Deadfall Adventures - Recenzje

40
Cascad
Wyprawa do krainy pustynnych piasków, jaskiń pokrytych tysiącletnim lodem i równikowych dżungli powinna kojarzyć się z jednym hasłem – jest nim „przygoda”. Autorzy Deadfall Adventures doskonale zdawali sobie z tego sprawę, dostarczając gry mocno nawiązującej do awanturniczych powieści i filmów o poszukiwaczach skarbów.
 
 

Złota Arka

 
Są lata trzydzieste dwudziestego wieku, Amerykanie, naziści i Sowieci poza wzajemnym szpiegowaniem się i wywoływaniem wojen, część swego budżetu postanowili przeznaczyć na poszukiwanie pradawnych artefaktów, które mogłyby dać im niezrównaną moc. Zgodnie z tradycją, najpotężniejszy magiczny przedmiot znany ludzkości został podzielony na części i schowany na krańcach świata, w świątyniach najeżonych pułapkami. I tu wkraczamy do akcji my, czyli James Quaterman: silny i dowcipny hedonista o oczach tak niebieskich, że na ich tle można by kręcić filmy o superbohaterach. 
 
 
Po krótkim wprowadzeniu (w którym poznajemy także nieustraszoną agentkę mającą w głowie encyklopedię powszechną i słownik kilku starożytnych języków) zostajemy zamknięci w egipskiej świątyni, zaatakowani przez mumie i zmuszeni do użycia dynamitu w otoczeniu bezcennych zabytków. Dalej też jest ciekawie – czeka nas m.in. podróż na Antarktydę, desant łodzi podwodnej i znalezienie statku hiszpańskich konkwistadorów w samym centrum gwatemalskiej dżungli, tuż obok wejścia do ruin pozostawionych przez cywilizację Majów. Niektórzy nazwą to sztampą i ściąganiem z serii Uncharted, dla mnie to jednak przyjemny standard, z którego garściami czerpało przecież samo Uncharted, o którym można powiedzieć wiele, ale nie to, że zaskakiwało swą fabułą, stanowiąc powielenie motywów z książek mających grubo ponad sto lat. Tak już przecież jest, że nieodkryte, starożytne budowle poukrywane są w dżunglach i na pustyniach, a nie w Paryżu, Madrycie czy Londynie. Deadfall Adventures nie będzie nas zatem zaskakiwać odwiedzanymi miejscówkami, jednak ich wygląd robi całkiem przyjemne wrażenie, nawet jeśli sercem gry jest krążenie po wąskich korytarzach i strzelanie do tego co z nich wyskoczy.
 
I tu dochodzimy do głównego problemu produkcji The Farm 51 – jest nim walka. Pojedynkowanie się z kolejnymi przeciwnikami to raczej średnio przyjemny obowiązek, przypominający po prostu kolejną, zwykłą strzelaninę FPP. Na szczęście to co się dzieje między starciami potrafi nadrobić ich niedociągnięcia, gdyż autorzy postanowili urozmaicić nam zabawę i stworzyli grę, która faktycznie niesie w sobie ducha przygód Indiany Jonesa. Widać to przede wszystkim przy zagadkach środowiskowych, polegających na obracaniu kolumn, łamaniu szyfrów i eksperymentowaniu z przełącznikami. Deadfall Adventures nie podpowiada nam co, gdzie i jak zrobić, na ekranie nie wyskakuje strzałka czy znacznik prowadzący do rozwiązania, zamiast tego możemy tylko spojrzeć w notes Jamesa i sprawdzić jego bazgroły (które same w sobie potrafią być zagadkowe) i wywnioskować z nich jak otworzyć kolejne wrota. Choć poziom kolejnych łamigłówek bywa nierówny to jednak jest to przyjemny element, który zadowoli wszystkich graczy mających już dość wiecznego prowadzenia za rączkę. To właśnie rozwiązywanie zagadek dawało mi najwięcej przyjemności… nawet jeśli części z nich do końca nie rozumiałem i zrobiłem je „na czuja”.
 
