"Kol of Djuty" - od bohatera do zera - Publicystyka

80
Dakann

Na wstępie od razu zaznaczę wszystkim fanbojom i internetowym psychowojownikom, że nie będzie to kolejny felieton, w którym odbędzie się słowna bitwa między serią gier Call of Duty a Battlefield. Każdy gra w to co lubi i jak lubi, a jeżeli ktoś lubi na siłę wciskać komuś wyższość pewnej gry to nie różni się niczym od ludzi którzy o 2:00 w nocy pukają do drzwi i z uśmiechem Jokera proponują rozmowę o Jezusie który zbawi nasze dusze. Nie tym razem.

 

Był rok 2003. Gimbusy pamiętały jeszcze odtwarzacze video i wiedziały, że Walkman to nie tylko określenie na chodziarza. Te czasy już nie wrócą, ale nie rońmy łzy nostalgii, bo nie warto. Ten rok był ważny z innego powodu – 29 października studio Infinity Ward wypuściło na rynek produkcję, która dosłownie wzywa nas do służby - Call of Duty. Gra została ciepło przyjęta i osiągnęła średnią wynoszącą około 92% maksymalnych ocen według agregatora GameRankings. Opiewano optymalizację silnika id Tech 3, który jest chyba najbardziej wysłużonym silnikiem w historii gier. Gra chodziła nawet na słabszym sprzęcie,a jej ścieżka dźwiękowa była wyjątkowa (któż nie pamięta Pegasus Bridge?).

 



Gra rzucała nas w zawirowania II Wojny Światowej, prosto w wielkie jak i małe, ciche konflikty. Tak zwany Teatr Wojny w końcu wkroczył na ekrany komputerów z rozmachem. Wydawałoby się, że to początek nowej ery, nowej mody wśród gier FPS które do tego czasu raczej opierały się na prostym mordowaniu setek wrogów, niż krótkich scenkach czy przysłuchiwaniu się dialogów. O wydźwięku edukacyjnym nawet nie wspominam, bo mnóstwo osób nauczyło się z tej gry więcej o II Wojnie Światowej niż z lekcji historii (co jest de facto smutne).  By podsumować jak wielkim osiągnięciem była ta gra, wystarczy zacytować Wikipedię: 

 

„[...]Call of Duty zdobyła przyznawaną po raz pierwszy nagrodę Brytyjskiej Akademii Sztuk Filmowych i Telewizyjnych dla gry roku oraz trzy nagrody Akademii Sztuk i Nauk Interaktywnych.” 

 

Rok później, na fali modnego jeszcze w tamtym okresie wydawania dodatków do gier, które rozbudowywały podstawową wersję gry o coś więcej niż kretyńskie skórki hełmów czy błazenadę pokroju dodatkowego celownika, świat dostał United Offensive. I to był strzał w dziesiątkę, bowiem obsługiwanie czołgów, Jeepów, 88-emek i paru innych bajerów sprawiło, że tryb multiplayer nabrał nowego znaczenia. Jeżeli ktoś z czytających pamięta jeszcze rozgrywki toczone choćby na mapie Rhinevalley, z pewnością wie co to znaczy uciekać po polu gdy obok nas świstają pociski, a z okna dostajemy ostrzał z montowanego na parapecie MG34. Dla tych, którzy nie wiedzą o czym prawię – polecam wejść na serwer gdzie obowiązuje tylko strzelanie z Kar98k i spróbowanie być choćby w połowie tabeli wyników. Trafienie wroga z końca mapy z pomocą zwykłej szczerbinki (zapomnijcie o lunecie), kiedy to pocisk POSIADA CZAS I TRAJEKTORIĘ LOTU (w przeciwieństwie do takich gier jak CS) graniczyło z cudem i mistrzowskim skillem, który trzeba było opanowywać godzinami przez wiele miesięcy, jeżeli nie lat.

