Subiektywny ranking gier, które z pewnością nie poprawią humoru - Publicystyka

chinemantis

Zdenerwowanie, wkurzenie, skrajne wyprowadzenie z równowagi psychicznej spotyka mnie... często. Z niezwykle złym humorem staram się walczyć metodą rozładowania negatywnych emocji. Jakże miło jest zabijać smoka – uosobienie zidiociałej grubej su*i napotkanej w kolejce w supermarkecie czy rozstrzeliwać zombiaki tak podobne do prześmiergłych, wczorajszych współpracowników.

Można by snuć zachwyty i wzruszenia, że wynalazek gier komputerowych zrewolucjonizował współczesna psychologie i kryminalistykę. Niestety, poprawianie humoru metodą gamingową nie zawsze wygląda tak różowo. Wśród całej popkultury szeroko pojętego gamingu spotkamy całą gamę pozycji, które nie tylko nie będą dobrym panaceum na stany melancholijne, a nawet doprowadza nas do skrajnej depresji.

Shelter

Idea twórców Shelter była szlachetna – każdy zainteresowany niesamowicie ciekawym życiem borsuczej mamy, wraz ze swoimi dziećmi miał okazje przemierzać leśną krainę obfitującą w smaczne marcheweczki, jabłuszka oraz żabie i lisie mięsko. Indie gierka, poza walorami czysto estetycznymi (nawet zastosowany w „menu powitalnym” font jest piękny), ma ogromną zaletę, której brakuje w większości dzieł dzisiejszej popkultury - dobrą szkołę odpowiedzialności. Gdybym była rodzicem, wraz ze wszystkimi Minecraftami, StarCraftami i innymi rozwijającymi grami z pewnością bombardowałabym nią swoje siedmioletnie dziecko.

Kochani czytelnicy z pewnością zastanawiają się teraz, dlaczego opisuję Shelter jako barwne przedstawienie demonicznej zagłady nuklearnej resztek radości w sercu człowieka. Wyobraźcie sobie, że właśnie zapomnieliście zrobić coś ważnego dla swoich bliskich. Na dodatek, wasz monitor jest ustawiony w pozycji pozwalającej obserwować doniczkę pełną zasuszonych liści roślinki, którą dostaliście od dziadka przepełnionego nadzieją, że to właśnie Wy jesteście idealnymi kandydatami do opieki nad wyhodowanym przez niego kwiatkiem. Chcecie udowodnić sobie, że wasze życie wcale nie jest aż takie ch**we, a Wy nie jesteście aż tak skrajnie nieodpowiedzialni, grając właśnie w Shelter. Na ekranie jest właśnie środek  nocy, a Wy przemierzacie swój las wraz z gromadką małych borsuczków. I nagle, ni stąd ni zowąd pojawia się jastrząb. I już macie przejść do kolejnej bazy, gdy paskudne ptaszysko pożera Wasze maleństwo… Przykro Wam teraz, prawda?

Symulator tartaku

Gdy życie w mieście przyprawia o mdłości, MPK śmierdzi żulem, a przebycie dwóch kilometrów na jednej z głównych ulic w godzinach szczytu czasie krótszym niż pół godziny jest niemalże tak samo prawdopodobne jak cudowne nadejście Panienki Dziewicy, marzymy o życiu na łonie natury okraszonym niezwykle ciekawą pracą. Wyjeżdżając za miasto czy oglądając Twin Peaks zaczynamy rozumieć czego tak naprawdę chcemy. Stąd zostaje już tylko krok do znalezienia najbardziej fascynującej gry świata – Symulatora Tartaku. Czym prędzej odpalamy cudo niemieckiej produkcji i pozwalamy się zachwycić niczym kolekcją krasnali ogrodowych. I nagle poznajemy smak dziwacznego sterowania. Następnie tego, że by ściąć drzewko musimy w sposób idealny pod nie podjechać. Naprawdę brzydkiej grafiki, która z minuty na minutę staje się coraz brzydsza… Ech, powszechnie ogłaszam, że stawiam piwo każdemu, kto wytrzymał z Symulatorem Tartaku dłużej niż godzinę!

Super Meat Boy i Flappy 2048

Nie wiem do końca dlaczego, ale Super Meat Boy stał się dla mnie grą, która dawała dodatkowe 150 punktów do hipsterstwa. Przechodząc pierwsze plansze odkrywałam na nowo dawną, nieposkromioną miłość z dzieciństwa do Super Mario czy Raymana. W pocie czoła przeszłam kilka pierwszych plansz z nadzieją na uratowanie biednej, brutalnie porwanej ukochanej, aż w pewnym momencie doszłam do momentu, w którym do zwycięstwa nie wystarczyło mi kilka odbić się od ścian, a spływająca krew (którą wcześniej zapaskudziłam prawie całą planszę) skutecznie uniemożliwiała mi dotarcie do wyznaczonego celu. Po godzinie przeciwności losu (i kolorowych wiązanek słownych), w końcu dotarłam do mety, by… na powrót walczyć z jeszcze trudniejszą planszą… Super Meat Boy dokonał niemalże niemożliwego ­– nie tylko wkurzył mnie do granic wytrzymałości, ale jeszcze nawiedził mnie w nocy!

