Obraz życia współczesnego gracza w negatywie - Felieton

33
GeneticsD

Zacznę może od tego, że „kiedyś było lepiej”. Te kilka słów na zawsze zapadło w moim osobistym słowniku. Nie tylko ja jednak powtarzam je niczym mantrę, bo okazuje się, że większość z nas. Moi znajomi, rówieśnicy, Wy. Na tym się nie kończy, bo praktycznie każde pokolenie po jakimś odstępie czasowym używa tego określenia, ale ja nie o tym chciałem. Chciałem jedynie ponarzekać, idąc za głosem słów wspomnianych na początku. Branża gier kiedyś wyglądała lepiej. Nie było tyle pieniędzy, które napędzały korporacyjne szaleństwo. Samych produkcji było także odrobinę mniej. Były oczywiście lepiej lub mniej dopracowane, ale patrząc przez wzgląd na dzisiejszy szał na early access, były one dopięte na ostatni guzik. Chyba aż tak bardzo deweloperom nie śpieszyło się z wydaniem produkcji, a marketing nie stanowił głównej części budżetowych wydatków. Możliwe, że starzeję się okrutnie, ale to dawne produkcje przychodzą mi na myśl podczas dyskusji w gronie kumpli na temat gier albo podczas rozpamiętywania przeszłości. Jakoś nie wspominam dobrze ostatnich COD'ów, Far Cry'ów i wielu innych nowszych produkcji. Zamiast tego myśli się o Crysis 1, FC1, Syberii, czy jeszcze starszych grach, które miały tego niewysłowionego ducha.

 

Jak jest dzisiaj? Teraz Wam trochę ponarzekam, ale myślę, że raczej zgodzicie się z tym co napiszę. Potraktujcie to z przymrużeniem oka jako wysyp frustracji gracza, który nie potrafi przyzwyczaić się do „nowej zabawy w gry”.

 

 

Jako pierwsze na mój rozgrzany do czerwoności ruszt trafiają wysokie ceny gier (wraz z cebulką). Nie wiem, czy zauważyliście, ale prawdopodobnie większość z Was tak. Ceny różnych produkcji rosną. Nie dzieje się tak od dzisiaj, czy wczoraj. Ten zabieg widać było już na początku, kiedy to branża gier zaczęła witać się z coraz większą popularnością, coraz większym mainstreamem. Oczywiście pomijam już czasy PSX, czy wcześniejsze, bo wtedy w Polsce panowała moda na piractwo (chociaż nikt o tym w ten sposób nie myślał) i za kilkanaście złotych można było mieć świetną pozycję na konsolę. Później PS2, Xbox 360, nowe PC. 90-120 zł za egzemplarz to był maks. Głównie wtedy bawiłem się PC'tami więc stąd ta rozdziałka, ale w momencie gdy przeszedłem na X360 ceny skoczyły do 140-170 zł. Rozumiałem to. Konsole, więc drożej musiało być przez sam fakt braku piratów. Nie kupowało się wtedy też gry, co chwilę, a raczej na święta, czy urodziny. W końcu zaczęto przebijać ten pułap i za nówkę trzeba było już dać 180 zł. Bolało, ale cóż. Chciałbym tutaj jeszcze wspomnieć, że te ceny rosły systematycznie. Co 5/10 zł po danym okresie, jednakże wkrótce te okresy zaczęły się coraz bardziej kurczyć. Weszła ósma generacja konsol i jak początkowo płaciliśmy 200-220 za nówkę to teraz 260 zł w ogóle nie robi wrażenia. Kilka miesięcy gdzieś przeleciało w moim życiu i nagle ceny tak mocno skoczyły. Już nawet nie mówię o wersjach kolekcjonerskich, bo teraz za nawrzucanie shitu do pudła chcą 600 zł! Absurd! Jeszcze trochę, a wylądujemy w miejscu i czasie, gdzie za triple A będziemy płacić 300 zł, i będziemy się cieszyć, że tak mało.