 

 

Ale dość już o tym "starość, a fe, gimby nie znajo, do lamusa z takim syfem". Przyszedł czas by opowiedzieć historię raz jeszcze, ale już w nowej oprawie godnej aktualnych lat. 25 października 2005 roku na świat przyszło kolejnego dziecko Infinity Ward, wydane przez Activision. I znowu był to sukces – jeszcze większa swoboda w eksplorowaniu świata (jak na tamte czasy), oprawa graficzna, odczuwanie wojny jak nigdy dotąd! I choć wszyscy ze sztucznymi ogniami w dupach klaskali jak foczki na widok świeżej rybki, nikt nie wiedział, że oto zaczął się powolny, acz nieuchronny upadek jednej z najważniejszych i najcudowniejszych serii gier. 


Niech dowodem będą prorocze słowa Boba Colayco z portalu GameSpot,  który stwierdził, że „tekstury tracą szczegółowość po zbliżeniu się do nich.” Ten pikselowy dramat będzie niczym cyfrowy rak, toczył serię praktycznie do ostatniej części, ale o tym za zdań parę. 
No więc „dwójka” została przyjęta ciepło, fajnie, nie było już pojazdów, rozgrywka przypominała bardziej Quake’a III niż wojnę, ale hajs się zgadzał więc nie pozostawało nic innego jak wydać kolejną część serii, licząc na to że kura będzie znosiła złote jaja jak najdłużej.
Z przykrością nie opiszę Wam swoich przemyśleń dotyczących rozgrywki w Call of Duty 3 ponieważ nigdy nie dane było mi zagrać w tę odsłonę. Jako, że nie chce być jak typowy Polaczek, to nie wypowiem się w temacie, o którym nie mam pojęcia. Przynajmniej nie w stosunku do tej pozycji. Lećmy zatem dalej.

 

 

Listopad 2007 – dzień, w którym na ekranach wielu graczy widniał jedynie piasek, a z głośników leciała arabska muzyka przecinana karabinem i krzykiem pseudo talibów. Oto i przyszedł czas by odświeżyć serię, nadać jej nowy szyk i styl, pchnąć w nowe ramy czasowe. I tak też gracz miał okazję poznać smak bycia prawdziwym marine, mięsem armatnim na wojnie, która dziwnym trafem przypominała nam wojnę w rzeczywistości (ale w grze ominiętą wątek żądzy pieniądza i walki o ropę naftową = poprawność polityczna!). Jako wspominany żołdak Marine oraz członek brytyjskiego SASu, odwiedzamy liczne i niezwykle atrakcyjne lokacje – od legendarnego już miasta Prypeć, poprzez Azerbejdżan, kończąc na czerwonej matecznej Rosji. Słowem światowo, fantastycznie i super efektownie. Pojawił się też nowy silnik gry Infinity Engine, który według twórców musi być chyba najlepszy silnikiem wszechczasów skoro używają go od 7 lat. No ale nie mnie oceniać. Gra oczywiście jak zawsze została przyjęta ciepło, no bo jak można nie zachwycać się kolejną częścią gry, w której zrezygnowana z pojazdów, a tekstury przy zbliżeniu rozjeżdżają się niczym mokra serwetka na stole?  Bawiłem się przy tej część gry, nie ukrywam. Nic jednak nie zmieni faktu, że tragicznie usytuowane respy, mordercza ilość (i system nagradzania!) nagród za serię ofiar oraz wszechobecne cziterstwo uniemożliwiało normalną rozgrywkę mniej więcej w rok po wydaniu gry. Dziś większość serwerów jest pełna modów, hackerów i kretyńskich pluginów. To okres gdy serwery zostały opanowane przez dzieci i ludzi, którzy nie chcą grać team play’a tylko nabijać statystyki oraz desperatów, którzy siedzą przy grze 18 godzin dziennie i zakładają heady przez ścianę z połowy mapy. 


Wielu recenzentów widziało w Call of Duty 4: Modern Warfare rewolucję, szczególnie w trybach Multi. Ja, jako gracz, tej rewolucji nie wiedziałem, bo choć gra oferowała wiele (nawet bardzo), to nie przekroczyła pewnego progu (re)ewolucji. Halo 3 było na podobnym poziomie zaawansowania i nie widzę powodu by akurat ta część serii CoD była specjalnie wyjątkowa. 