Podobne działanie miało Flappy 2048 – gdy już zaczęłam zdobywać wysokie wyniki w 2048, tak po odkryciu kompilacji dwóch „hitów flashowych” spędziłam długie godziny z nadzieją na zdobycie jak największej ilości punków rozpaczając nad każdym gorszym wynikiem.

Cóż, pomimo usilnego uspokajania się trunkami chmielowymi i masowych smuteczków, z czasem doszłam do wniosku, że to właśnie gry stawiające przed nami wyzwania mają działanie terapeutyczne i w gruncie rzeczy, pomimo swojej prostoty sprawiają dużo więcej frajdy od hipernowoczesnych produkcji, w których naprawdę trudno jest przegrać.

Symulator Kozy

Naprawdę bardzo nie rozumiem popularności Symulatora Kozy, pomimo tego, że byłam jedną z osób, które bardzo czekały na pojawienie się gry. Goat Simulator został stworzony dla beki, toteż od początku wiedziałam, że moja fascynacja z pewnością zakończy się bardzo szybko, ale… jest to gra, która nudzić zaczyna się już po pierwszym kwadransie rozgrywki, a po godzinie staje się po prostu męcząca! Zgoda, naprawdę fajnie jest rozwalić imprezkę rodzinną wcielając się w ryczącą, demoniczną kozę… Ale, na litość boską, ile można!

The Sims

Życie Wam się rozlało, żona opuściła, a dzieci palą dopalacze? Cóż, błędów przeszłości nie da się naprawić, ale zawsze możecie… stworzyć swój Nowy Eden w wirtualnym świecie Simsów, gdzie poczynaniami każdego z bohaterów będziemy kierowali z osobna. Brzmi jak niemożliwe? Owszem! Tuż po tym, jak wybudujemy śliczny mały domek, zacznie nam brakować pieniędzy na jedzenie, wyleją nas z pracy, a piękna sąsiadka po raz kolejny odmówi spędzenia z nami nocy. W międzyczasie na flirtowaniu z nią złapie nas żona, która wpadnie w rozpacz. Z uwagi na pustą lodówkę po dzieci przyjdzie kurator. Na domiar złego w domu zalęgną się karaluchy! Jedynym aspektem gry, który może pocieszać jest możliwość zagłodzenia nudnych bohaterów w basenie.

Kinectowe gry fitnessowe

Jeśli podobnie do mnie za swoje niepowodzenia życiowe obwiniacie brak koordynacji ruchowej, nadmiar tłuszczu tu i tam oraz miliard uzależnień, w pewnym momencie swojego marnego życia stwierdzicie, że czas coś zmienić. Bombardowani fanpage’ami na fejsbuczku, których głównym przekazem jest zaj***ste motywowanie oraz przekonywanie, że szczęśliwy człowiek to ten, który ma wychudzoną mordę konia, zaburzone przez ch***wy rozrost tkanki mięśniowej proporcje czy niezwykle atrakcyjną szparę między nogami postanawicie w końcu wziąć się za siebie. Zaczniecie niewinnie, zazwyczaj od oglądania popisów wieszczki polskiego fitnessu na youtube z pokaźnym kubełkiem lodów, by w końcu dojść do wniosku, że czas rozpocząć ćwiczenia. Z uwagi na wrodzoną nieudolność nie pójdziecie na siłownie, gdzie każda pojedyncza osóbka będzie patrzeć na wasz zwisający brzuszek, a zdecydujecie się na zakup jakże przyjemnego zestawu ćwiczeń na Kinecta. I tak od momentu zakupu kiczowate opakowanie przez ponad miesiąc będzie zachęcać Was do nauki zumby czy rzeźbienia pośladków… uśmiechając się niewinnie z półki przepełnionej całą masą dużo bardziej kuszących rozrywek.

Jednak zakupiona przez Was płyta nie zmarnuje się – jest niemalże pewne, że skorzysta z niej młodsze rodzeństwo, które nadal wierzy w to, że największe wrażenie na innych wywiera uroczo zarysowana linia pupy. I tak, pod Waszym dachem kształty i samopoczucie Waszych bliskich będą się znacznie poprawiać, gdy Wy nadal będziecie rozpaczać nad własnym losem wypijając kolejne piwo i wypalając kolejną paczkę papierosów.

