla Nintendo główny rynek zbytu ich produktów poza Japonią, niemniej zastanowiłbym się czy promocja firmy poprzez odgrzewanie zakurzonych nieco wspomnień w mikrofalówce może się udać.

 

Chyba jednak może...

 

Kraina wujka Sama zareagowała optymistycznie, no ale w zasadzie, czy mogło być inaczej, skoro całe pokolenie dojrzałych graczy, zostało w zasadzie wychowane na produktach Nintendo, a Link i Samus są tam tak samo rozpoznawalni jak u nas Mario i ziomki z Contry, którzy królowali na słynnym 9999 in 1.

 

 

Jak na razie nie wiemy dokładnie jak będzie wyglądał przebieg zapowiedzianych zawodów, jedyne co Amerykański oddział firmy dostarczył fanom, to krótkie video, z Reggim Fils-Aime, który na potrzeby udziału w zabawie zrzeka się tytułu prezesa i postanawia podjąć morderczy trening, by wygrać. Jest to jednak dość oczywisty sposób na rozgrzanie atmosfery przed tegorocznym E3. Finał konkursu będzie miał bowiem miejsce dwa dni przed zapowiadaną na targi konferencją, gdzie Nintendo chce zaprezentować wszystkie tegoroczne asy z rękawa. Przypomina to nieco sytuację gdy rok temu zorganizowano przed targami turniej w Super Smash Brothers.

 

 

Uderzanie w nostalgiczne rejestry świadomości budzi oczywiście masę spekulacji. Fani już zastanawiają się czy ten ukłon w stronę dojrzalszych odbiorców (żeby pamiętać rzeczony event, przeciętny odbiorca musi mieć co najmniej 30 lat), przyniesie jakieś daleko idące skutki na polu polityki wydawniczej. Niektórzy zacierają ręce widząc zwiastun tych wydarzeń w zapowiadanym Mario Maker. Inni czekają na rewitalizację serii Metroid i zapowiedź odkurzonych franczyz pamiętających czasy NESa i SNESa, które nie będą średniej jakości portami na platformy mobilne. Pozostaje mieć zatem nadzieję, że całe wydarzenie, jest czymś więcej niż próbą przyciągnięcia uwagi starszych graczy.

Osobiście bardziej obawiam się epoki masowego odgrzewania starszych tytułów, tylko po to by wycisnąć ze starych tytułów trochę więcej pieniędzy. Ale może nie trzeba być sceptycznym.

 

Boję się wielkiego N, absolutnie ich nie rozumiem. Książę się zestarzał i zrobił się cyniczny drogie dzieci. Ale kto wie być może przez te wszystkie lata nauczył się tyle, że pokaże nam jak naiwni jesteśmy martwiąc się o jego kondycję.

 

O autorze
davidzoviedavidzovie
102 9
Wychowany na kreskówkach z polonii 1 i NESie, ukształtowany przez anime z RTL 7 i Playstation, pecetowiec, który nie gardzi niczym co od Nintendo. Gotów zanurzyć się w najgorszy absurd, żeby przekazać innym coś godnego uwagi.

0 Komentarzy

Dołącz do zespołu Gamedot

Jesteś graczem? Interesujesz się branżą gamingową? Chciałbyś pisać o tym co Cię interesuje?

Dołącz do redakcji gamedot.pl i dowiedz się co możesz zyskać. Prześlij nam próbny tekst i kilka słów o sobie na adres [email protected]