 

 

Uff, pociekło hejtem i jadem - nie ukrywam. Moja nadzieja jednak na chwilę odżyła, bowiem ktoś bardzo mądry, wpadł na pomysł by na chwilkę wrócić do tego co w Call of Duty było najlepsze, czyli wojennych ram czasowych. I tak oto 11 listopada 2008 roku, rok po piaskowych zawirowaniach, wróciliśmy na front II Wojny Światowej w Call of Duty: World at War (stworzone przez Treyarch). I cóż to był za powrót! Lekko odświeżony silnik, genialne udźwiękowienie, znów można było rzucać komendy po niemiecku (SZARPSZUTTZEEEE!!), a do tego wróciły czołgi!  I nim opadł kurz, a z powietrza ulotnił się słodkawy zapach podniecenia i potu, okazało się że mamy grę dobrą, poprawną, ale nie wnoszącą niczego nowego. Mapy nie przystosowane do pojazdów, zresztą na 80% ich nie ma lub nie ma sensu ich używania. Rozgrywka wtórna i niczym nie odbiegająca od Modern Warfare. Odczucie właściwie jedno – to ta sama gra co rok temu, tyle że z trochę lepszą grafiką, inną oprawą i paroma nowymi bajerami. Podkręcenie klimatu wojennego nawet się udało, choć wyjątkowa brutalność była szeroko krytykowana. Osobiście mnie urzekła, bo kto widział chociaż jedno nagranie wojenne, doskonale wie, że pocisk czołgu nie wyrzuca wroga w górę, a ten nie upada z krzykiem na ziemię metr dalej. To jednak za mało by przekonać gracza do tego że ma w rękach nowy produkt, stworzony od zera, zrodzony ze świeżych pomysłów. Wtórność zaczęła jarzyć się na ekranie i pozostanie tam już do końca, bowiem to właśnie powtarzalność jest największym demonem tej serii. 

 

 

10 listopada 2009 – pojawia się Modern Warfare 2. Nie będę tłumaczyć rozłamu serii, a raczej podserii i całego rozdwojenia jaźni w tytułach, bo to sprawa do ogarnięcia poprzez wujka Google’a. Tak czy siak, dostaliśmy kolejną część, która rzuca nas po nowoczesnych frontach wojny. I to właściwie wszystko. Gra sprzedała się w rekordowych nakładach, była na ustach wszystkich, nikt jednak nie chciał przyznać rzeczy oczywistej – to kolejna kopia kopii. Te same tryby, ten sam tryb rozgrywki, podobne bronie, podobne nagrody za serię ofiar, podobne perki, brak logicznego balansu między nimi (Komandos!).Innymi słowy odsłona, która od MW1 różniła się cyferką i oczywiście delikatnym liftingiem to już standard. Wspomniany silnik pracuje nieprzerwanie od lat i nikt chyba nie zamierza odłączyć starej pompy. Nie wiem jak wiele gier powstanie jeszcze na bazie tego teksturowego rozciągacza, ale może era next genów wymusi jakieś zmiany. Albo i nie. 

 

 

9 listopada 2010 - oto data, którą pamięta każdy szanujący się fan serii, bowiem wydane zostało coś co właściwie było gwoździem do trumny serii - Call of Duty: Black Ops. Od czego zacząć? Nowe bronie? Okres zimnej wojny? Fantastyczne mapy? Możliwość WYCHYLANIA SIĘ? Aż paluszki swędzą od kropelek jadu, który kapie mi z ust na klawiaturę. Pojazdów jak nie było tak nie ma. Mówiłem, że nie będzie porównań do Battlefielda, ale przepraszam, muszę – dlaczego nikt z twórców nie stwierdził, że może dobrym pomysłem byłoby przywrócenie możliwości sterowania czymś większym, niż spadającą rakietą czy tandetnym helikopterkiem? Czy nie było tam nikogo, kto nie wstałby od biurka i nie krzyknął „ludzie, robimy znowu to samo gówno, czas na coś nowego, dlaczego ciągle nóż zabija jednym dotknięciem, a LKM przeżywają n00by z 1 levelem?!” Nie wiem i pewnie nigdy się nie dowiem. Black Ops mimo ciekawej fabuły dla pojedynczego gracza nie wprowadził do rozgrywki nic nowego. Pomijam takie cuda jak Nuketown i serwery dedykowane nabijaniu expa, który de facto nic nie daje poza prestiżem, który z kolei też niczego nie zmienia. Fuck logic. Bardziej idiotyczne mogą być już tylko paragony w Diablo 3.  Jest jeszcze tryb zombie, ale szkoda mi czasu i wódki by opisywać ten tryb. Nie rozumiem go, nie dociera do mnie skąd w grze wojennej zombie, dlaczego, po co i w jakim celu. Rozgrywki typu „fale” są ciekawe, ale czy potrzebne były akurat zombie? Ale cóż, prawa rynku – aktorzy celebryci, znane głosy, wpływ popkultury itp. 


