7 minut po północy to jeden z tych filmów, gdzie tytuł polski mocno mija się z angielskim. Ponadto zdradza on część fabuły, a także nie jest do końca prawdziwy. Monster Calls (w wersji ang.) to kino solidne, nie pozbawione jednak wad. Niektórzy z Was mogą skojarzyć film z książką Patricka Nessa o tym samym tytule i zmierzycie wtedy dobrą drogą, gdyż film bazuje na historii stworzonej przez pisarza.
Ja osobiście nigdy nie czytałem tej książki, więc podchodzę do historii na świeżo, bez sentymentów. Opowiada ona o chłopcu, który znalazł się w dość nieciekawym położeniu. Jego rodzice przed laty się rozstali i został on ze swoją matką, która zachorowała na dość poważną dolegliwość. Nadomiar złego Conor jest prześladowany w szkole i poza matką nie ma w życiu nikogo. W końcu jednak pewnej nocy nawiedza go niezwykły przybysz. Drzewo, rosnące nieopodal domu chłopca, nagle ożywa i przychodzi do niego w nocy. Wtedy wszystko się zmienia. Potwór ma swoje własne zadanie i w trakcie filmu dowiadujemy się o nim coraz więcej. Nie będę jednak zdradzał fabuły, ponieważ wydaje mi się, że jest na tyle ciekawie skonruowana, że warto ją poznać osobiście. Czy to z książki, czy właśnie kinowej wersji.
Co do gry aktorskiej to trudno jednoznacznie jest określić rolę Lewisa MacDougalla, grającego Conora. Jego zachowanie w większości przypadków jest jak najbardziej usprawiedliwione i nie widzę możliwości, aby postać małego chłopca mogła być inaczej zagrana. Może właśnie na tym polega fenomen? Mały chłopak to po prostu mały chłopak. Dużo grać nie musi. No i matka. Felicity Jones. Który to już film w tym roku? Trzeci? Jej rola nie bardzo przypadła mi do gustu. Miała wiele wzlotów, ale też upadków. Według mnie czasem zagrała neutralnie, drętwo, a innym razem jak prawdziwa aktorka z warsztatem. Może za dużo ról naraz i zaczęło jej się mieszać, a do tego doszło i zmęczenie? W każdym razie najbardziej podobała mi się rola Liama Nessona. Właściwie to po obejrzeniu obsady oraz skontrastowaniu tego co widziałem w filmie naszła mnie pewna refleksja, do której powinniście sami dojść, a jest związana z Liamem. Warto się nad tym zastanowić.
Sam scenariusz zawiera kilka dowcipasków w miarę śmiesznych. I normalnie powiedziałbym, że świetnie, że scenarzyści wymyślili kilka z nich i nie bali się wrzucić do poważnej historii, ale cała zasługa przypada tutaj Patrickowi Nessowi. Przykro mi. To samo dotyczy trzech, a właściwie dwóch historii opowiadanych przez cisa, jednakże tutaj filmowcy mogli się już popisać. Mam na myśli ciekawe animacje, które dają efekt akwarelowych rysunków. Na prawdę znakomity zabieg. Ciekawy i wiele wyrażający kontrast do ponurej Anglii, w której znajduje się nasz główny bohater. Sam potwór również został stworzony bardzo dobrze, a otaczające go efekty destrukcji są nieźle zgrane. Pod względem graficznym nie ma co narzekać, ale to chyba nikogo z nas nie dziwi.
Jakkolwiek film ten nie wycisnął ze mnie łez wzruszenia, tak w niektórych momentach się starał mozolnie. Nie jest to jednak ten typ, gdzie cały czas chciałoby się płakać, czy śmiać. Dawkuje on różne emocje, kontrastuje je i wychodzi nam tutaj dramat okraszony elementami fantasy. Określiłbym, że to tak jak nasze życie, ale nie wiem, czy to głupio nie zabrzmi.
Podsumowując, 7 minut po północy to naprawdę dobre kino, ale z kiepskim tytułem. Tym bardziej, że nie w każdej sytuacji się spełnia. (Tłumaczący książkę nie czytali jej?) Gra aktorska na poziomie, jednakże nie było czego od niej wymagać. Stanowi to dobrą rozrywkę, bądź dopełnienie książki. Cóż. W każdym razie może sam skuszę się na jej przeczytanie, aby mieć jasny obraz tego, co w moim przekonaniu było słabsze.
Ocena:
7/10
0 Komentarzy