Osu

Nie ma nic bardziej żenującego od oglądania własnych, pijackich popisów wokalnych. Jest to moment, w którym uświadamiamy sobie, że tak naprawdę słoń nadepnął nam na ucho i w ogóle nie powinniśmy zajmować się muzyką. Jednak „śpiewać każdy może”, a nawet jeśli nie może, nikt nie zabroni mu grać w japońskie gierki rytmiczne. I tak, tuż po włączeniu Osu rozpoczyna się dramat – nie do końca potrafimy trafiać w podświetlone kółeczka w rytm, nie rozumiemy, co mamy zrobić z suwaczkami, a kręcenie kółkiem wychodzi nam przeraźliwie wolno. Tak, jak możemy być pełni zrozumienia, kiedy gra przerywa nam się w pierwszych kilku (kilkunastu? kilkudziesięciu?) seriach, tak popadamy w skrajną depresję, kiedy po kilku tygodniach grania (na najłatwiejszym poziomie) piosenka przerywa się po 20 sekundach. W dodatku współlokatorzy zaczynają wrzeszczeć, że mają już dość słuchania pierwszych taktów badziewnej j-popowej piosenki, a Wy uświadamiacie sobie, że z Waszymi uzdolnieniami muzycznymi nie osiągniecie czegokolwiek nawet w prostej gierce.

 

Moja subiektywna lista gier, które nie poprawią humoru mogłaby się skończyć w tym momencie, gdyby nie to, że tak właściwie wciąż spotykam gry, które stawiają przede mną wyzwania (...chociażby wyzwanie niezaśnięcia z nudów). Pomyślcie o tym, kochani czytelnicy - jakże prostym i prawdziwym byłoby stwierdzenie, że gry nas wk***iają, ale i tak w nie gramy... Podzielcie się zatem pozycjami, które Was wyprowadziły z równowagi.

O autorze
chinemantischinemantis
60 14

Graczka traktująca swoje pecetowe seanse jako zmyślny substytut koktajlu z czarnego prochu, psylocybiny i tęczowego lukru. Boi się tulipanów, nie cierpi pająków i żyje w swoim własnym science-fiction.

11 Komentarzy

niudun 3 lata temu

OSU jest bardzo fajną grą. Uwielbiam grać w The Osu! Każdy tablet jest dobry do osu. Posiadam tablet graficzny XP-Pen Star G430S ( https://www.xp-pen.com/product/52.html ) śmiało mogę go polecić do grania w osu.

0 Odpowiedz
awatar
paticzek (gość) 8 lat temu

Tak tylko powiem. Nie bez powodu w osu jest mod "no fail" w którym możemy poćwiczyć sobie całą piosenkę bez strachu o zakończenie jej po kilkunastu sekundach.

No i jeśli ktoś po kilku tygodniach dalej nie potrafi w te kółka trafiać to nawet nie powinien nazywać się graczem, bo najłatwiejszy poziom trudności wymaga umiejętności posługiwania się myszką i rytmicznego klikania w klawiaturę(lub obserwowania kiedy obręcz dotrze do kółka).

0 Odpowiedz
awatar
elaith (gość) 9 lat temu

Niestety nie ma takiego słowa jak "prześmiergły" :D Jak już, to "prześmierdły". ;)

0 Odpowiedz
lukas10 10 lat temu

zwierzęce motywy raczej mało udane, shelter i koza to deliaktnie mówiąc słabe gry. Symulatory czegokolwiek raczej też średnio, sims jeszcze zrozumiem ale symulator tartaku? ww gry z pewnością nie poprawią humoru...

0 Odpowiedz
chinemantis 10 lat temu

oj, shelter jest całkiem urocze, przez pierwszą godzinę grania. Może przesadziłam z ilością tych symulatorów...

0 Odpowiedz
REDmartinesart 10 lat temu

@chinemantis:

oj, shelter jest całkiem urocze, przez pierwszą godzinę grania. Może przesadziłam z ilością tych symulatorów...

Nie, właśnie bardzo dobrze:P

0 Odpowiedz
REDmartinesart 10 lat temu

Symulator kozy...aż dziwne jakie noty zebrał ten craaap :P

0 Odpowiedz
chinemantis 10 lat temu

to chyba kwestia dobrego marketingu ("kupcie najgorszą grę świata!!!")

1 Odpowiedz
freeqstyler 10 lat temu

Symulator kozy wymiata, nie macie poczucia humoru.

0 Odpowiedz
chinemantis 10 lat temu

@freeqstyler:

Symulator kozy wymiata, nie macie poczucia humoru.

Sam nie masz poczucia humoru!

0 Odpowiedz
JohnSnake 10 lat temu

Jak chodzi o gry 'fitnessowe', to mamy z dziewczyną podobnie - Wii Fit, Balance Board i kilka innych powiązanych tytułów kurzy się na półce, kiedy my wcinamy kolejne czekoladki i fast foody. : (

1 Odpowiedz