Tutaj też zaczęła się dodatkowa żądza pieniądza decydentów. Rozumiem, że świat dystrybucji się zmienia i nic go nie powstrzyma, rozumiem, że teraz nastaje era mikropłatności i sprzedaży DLC za niewielkie sumy, jednak jak moralnie nisko trzeba upaść by sprzedawać 4 mapy za kilkanaście dolarów? Mapy - coś co kiedyś ludzie robili sami, za darmo. Ahh no tak, bo narzędzi dla moderów już brak. Dlaczego dawać grę w cudze ręce, jak można robić samemu i mieć hajs. To nic, że połowa map to kopie tych z poprzednich części, NIKT PRZECIEŻ NIE ZAUWAŻY. 

 

 

8 listopada 2011 – gracze dostają Call of Duty: Modern Warfare 3 czyli grę która jest oparta na MW1, MW2, trochę na BO, ma parę nowych kill streaków oraz rozwiązań, które nie wprowadzają absolutnie nic nowego. To ten moment, kiedy gracz właściwie z ulgą widzi, że tak naprawdę nic się nie zmieniło, a więc nie trzeba uczyć się rozgrywki na nowo. Wydałem 120zł by zagrać w to samo, ale na nowych/starych mapach. Fajnie, o to mi chodziło, czuję się dobrze z tą decyzją. Tym razem krytyka nie oszczędziła trybu multiplayer – wspominana wtórność zagościła raz jeszcze. Nie wiem jak po raz kolejny mogę napisać to co oczywiste, dlatego sobie daruję. Gra nie wyróżnia się niczym. Ani grafiką, ani fabułą, ani trybami rozgrywki. Jak zawsze płatne DLC, jak zawsze quick scope który rujnuje grę, brak wsparcia dla dedyków, sztuczna inteligencja wrogów/przyjaciół na poziomie bałwanka Olafa. Brak słów.



13 listopada 2012 dobra, darujmy sobie. Serio. Po co? Że znowu gniot? Że i tak nikt prawie w to nie grał bo czekał już na Ghosta? Że znowu kotlet, że niby przyszłość, a zamiast Rosji tym razem Chiny? Matko Boska Graczowa, dlaczego nikt nie uchronił nas przed 9 częścią tej serii? Tryb zombie to jakiś popkulturowy gniot promujący bardziej ryje aktorów niż samą grę. Fabuła na poziomie opowiadania SF 10 latka. Nagrody serii ofiar rodem z Terminatora, wszystko lata samo albo dzięki nam, strzela, pełza, wybucha i jeździ. Po co właściwie jest broń w tej grze skoro każdy z żołnierzy ma przy sobie arsenał mechanicznych robotów zabójców i steruje nimi za pomocą komputerka czy tabletu? Rozumiem że to nowoczesna wojna, ale nawet w 2014  roku zabijać będziemy dronami, a nie piechotą. Zero wyobraźni. No i oczywiście tekstury. Kultowe już tekstury. Tak w skrócie wygląda Call of Duty: Black Ops 2. Idę po wódkę. 

 

 

Już jestem. Czas na ostatni wynalazek firmy IW (Imperatorzy Wtórności) czyli Duchy, ouu jea, Call of Duty Ghosts, wszyscy przecież płakali jak zabili Ghosta, czemu by nie zrobić na podstawie tego całej gry? Dopiszmy fabułkę, jakąś taką, że stacja z kosmosu rozj***ła Stany i teraz atakują nas latynosi czy coś takiego, za rok zrobimy walkę z plemionami afrykańskimi i rozgrywkę na Akrtyce z nazistowskimi eskimosami. Dodajmy relacje rodzinne, bo to na pewno chwyci, w końcu wszyscy gracze od 4 odsłony mają w dupie każdego bohatera, którym kierują, teraz będą bracia i w ogóle fajnie. Ej a co z grafiką? Gobby pls, IW Engine All the way! Ale panie dyrektorze, a co z zakończeniem? Nie bójcie się, zrzynamy z MW2, nikt nie zauważy!


