Hatred (+18) - Recenzje

31
chinemantis

Początek lat dziewięćdziesiątych, poza całym szeregiem rzeczy ważnych (jak „budowanie nowej Polski”) czy mniej ważnych (sukces kiczowatych boysbandów) fanom mocniejszych brzmień kojarzy się ze swoistą rewolucją na norweskiej muzycznej scenie. Otóż właśnie wtedy publika zaczyna zwracać oczy ku chwale Szatana, skandując „Aske” biec z butelkami z benzyną i pochodniami na średniowieczne kościoły i masowo zatracać się w marzeniu o spijaniu krwi z tętnic bladolicych dziewic. Jedną z ikon scen wysłanych świńskimi łbami, staje się wokalista Burzum, Varg Vikernes, który do dzisiaj fascynuje nie tylko psychiatrów, ale również całe rzesze mniejszych lub większych wykolejeńców, ubóstwiających analizy przyczynowo-skutkowe.

A jest co analizować – zamordowanie Euronymousa (keep calm i zadaj dwadzieścia ran kłutych „w imię zasad”), zbieranie materiałów wybuchowych (oj, nie... Nie sądzę by poglądy o zabarwieniu post-nazistowskim miały z niecodziennym hobby cokolwiek wspólnego), palenie kościołów...

I, może nadinterpretowałam. Może „codziennej dawki inspiracji” szukałam nie tam, gdzie trzeba. Ale Hatred od pierwszego „bóldupczenia” i poważniejszych informacji prasowych przyciągnęło mnie czymś, co zdawało się garściami czerpać z toposu „Janka Satanisty – Janusza Psychopatii”.

 

hatred1

 

Rozlew krwi, płonące miasta i zapach smażonego mięska to rzeczy, które wszystkie tygryski lubią najbardziej. A jak w tym sprawdziło się Hatred?


Gott ist tot

Idea Hatred jest prosta – wcielamy sie w antybohatera – człowieka, którego imię „nie jest istotne”, natomiast istotna jest jego nienawiść do ludzi. Destructive Creations postawili przed sobą bardzo ciężkie zadanie – rozprawienie się – na swój pokrętny sposób – z post-nietzscheańską wizją nadczłowieka i wszechogarniającym nihilizmem. I muszę przyznać – sposób, w jaki twórcy rozwiązali swoiste wznoszenie się na piedestał jednostki (które jakże często jest odpowiedzią na pewne sytuacje społeczne), sprawił, że Hatred zyskało niesamowity potencjał. To, w jaki rozwiązali całą tematykę było genialne w swojej prostocie. Antagonista, przywodzący na myśl wspomnianego wcześniej Vikernesa, wolnym, spokojnym głosem powtarza nieco utarte i mocno kiczowate frazesy rodem z małego pokoiku w Piekle, w którym przy herbatce i Wagnerze spotykają się Hitler z Napoleonem. Spokojny tembr głosu w sposób iście genialny zestawiony jest z histerycznymi wrzaskami ofiar (życzących naszemu bohaterowi śmierci) i mechanicznych, faktycznie bezdusznych głosów stróżów prawa.

 

 

 

Całość okraszono naprawdę klimatyczną grafiką – wykorzystanie ciemniejszych odcieni szarości do stworzenia świata, ktore zestawiono z mocno zaakcentowanymi, pstrokatymi sprzętami elektronicznymi, gaśnicami i całą masą rzeczy które mogą wybuchnać lub są wyjątkowo łatwopalne oraz przepięknie rozprzestrzeniającym się, ogniem. Wszystko doprawiono ukradkiem wkradającą się muzyką. Wprost zdaje się mieć nieodparte wrażenie, że od gry buzuje spora dawka całkiem przyzwoitej ironii.

 

Kąpiel w krwi niewiernych

Świat shootera przedstawiono w widoku izometrycznym, dzięki któremu gracz podczas rozgrywki może poczynaniom Bezimiennego Mężczyzny przyglądać sie z boku. I, tak jak nie lubię strzelanek, tak Hatred sprawiło mi sporą satysfakcję – zastowowanie ciemnej stylistyki, przerysowanej głównej postaci i perspektywy trzeciej osoby sprawiło, że znów mogłam poczuć się jak mała dziewczynka kierująca krwawymi poczynaniami mrocznej, rządnej krwi kukiełki. Całość dopełniała mocno okrojona fabuła, której właściwie nie ma. Owszem, nie jest tak, że naszym zadaniem jest wyłącznie bieganie po miasteczku i zabjanie przechodniów. Hatred podzielone jest na siedem zróżnicowanych poziomów, w których do wykonania mamy główną misję  i kilka questów pobocznych (dzięki którym zyskujemy punkty odrodzenia). Co więcej, wraz z rozwojem wydarzeń, każda kolejna misja wymaga od nas znacznie więcej – i tak jak wyrżnięcie połowy posterunku policji czy zamach na dworzec kolejowy nie stanowiły szczególnej trudności, tak jedna z końcowych misji była sporym wyzwaniem.