 

Wszystko to możemy umotywować wyłącznie z jednym. Przeszliśmy, jako ludzkość, na tryb korporacyjny, a jak wiadomo są to instytucje nastawione wyłącznie na permamentny, szybki oraz wysoki zarobek. To kolosy, które pożerają miliony, chcą jeszcze więcej, bo słupki w Excelu muszą rosnąć. Muszą być coraz wyższe. Utrata pieniędzy w korporacji nie wchodzi w grę. Tak właśnie. Branża gier wideło zbudowana jest na korporacjach wcale nie gorszych od banków. Powiedziałbym nawet, że są lepsze w wyciąganiu wszystkich pieniędzy z danej grupy społecznej. Tym bardziej, że ta grupa ciągle powiększa się o casuali, którzy zapłacą „bo chcą” i nikt im tego nie zabroni.

 

 

Kolejną rzeczą, która mnie irytuje w tak wysublimowany sposób, że za jakiś czas będą musiał chodzić na terapię mocnymi psychotropami (i kto mi za nią zapłaci?!) jest ogłaszanie płatnych DLC jeszcze przed premierą podstawki. Kiedy tylko słyszę o takiej sytuacji zalewa mnie krew, a gałki oczne mają ochotę wyjść z oczodołów i zatańczyć psychodelicznego kankana w morzu lawy. Dlaczego? A to dlatego, że takie zapowiadanie świadczy jedynie o tym, że świadomie pocięto pierwowzór. Okrojono z części które miały być oryginalnie po to by wyłudzić od nas kolejne zaskórniaki. Po co dodać ten tryb wieloosobowy w podstawce, czy tych kilka misji pobocznych jak można je chamsko wyciąć i kazać sobie zapłacić ponownie. Nie wiem, czy się nie mylę, ale innym, obok pieniędzy, powodem może być także nieumiejętność stworzenia DLC z prawdziwego zdarzenia. Dodatek ma wprowadzać nowości, nową kampanię, przygodę, coś odrębnego od samej podstawki, ale zbudowanego na bazie narzędzi, które były użyte właśnie wcześniej. DLC ma być rozszerzeniem horyzontów gry, a nie dawaniem graczom tego, co miało już się pojawić wcześniej. I tutaj należy pochwalić naszego rodzimego twórcę, czyli CD Projekt RED. Serce z kamienia, a także Krew i wino. TO SĄ DLC! A nie jakieś usrane skórki, mapy, czy inne pierdoły!

 

No i właśnie następną rzeczą doprowadzającą mnie do szału, czyli tzw. FQRFF, zazębia się z poprzednim akapitem. Mam na myśli paskudne krojenie gier, które mogliśmy pokochać. Nienawidzę tego uczucia, gdy wydaję spory hajs za produkcję triple A, ale jestem w grze niczym ograniczony umysłowo, bo cała reszta dojdzie w DLC. To tak jakby człowiek rodził się z jedną klepką, a żeby mieć ich więcej to musi sobie zarobić, a potem zapłacić.

 

A wiecie co w tym wszystkim jest najgorsze? Fakt, że na rynku jest tyle gier. Ilością nowych tytułów można by zapełnić potężny magazyn. W ciągu jednego dnia może być tyle premier, że żeby wiedzieć o czym jest każda to trzeba pracować na pełen etat na jakimś portalu growym. Inaczej nie dacie rady próbując wszystko zebrać do kupy. Właśnie, „do kupy”. Do czego zmierzam. Tyle gier jest wydawanych, a większość z nich to wcześniej wspomniana kupa. Niegrywalne, zbugowane, nudne wyciągacze pieniędzy. Nawet na twórców indie coraz mniej można liczyć. Do tego mam wrażenie, że ten rok to istny wysyp syfu i tego co w branży gier wideło najgorsze.

 

 

Przejdźmy więc do przykładów.