Cóż więcej mogę powiedzieć? Czy muszę wspominać o płatnych DLC które daję nam nowe skórki dla.. psów? Przecież to mówi samo za siebie. Ale okej, będę (choć na chwilę) w miarę obiektywny. Są nowe tryby (Blitz, Cranked, Hunted). Rozwój postaci jest bardziej zbalansowany, jest możliwość przekładania perków nad uzbrojenie, mapy są różnorodne, niektóre nawet spore. I to właściwie tyle. Hucznie zapowiadana mapa Free Fall jest niczym innym jak bieganiem po zrujnowanym wieżowcu, który ulega zmianie raz na jaki ś czas. Jaramy się za 1, 2 może 3 razem, potem i tak pamiętamy układ mapy i dalej trwa rzeź. Respawny były projektowanie najprawdopodobniej tak, że mapmejkerzy rzucali lotkami w rysunek mapy i na ślepo wybierali miejsca, bo niemożliwym jest, by ktoś przy zdrowych zmysłach robił punkt spawna pod lufą celownika. To mogło się zdarzać 5 lat temu, ale nie w produkcji z rocznika 2013, na bogów!

 

 

Czas na małe podsumowanie. Tak, zjechałem całą serię. Tak, uważam że każda kolejna część po Call of Duty United Offensive jest taka sama. Mam bardziej i mniej ulubione części (MW2 wygrane 500 godzin). Ale i tak kupuję każdą kolejną część. Dlaczego? Bo już się przyzwyczaiłem. Bo kiedy ktoś puszcza nalot na respa, lubię rozbrajać bombę i w ostatniej sekundzie dostać kosą pod żebra, lubię masakrować wrogów z pokładu śmigłowca i patrzeć jak mój pies ratuje mi życie zagryzając wroga. Mimo całego hejtu i nienawiści wobec tego jak potoczył się rozwój tej serii, jestem jej wierny. Bo miłość gracza jest twarda, ale szczera. Tak mi się przynajmniej zdaje. 

 

"My war ends with you" 
- Price to Makarov

***
Nie uwzględniłem takich pozycji jak: Call of Duty: Finest Hour, Call of Duty 2: Big Red One, Call of Duty: Roads to Victory ponieważ nie było mi dane w nie zagrać, także obraz serii jest niepełny, za co przepraszam. 

 

Autor: Grzegorz'Dakann'Barański

Zapalony gamer, oddał duszę i ciało platformie PC i nigdy jej nie zdradził. Pada trzyma tylko kiedy musi i na ekranie odpalona jest bijatyka. Nieskończone studia, pseudo celebryta internetu, wciąż bez prawa jazdy, dopiero rok temu nauczył się 'czytać' zegarek wskazówkowy. Innymi słowy, osoba idealna by mówić Wam co i jak. 7 lat tworzenia internetowego syfu dało mi deffa na hejt +200%, także możecie próbować :>

 

O autorze
DakannDakann
24 2
Zapalony gamer, oddał duszę i ciało platformie PC. Pada trzyma tylko kiedy na ekranie odpalona jest bijatyka. Nieskończone studia, pseudo celebryta, wciąż bez prawa jazdy, dopiero rok temu nauczył się 'czytać' zegarek wskazówkowy. Deff na hejt +200%.