 

 

Ale powróćmy na chwilkę do „życia”. Bezimienny Mężczyzna musi zmierzyć sie z wieloma uzbrojonymi przeciwnikami, wśród których znaleźć można handlarzy bronią, policjantów, S.W.A.T. czy wojsko. Na szczęście, nasz bohater niczym Bóg Śmierci karmi się widokiem odchodzącej nadzei – by odzyskać życie, wykonuje niezwykle ciekawe egzekucje. Swoją drogą, to właśnie egzekucje stanowiły główny punkt zaczepienia zarzutów wobec Hatred – zupełnie nie rozumiem dlaczego – w zderzeniu z kryteriami pop-kulturalnymi, Bezimienny Mężczyzna skracał cierpienie ofiar w bardzo humanitaryny sposób.

 

 

Muszę też wspomnieć o dwóch rzeczach, które rozpaliły moje serce. Pierwszą z nich jest bezapelacyjnie możliwość podpalania wszystkiego – i powiem szczerze, że kilka ładnych godzin spędziłam na bieganiu po różnych zakamarkach i szukaniu telewizorów, gaśnic, automatów z jedzeniem czy baniaków z benzyną i obserwowania płonących budynków...Wystarczyła odrobina szczęścia by znaleźć miotacz ognia, czyli broń, która w Hatred sprawiała jeszcze wiecej frajdy niż zwykle!
Kolejną niespodzianką była humorystyczna otoczka produkcji Destructive Creations, w których główną atrakcją były... steamowe osiągnięcia! Co więcej, tworcy pomyśleli również o osobach preferujacych grę w stanie nieważkości... tfu, nietrzeźwości – gra oferuje tryb dla ludzi pijanych, który... powiem szczerze, nie wiem za bardzo czym różni się od trybu normalnego... Aczkolwiek tej subtelnej różnicy mogłam nie zauważyć. (#pdk)

 

Z motyką na słońce, czy ze słońcem na motykę?

Walka w Hatred przebiega całkiem prawidłowo. Poza całkiem obszernym arsenałem broni, mamy możliwosć poruszania sie samochodem policyjnym lub wozem opancerzonym wyposażonym z CKM. Poza kilkoma dziwnymi bugami, celowanie, system i fizyka walki były w pełni dopracowane, a dzięki kilku smaczkom takim jak możliwości zniszczenia budynków sprawiały, że potrafiły być one wyjątkowo spektakularne. Dodatkowe utrudnienie podczas strzelaniny stanowiła grafika, która mocny akcent położyła na efektach naszego rozpierdolu.

 


Niestety, żeby nie było aż tak kolorowo, dodać muszę, że zawiodło mnie sterowanie postacią – miałam wrazenie, że pomimo moich wysiłków Bezimienny Mężczyzna porusza się topornie (czego nie zauważyłam podczas poruszania się pojazdami).
Zawiodła mnie również optymalizacja gry – Hatred na średnio-wysokich ustawieniach działało jakby chciało, ale nie mogło, mimo sprzętu pozwalającego odpalić grę na ustawieniach ultra – wysokich.

Nie zawiódł mnie natomiast poziom trudności gry – Hatred stanowiło dla mnie, jako osoby, która zazwyczaj wybiera zupełnie inne gatunki gier, całkiem przyjemne wyzwanie (no, może pomiając momenty, w których z bezsilności i strachu przed śmiercią Bezimiennego Mężczyzny soczyście przeklinałam). Myślę, że dla osób, które na codzień wybierają shootery, gra z całą pewnością nie wyda się zbyt nudna.
Wojskowi czy policjanci potrafią wykonywać uniki czy zachodzić nas od tyłu, dzięki czemu podczas rozgrywki musimy niemalże przez cały czas pozostawać w pełni gotowości. Nie da się jednak ukryć, że bywają momenty, w których odnosi się nieodparte wrażenie, że walczymy z idiotami – przeciwnicy potrafią blokować sie nawzajem, pośmiertnie wydawać sobie polecenia a nawet zabijać się nawzajem. Potężny problem stanowi też często pojawiajaca sie możliwosć zablokowania ruchów antagonisty, szczególnie podczas poruszania się po budynkach.

 

 

 

Z ostatnich zawodów muszę wspomnieć o końcówce... Omijając spoilery – połączenie patetyzmu sytuacji z jej swoistą idiotycznością sprawiło, że ryknęłam gromkim śmiechem... Choć dopuszczam także możliwość, że takie zakończenie było zamierzonym celem inspirowanym amerykańskim kinem klasy D.