 

Podróż za jeden uśmiech

 
Wiele rozwiązań zapożyczono tu z innych gier – przykładowo do tego, by pokonać mumię potrzebne jest porażenie jej ostrym światłem z latarki, inaczej będzie niewrażliwa na nasze strzały. Bardzo przypomina to Alana Wake’a walczącego z upiorami i przy okazji urozmaica wymiany ognia. Ponadto nasza postać może się rozwijać w trzech różnych specjalnościach, czyli ścieżce życia (większa odporność), światła (walka z demonami) i wojownika (zadajemy większe obrażenia) co mi akurat skojarzyło się z Far Cry 3. Do polepszania swych statystyk używamy jednak nie punktów doświadczenia nabijanych przez mordowanie przeciwników, a specjalnych artefaktów, odnajdywanych w zakamarkach kolejnych pomieszczeń. Żeby ułatwić ich zbieranie dostaliśmy do dyspozycji specjalny kompas, który wyjęty niedaleko magicznego przedmiotu zaczyna nas do niego prowadzić. Jest to o tyle ciekawe, że zdarza się, że podążając za nim na ślepo trafimy na ścianę lub pułapkę, gdyż do niektórych skarbów prowadzi bardzo okrężna droga. Dodatkowo znalazło się też miejsce na tryb multiplayer oferujący nie tylko wzajemne zabijanie się na serwerach, ale i tryb przetrwania (odpieranie fal przeciwników), w którym można spędzić sporo czasu po zakończeniu trybu kampanii, trwającego zdrowe 8-9 godzin.
 
W warstwie artystycznej prym wiedzie muzyka idealnie pasująca do awanturniczych wypraw w nieznane. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że to jedna z bardziej klimatycznych ścieżek dźwiękowych tego roku – tym bardziej szkoda, że nie idzie za nią efektowna oprawa graficzna (jest poprawna, ale nic ponadto) ani zaskakujący scenariusz. Zwłaszcza postaci prosiły się o większe rozwinięcie, gdyż poznajemy je naprawdę pobieżnie, a mimo to da się je polubić i z zainteresowaniem wysłuchać tych kilku linijek, które mają do powiedzenia. 
 
 

Przygoda, przygoda, każdej chwili szkoda

 
Reasumując, otrzymaliśmy kolejną polską grę, która ma w sobie ciekawe elementy i może stać się początkiem fajnej serii (tak jak to było np. z Call of Juarez). Zabrakło jej co prawda oryginalności i czegoś co kurczowo trzymałoby gracza przy padzie od samego początku, aż do napisów końcowych, jednak nie da się odmówić Deadfall Adventures charakteru. Owszem, początek tej przygody nie nastraja optymizmem, ale z każdą kolejną rozwiązaną zagadką i zwiedzonym miejscem można poczuć się jak w sercu starego filmu o poszukiwaczach skarbów. Fani takich klimatów z pewnością to docenią – innym może brakować natężenia akcji jak z Call of Duty i rozmachu Gears of War 3, ale przy odrobinie szczęścia dadzą przekonać się do bardziej stonowanej, nieco niezdarnej rozgrywki, prowadzącej do poznania wielkiego skarbu ludzkości. To gra, której warto dać szansę.

Deadfall Adventures

Ocena
7.5
Wasza ocena
8.4
Oceń grę
  • Plusy
  • Zagadki
  • Klimat Indiany Jonesa
  • Muzyka
  • Minusy
  • Nieciekawe strzelanie
  • Przewidywalność
  • Rozkręca się bardzo powoli
O autorze
CascadCascad
3215 22

Prawdziwy entuzjasta gier, który uwielbia z nich szydzić, żartować i nakręcać się na kolejne premiery. Piszę dla was newsy, raporty, recenzje… lubię oryginalne pomysły, dziwactwa i cały czas jestem na czasie. 

4 Komentarze

rob2 10 lat temu

a ja wiem że będzie

0 Odpowiedz
lofthy 10 lat temu

"Nieciekawe strzelanie" :) - rozbawiło mnie to trochę bo jak szanowny autor nie lubi Fpsów to niech ich nie recenzuje :)

0 Odpowiedz
Rex 10 lat temu

Zapowiada się ciekawie, pewnie znajdę 9h na przejście kampanii.

0 Odpowiedz
Macias 10 lat temu

szkoda, że nie ujrzymy tego na ps3 ;/

0 Odpowiedz

Dołącz do zespołu Gamedot

Jesteś graczem? Interesujesz się branżą gamingową? Chciałbyś pisać o tym co Cię interesuje?

Dołącz do redakcji gamedot.pl i dowiedz się co możesz zyskać. Prześlij nam próbny tekst i kilka słów o sobie na adres [email protected]