8 Komentarzy

awatar
Hejter (gość) 7 lat temu

Czasem sobie czytam starsze artykuły i ten wydawał mi się napisany przez debila. Potem zobaczyłem autora i nic dziwnego :)

1 Odpowiedz
awatar
tuciek1998 (gość) 8 lat temu

Ja przestałęm grać w Call Of Duty od Black Ops 2 , nie podoba mi się ogólnie przyszłość w grach a tym bardziej w grze w która zaczynała II Wś . Może czas wrócić na ziemie i zrobić coś porządnego tematycznie , np Jugosławia , lepiej zoobrazować walki w Wietnamie lub nawet rok 1939 i dalej ( Kampania Wrześniowa , Bitwa o Anglie , Walki na Pustynii )

0 Odpowiedz
siwy3551 8 lat temu

Wie ktoś jak odpalić COD Deluxe Edition na W10? Multi działa, single nie działa... w obu grach. Wymagania spełniam, jeśli ktoś ma zamiar zapytać :)

0 Odpowiedz
awatar
vlad (gość) 8 lat temu

Nie jestem fanboyem Call of Duty i nie będę miał żadnych emocjonalnych profitów w bronieniu tej serii ALE: serie Black Ops i tryb Zombie akurat UWAŻAM za udaną (Dempsey i paczka na zawsze zostaną w mojej pamięci), a MW/CoD4 był rewolucją, miał świetną optymalizację i najbardziej dynamiczne multi w jakie przyszło mi zagrać.

0 Odpowiedz
awatar
Ktoś (gość) 8 lat temu

Ahh. Spodziewałem się, że będzie tutaj dużo o kampani jaka była w tej serii, ale jednak opisuje prawie tylko multi. I system wychylania się już było nawet w PIERWSZYM Call of Duty. :P

0 Odpowiedz
Feeler94 10 lat temu

OK, ze wszystkim się zgodzę, oprócz siadania na system multi w CoD 4 : Modern Warfare. Perki były nowością. Nie było ich w Halo. Multi tej części ma balans. Przebijanie kul przez ściany. Nowe granaty specjalne. Modyfikacje broni za darmo. To wtedy standardem nie było. Można mówić o rewolucji, spokojnie. I spokojnie mogę powiedzieć, że Dakann p........ł i chciał się popisać hejtem i nie potrafił docenić gry z perspektywy możliwości i tego co było w świecie gier, gdy ona wychodziła. Reszta prawdom jest, tyle o ile, że nie grałem w Ghosta i Black Ops'a I ;] CoD Black Ops II nawet na konsoli ma takie same sztuczki jak CoD 4, czyli 5 lat nie zrobiło dla tej gry różnicy :D

0 Odpowiedz
Harhan 10 lat temu

Fakt, dla mnie każda kolejna część po CoD UO (ew. CoD2)była strasznie tandetna, może to przez fakt, że powoli zacierali i to co mnie przyciągało do tej gry - wojna, a raczej jej klimat, z roku na rok było coraz gorzej i przechodziłem kolejną część z nadzieją, że może kiedyś wrócą do starego schematu, niestety. Nawet teraz, co jakiś czas ze znajomym męczymy starego "Carentana".

0 Odpowiedz
TheDoom 10 lat temu

1) COD3 pominięty bo na konsole. Gra była zrobiona na pośpiech i może to dobrze, że nie ma tutaj dla niej zbyt wiele miejsca. Piszę ten wstęp bo gra posiada 4 kampanie. Uwaga. brytyjska, amerykańska, kanadyjska (?) i polska! Z Polakami, o walce Polaków! Link: http://pl.wikipedia.org/wiki/Call_of_Duty_3#Kampania_polska 2) Czytałem tak sobie i myślę, że mimo typowo Dakannowego tekstu (jak się zna twój głos z filmików to nie da się go wybić z głowy podczas czytania) jest całkiem rzeczowy bo poza hejtami jest i o historii serii i o ewolucji. Ale są też momenty, gdzie są bzdury. :D COD: Ghosts nie ma nic wspólnego z Ghostem. I wie to każdy już od targów gdzie prezentowano grę. Jak już się o czymś pisze, to wypada zagrać, no panie Grzegorzu. :) Oby krytyka została przyjęta konstruktywnie, bo tylko po to piszę że są bzdury.

0 Odpowiedz

Najpopularniejsze newsy

Dołącz do zespołu Gamedot

Jesteś graczem? Interesujesz się branżą gamingową? Chciałbyś pisać o tym co Cię interesuje?

Dołącz do redakcji gamedot.pl i dowiedz się co możesz zyskać. Prześlij nam próbny tekst i kilka słów o sobie na adres [email protected]