Podsumowanie...

Obiektywnie rzecz ujmując, Hatred jest ciekawą pozycją i całkiem przywoitym debiutem Destructive Creations. W grze można znaleźć kilka niedociągnięć oraz kilka nieco irytujących momentów, które w ogólności nie przeszkadzają w całkiem pozytywnym odbiorze produkcji. Co więcej, gra jest niesamowitym przykładem wykorzystania konwencji, po którą z pewnością wielu twórców obawiało się siegać z uwagi na ogólnopojęte konwenanse. Destructive Creations w tym zakresie wywiązali sie świetnie dajac nam możliwość wcielenia się w nihilistycznego zgreda z kompleksem nadczłowieka i narcystycznymi zaburzeniami osobowości przedstawiając go w nieco mrocznym, a zarazem zabarwionym ironicznie świetle.

 


Po Hatred nie radziłabym sięgać w celu rozładowania emocji. Ale, licząc na szybką naprawę kilku błędów, gorąco poleciłabym ją jako jedną z ciekawszych rodzimych produkcji.

 

 

Hatred

Ocena
6.5
Wasza ocena
6
Oceń grę
  • Plusy
  • świetny klimat
  • ciekawa tematyka
  • fajna fizyka
  • płonące miasta
  • spora dawka czarnego humoru
  • Minusy
  • kiepska optymalizacja
  • zdarzają się bugi
  • przeciwnicy mają skłonności do idiotyzmu
O autorze
chinemantischinemantis
60 14

Graczka traktująca swoje pecetowe seanse jako zmyślny substytut koktajlu z czarnego prochu, psylocybiny i tęczowego lukru. Boi się tulipanów, nie cierpi pająków i żyje w swoim własnym science-fiction.

3 Komentarze

Nasuwają się legendarne słowa Kurtza: "Horror, horror". Dodałbym - polski horror, co nie jest wcale komplementem. Jeżeli lewicowa krytyk nazywała Peckinpahowskie "Nędzne psy" faszystowskimi, to co powiedzieć o tej grze, która zieje nienawiścią przypominającą filmy Trzeciej Rzeszy? Cóż, polskie oko z pobłażaniem patrzy na polskie gauno, tak jak to miało miejsce podczas premiery "Rezerwowych psów" - te same peany zachwytu, choć gra nie przypominała niczego innego niż to, czego pozbywam się w ubikacji.

1 Odpowiedz
sandmann21 9 lat temu

O tak. Rezerwowe Psy to była kaszana.

0 Odpowiedz
sandmann21 9 lat temu

No niestety mnie gra umiała połozyć do snu po 10 minutach z zegarkiem w ręku. Gra wcale nie jest brutalna a egzekucji jest garstka i zdazyłem chyba obejrzeć wszystkie w te 1/6 godziny a potem je wyłączyłem. Kod jest tak koszmarnie dopracowany, ze nawet nie che mi sie o tym rozpisywać ale w porównianiu z Hatrad, Kholat (działający też na UE4) chodzi jak przecinak. Dołużmy do tego SI przeciwnników, którzy z reguły sami pchali mi sie pod lufe. Najbardziej jednak boli fakt, że twórcy gry nie mieli na nia ZADNEGO pomysłu poza tym, ze zrobią gre na darmowym silniku i że kontrowersje sie sprzedadzą. Jakby zamiast ludzi strzelac do kosmitów to gra na bank sprawdziła by sie na Androidzie jako miła popierdułka do grania w autobusie a tak to mamy 'duża' grę na PC, która jest wtórna, zła, nudna i strasznie monotonna. Są jakies misje które polegają np na eskorcie kogoś gdzież, lub na nie wywołaniu alarmu przy dostawaniu sie do jakiegos budynku? Chyba nie. W Postalu (2) trzeba było przynajmniej coś robić: iśc do banku, kupić mleko, zapłacic rachunki i dopiero w ostateczności (czyli zazwyczaj zawsze) kończyło sie to krwawą jatką. Do tego sposób eliminacji motłochu ył tak szalenie nieprawdopodobny, ze aż fajny (krowi łeb anyone?). I to nie tak, że mnie brzydza gry z przemoca bo tak nie jest- czesto włączam sobie GTA tylko po to by postrzelac do ludzi i policji ale tam jest to naprawde sidequest a nie głownny watek fabularny- no i nawet wersja PS3 jest 100 razy ładniejsza od Hatred. Boli mnie że obok świetnych, polskich produkcji trafia nam sie produkt bardzo słaby, który sprzedal sie tylko dlatego że jest niby kontrowersyjny. Niech w Hatred 2 głownym bohaterem bedzie papież nadziewający na swojego krzyżoshotguna główki zamordowanych dzieci- hit murowany.

0 Odpowiedz