Czy daliśmy się zwariować modzie na gry retro? - Publicystyka

00
JohnSnake

Czy w przypadku polskich graczy można uczciwie mówić o tym, że ciągoty do retro wynikają z sentymentów, tęsknotą za „dawnymi” czasami? Odniosę się teraz do młodego pokolenia, urodzonego gdzieś w drugiej połowie lat osiemdziesiątych lub na początku dziewięćdziesiątych. To były dzieciaki karmione podróbkami: Sowieckie Elektroniki, będące podróbą konsolek Game & Watch od Nintendo. Niezniszczalne podróby Atari 2600. Znacznie mniej wytrzymałe Pegasusy, będące klonami NES-a. Gry 999 in 1 – GameBoye dla plebsu. Ponieważ sam się zaliczam do wcześniej wymienionej grupy wiekowej, to powiem wprost: Byliśmy pokoleniem growych fejków.

 

Obrazek 1. "Świątynia retro" - mokry sen fana gier retro - Dla niektórych powód do zazdrości, a dla innych przejaw niezdrowego zainteresowania modą.

 

A jednak, jakimś cudem daliśmy się przekonać, że te nędzne (chociaż to już kwestia sporna...) atrapy zostawiły nam ten sam oryginalny „smak dzieciństwa” co amerykańskiemu Johnowi czy japońskiemu Yoshiro. Teraz próbujemy wrócić, nerwowo szukając tytułów i konsol sprzed lat, ale sprawy nie ułatwia fakt, że dla każdego retro jest czymś innym. Wszystko zależy od tego, kto kiedy kończył etap wcześniej wspomnianego dzieciństwa – ta sama gra może być dla jednej osoby czymś w miarę nowym, a dla drugiej archeologicznym eksponatem. To tłumaczy niespójność (i zwykły kretynizm) memów spod tagu „Gimby nie znajo”. Na jednym obrazku Metroid, na drugim Pitfall!, a na trzecim Grand Theft Auto 3. Przy czym zasada i tak jest jedna – im większe piksele, tym więcej „lajków”.

 

Problem w tym, że retro kosztuje. Z wiekiem wiele rzeczy zyskuje na wartości – samochody, gitary, sprzęt audio. Podobnie dzieje się z grami. Tylko czy chcemy wydawać majątek na coś, co da nam może kilkadziesiąt minut przyjemności (no pun intended)? Zagraniczne sklepy nie pozostawiają wątpliwości – 115 funtów za NES-a, 200 dolarów za grę z serii Teenage Mutant Ninja Turtles. A w Polsce? Mega Man 4 za ponad 200 złotych, podobnie klasyczne microMachines. Przykłady można mnożyć, ale wszystko sprowadza się do tego, że fani gier retro świadomie dają się wykorzystywać. Sami uznajemy daną grę za klasyk, więc cena nie powinna grać żadnej roli, prawda?

 

Video 1. Książkowy przykład żerowania na popularności gier retro - Czy jak coś jest stare, to naprawdę musi być drogie?

 

Mówiąc o klasykach – pewne rzeczy uwielbiamy gloryfikować. Łezka nam się w oku kręci, kiedy wspominamy pewne tytuły, ale czy chcielibyśmy tak na dobrą sprawę w nie teraz zagrać? Biorąc pod uwagę cenę, jaką przyjdzie nam zapłacić za swoisty powrót do przeszłości, sądzę że ten pomysł nie byłby zbyt rozsądny. Uczepiłem się tego nieszczęsnego NES-a, być może z powodu popularności jego podróbki na terenie naszego kraju, ale w Internecie można znaleźć całą listę „najgorszych gier” na tę retro konsolę (no i na inne także). Stary, dobry James Rolfe aka Angry Video Game Nerd, przychodzi tutaj z pomocą:

 

  • Sunday Funday
  • Kid Kool
  • Back to the Future 2 & 3
  • Ghostbusters
  • Little Red Hood
  • Bill & Ted's Excellent Adventure
  • Conan
  • Action 52
  • Cheetamen 2
  • Dr. Jekyll and Mr. Hyde[1]

 

Wiele z tych gier, pomimo tragicznego poziomu wykonania, kosztuje majątek. Część z nich zapewne znacie, w niektóre być może zdarzyło się Wam grać, chociaż nigdy nie poznaliście prawdziwych tytułów. Reszta może być dla Was tylko nic nie znaczącym zlepkiem kiepsko napisanego kodu – jak pisałem wcześniej, jesteśmy wszakże pokoleniem growych fejków, próbującym podpiąć się pod światową modę.

 

Zabawne, jak bardzo moda na retro udzieliła się również właścicielom różnych platform dystrybucji cyfrowej. Kiedy strony pokroju Good Old Games, których głównym celem jest sprzedawanie starszych tytułów, oferują coraz bardziej egzotyczne produkcje, to wszystko jest jeszcze w porządku. Ale kiedy sam Gabe Newell oznajmia, że pragnie ze Steama zrobić jeden wielki retro-śmietnik...

