Poznań Game Arena, czyli PGA, to stały punkt w rozpisce polskich imprez dla graczy. Dla niektórych to okazja do spotkania się ze znajomymi rozsianymi po kraju, dla innych okazja do przetestowania sprzętu, gier, poznania się, porozmawiania z developerami, YouTuberami czy też do obejrzenia esportu na imponujących trybunach. Na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich zdecydowanie jest co robić i jeżeli tylko choć trochę zaplanujecie sobie pobyt na PGA to na pewno nie będziecie żałować, ani tym bardziej wypisywać wszędzie, że jest to tylko kolejny „spęd gimbusów” (bo takie opinie też czasem można usłyszeć).
Jakie zatem było PGA 2016? Pozwólcie, że wam pokażę zrzucajac kilka zdjęć z telefonu... zacznijmy od samego rana kiedy panuje względny spokój i słychać tylko kolejnych wystawców walczących z czasem, który dzieli ich od momentu wpuszczania odwiedzających na targi.
Potem, gdy gracze miną bramki nic nie jest już ciche i puste.
Oczywiście jakby hałasu na targach było mało (każdy wie o co chodzi, po którejś godzinie krążenia między rozkręconymi głośnikami człowiek ma zamiar uciec na zielone łąki ze źdźbłem trawy w ustach) ekipa ze Sprite'a dołożyła do tego jeszcze swojego DJ'a. Ale spoko – stanowisko budziło szacun, a puszki z tym napojem walały się po wszystkich halach. Rozdawanie go za darmo na pewno uchroniło wiele osób od wydania kilku złotych na butelkę wody.
Mniejsza z tym, prawdziwe bogactwa czekały na nas jak zawsze w strefie indie – bo jak sami wiecie większość super-pecetów rozstawionych po halach służyło do odpalania CS:GO i League of Legends, tak jakby jedna gra nie była na każdym polskim komputerze, a druga nie była darmowa. Hala wystawowa polskich twórców była świetna nie tylko ze względu na to co można było na niej odkryć, największą zaletą jak zawsze była możliwość porozmawiania z autorami tego w co gracie i dania im feedbacku na miejscu, przybicia piątki i życzenia powodzenia. A skoro już przy tym jestem to muszę wyróżnić trzy pozycje, które najbardziej mi się podobały czyli Serial Cleanera, Bladebounda (ta akurat jest już dostępna i można ją za darmo ściągać na swoje smart urządzenia) i Beat Copa. Pierwsza gra to miła wariacja na temat Hotline Miami i Metal Gear Solid, druga to hack 'n' slash z bardzo dobrym dotykowym sterowaniem, trzecia to point 'n' click z bardzo dobrym klimatem, w którym jesteśmy... dzielnicowym. O wszystkich więcej przeczytacie w kolejnych, osobnych artykułach na naszym portalu - już się szykują.
Żeby jednak nie było, na PGA 2016 oczywiście można było pograć także w duże nowości, a nie tylko CS:GO, free to playe i indyki. Prym wśród tych gier wiodły przede wszystkim Shadow Warrior 2 i Gears of War 4, oraz możliwe do ogrania przedpremierowo Dead Rising 4 (warto było się z nim zmierzyć) i Tekken 7 (uwierzcie mi – ślicznie się rusza!).
Targi bez możliwości spróbowania gogli VR nie byłby jednak targami. Szans było naprawdę wiele, a szczególnie długie kolejki ustawiały się do PlayStation VR.
Dla zmęczonych był nasz gamedotowy chill zone, w którym rządził pan w śmiesznej czapce. Warto było z nim pogadać, bo bardzo chętnie rozdawał różne rzeczy. Nawet pingwin chciał coś dostać.
To co zawsze mi się najbardziej podoba w imprezach typu PGA to młodzi gracze, tak mali, że jeszcze nie bardzo radzą sobie z obsługą pada czy klawiatury. Świetnie jest widzieć jak dzięki rodzicom poznają czym jest elektroniczna rozrywka.
Poza częścią typowo wystawową w czasie PGA odbywa się też impreza Game Industry Conference, zapewniający trzy dni wypchane wykładami na świetnym poziomie. Posłuchać polskich i zagranicznych twórców mówiących szczerze o tym jak robić gry, jak na nich zarabiać, jak wykorzystywać technologię, jak szukać tego co najważniejsze w naszych/waszych produkcjach etc. to wielka przyjemność. Naprawdę, na prelekcje zjechali się świetni ludzie potrafiący zarażać wszystkich dookoła chęcią do tworzenia gier. A gdyby było tego mało – w międzyczasie odbywały się też gamedevowe targi pracy podczas których można było osobiście wkręcić się do branży. Strefa rekrutacyjna to świetny pomysł, który pojawił się pierwszy raz w tym roku i mam wielką nadzieję, że z każdą kolejną edycją PGA będzie się rozrastał. Potrzebujemy tego bo wbrew pozorom specjalistów tworzących gry wciąż mamy w Polsce zbyt mało.
Najważniejszą sprawą, od której zależy powodzenie każdej imprezy są ludzie i dlatego też było to moje najbardziej udane PGA. Mam nadzieję, że wy też je spędziliście w zgranej ekipie, która stale się rozrastała o znajomych znajomych i mogliście się cieszyć, i śmiać nawet z najgłupszych rzeczy (kto był ten wie ile różowych "baloników" walało się po targach). Święta graczy są przecież robione przede wszystkim po to żeby pod pretekstem spędzenia całego dnia na testowaniu sprzętu i nowych tytułów spotykać ludzi podobnych do was i oczywiście robić sobie z nimi zdjęcia.
A jeżeli wam się to nie udało, lub nie dotarliście na PGA w tym roku to mam nadzieję, że za rok już tam wpadniecie i uda się nam spotkać. Serio – warto.
0 Komentarzy