 

Oh yeah, I expect we’ll go back in time and eventually pretty much every game that’s ever been available will be on there 24/7.[2]

 

… to człowiekowi nóż się w kieszeni otwiera. Niech chociaż na tej platformie znajdzie się możliwość filtrowania takich tytułów – jakoś mało mnie interesuje promowanie na stronie głównej gier pokroju Litil Divil, w które zagrywa się garstka zapaleńców, niewrażliwych na problemy w stylu wadliwego sterowania czy niezrozumiałego systemu save'owania. Rozumiem, że pójście na kompromis jest aktualnie niełatwe. Retron 5, „Święty Graal” retroware'u (pozwalający na emulację i czytanie kartridżów NES-a/Famicoma/Super Famicoma/SNES-a/GBA/GBC/GB/Genesisa/Mega Drive'a – uff...) kosztowałby kilkaset złotych, gdyby tylko był ogólnodostępny. Ale nie jest – ani w naszym kraju, ani na stronie producenta.

 

Obrazek 2: RetroN 5 - Świetne połączenie starego z nowym w kwestii hardware'u [pomijając problemy sprzętowe tuż po premierze...] Szkoda tylko, że tak ciężko go dostać.

 

Na sam koniec zostawiłem kwestię, która jest bliższa współczesnym graczom. Ponieważ kupowanie starych gier i konsol to zabawa dla największych entuzjastów, niektórzy decydują się na pewien półśrodek. Połączenie nowego ze starym – gry „w stylu” retro. Przyznam się, że sam nie mogłem się oprzeć. Retro City Rampage, Super House of Dead Ninjas, Hotline Miami, Jamestown czy Delver. Ograniczona paleta kolorów i chiptunes z jednej strony, a osiągnięcia i współczesne sterowanie z drugiej. „Wierność przodkom” także popłaca, czego dowodem jest chociażby popularność Shovel Knight (około 200 tys. sprzedanych kopii w nieco ponad miesiąc od premiery) czy La-Mulany. O dziwo, pasja włożona w produkcję takich gier aż wylewa się z ekranu. Ale nie zawsze są one warte wydania tych kilkudziesięciu złotych, które można przeznaczyć na kilka dobrych gier, wizerunkiem i mechaniką siedzących w XXI wieku. Ponownie – dla retro-świrów to nie problem, bo to właśnie oni dają się „łapać” na tanie chwyty, takie jak 8-bitowa grafika zakrywająca upośledzony, banalny gameplay.

 

Obrazek 3: Retro City Rampage - lata pracy nad NES-owym klonem Grand Theft Autoprzyniosły efekt, którego mogą pozazdrościć inni twórcy gier "pseudo-retro".

 

Jeszcze nie tak dawno temu powody, dla których ktoś miał półkę pełną starych gier i konsol, były dość proste do zrozumienia – takiej osobie nie chciało się sprzątać tych gratów, albo po prostu nie grała/grała zbyt rzadko, żeby zawracać sobie głowę kupowaniem nowszego sprzętu. Dzisiaj Pegasus pod telewizorem byłby oznaką zainteresowania grami retro. Czasami zainteresowania raczej niezdrowego. Jakby nie patrzeć, modzie na retro gaming daliśmy się trochę omotać. Nostalgia jest dzisiaj w cenie, wiele osób wywęszyło w niej prawdziwy interes. A przecież tak wiele rzeczy nie wytrzymuje próby czasu. Pewnych wspomnień lepiej nie ożywiać, bo tylko zostaną zniszczone, prawda?

 

 

[1] M. Matei, Top 10 Worst NES Games, http://cinemassacre.com/2013/11/07/top-10-worst-nes-games/

[2] J. Walker, RPS Exclusive: Gabe Newell Interview, http://www.rockpapershotgun.com/2007/11/21/rps-exclusive-gabe-newell-interview/

 

O autorze
JohnSnakeJohnSnake
707 9
Pecetowiec wierny wujkowi Newellowi. Fan sieciówek, 'rogalików' i sandboxów. Serialowy maniak. Wieczny poszukiwacz dobrego kina science-fiction oraz fantasy. Oprócz tego lubi dobre żarcie i jeszcze lepsze piwo. Innymi słowy – typowy nerd.

0 Komentarzy

Dołącz do zespołu Gamedot

Jesteś graczem? Interesujesz się branżą gamingową? Chciałbyś pisać o tym co Cię interesuje?

Dołącz do redakcji gamedot.pl i dowiedz się co możesz zyskać. Prześlij nam próbny tekst i kilka słów o sobie na adres [email protected]