 

No to zacznijmy od tego co rocznie przypada nam słyszeć. Jestem zmęczony tematem od samego myślenia o nim. Mianowicie mam na myśli coroczną wojenkę PES'a z FIFA'ą oraz Call of Duty z graczami. Mierzi mnie to. Nie rozumiem tego hype'u, czy wzwodu na myśl o pikselowych ludzikach, biegających po zielonej, pikselowatej trawie na pikselowatym stadionie pełnym tych samych kibiców. Jedna piłka, bramki dwie, dwudziestu dwóch zawodników i tyle. Po co rozstrząsać temat i wydawać, co roku jedno i to samo. No dobra. Deweloperzy mają w tym cel, który nazywa się piniondze, ale jaki cel mają kupujący? Czy naprawdę transfery pomiędzy drużynami są tak bardzo ważne, by wydawać co rok 200 zł za jedno i to samo? Nigdy nie rozumiałem tego fenomenu. I nie rozumiem do teraz, dlatego jako osoba zdystansowana powiem Wam, żebyście przestali, bo to Wy napędzacie tą bezsensowną machinę z gównem. Dlaczego nie można kupić jednej FIFY/PES'a i grać w nią przez kilka lat, zanim zmiany w grafice, czy mechanice naprawdę będą widoczne. I tak ci, którzy kupują, po moich słowach będą kupować dalej. Bo kim ja jestem? Zwykłym randomem z internetu.

 

Call of Duty? Śmiech! To już nie jest nawet odsmażony kotlet. Ja już nawet nie widzę różnicy pomiędzy Advanced Warfare, a Infite Warfare, a każdą inną częścią wydaną w ciągu ostatnich kilku lat. Nie odkryję Ameryki, mówiąc, że jest coraz gorzej. Wszyscy odpowiedzialni za produkcję jednak wiedzą, że nowy COD, chociażby nie wiadomo jak zły, i tak się sprzeda. Nawet jeden z szefów ma na tyle odwagi by powiedzieć w prost, że COD będzie pojawiał się co rok. Do skończenia świata. Nie obchodzi ich już chyba nic. Infinite Warfare pod jednym ze swoim zwiastunów ma grubo ponad 3 miliony unlike'ów. Jest to chyba najbardziej znienawidzony filmik na YouTube. Chyba nawet gorszy od Babe JB (nie będę sprawdzał, bo nie chce mu mojego wyświetlenia nabijać). A i tak COD się sprzeda! To jakaś masakra. Okazuje się, że większość złych rzeczy z branży jest spowodowana nami, zwykłymi graczami, którzy chcieliby odrobinę rozrywki po dniu w szarym jak poglądy Geralta świecie.

 

 

Lecimy dalej.

 

Te wszystkie coroczne pierdoły są niczym w porównaniu do tego, o czym napiszę teraz. Jeszcze rok temu jakby mi ktoś napisał, że będą mikropłatności w grze single player to bym go wyśmiał, a potem kazał się zbadać. Dzisiaj wychodzi na to, że ten szaleniec miał rację. Twórcy Deusa Ex: Mankind Divided pokazali jak zrobić z siebie prowokatorów. Dziwi mnie jednak, że tak mała fala hate'u spłynęła za tak obrzydliwy gest. Dzisiaj, kilka tygodni po premierze, już nikt nie pamięta o tej farsie. Powiecie, że to było nieszkodliwe. Niewinne boosty, których przecież kupować nie musiałem. A ja Wam powiem, że tak to się zaczyna. O ile się nie mylę pierwszym płatnym DLC do gry była zbroja dla konia. A dzisiaj twórcy kroją swoje produkcje na potęgę i zwiększają cenę. Tylko chwilę poczekać, aż mikropłatności w singlu podłapią inni deweloperzy, a okaże się, że po wydaniu 300 zł na grę, wydasz kolejne 80 zł po to by ją przejść, jej małą część oczywiście, bo reszta w rozszerzeniu. CHORE! Za tak fatalne podejście do graczy ktoś powinien zlać deweloperów zimną wodą albo kazać im wiosłować na jednej z niewolniczych galer. Auć! Chyba nigdy nie zapomnę tego. Ręce opadają. Człowiek ma chęć i ochotę poznać nowego Deusa, a oni niszczą markę zachłannością. Jeszcze trochę i zapłacimy za amunicję do karabinu.

 

Poza tym tak patrzę na gry, które zostały już wydane w tym roku. Większość z nich to istny chłam. Kozacy 3? Zawiedliśmy się strasznie. The Technomancer? Gra znudziła mnie po pierwszej godzinie, a do tego mimika twarzy postaci była tak okropna, że nie mogłem na to dłużej patrzeć. Jakby szczęki im wisiały, chomikowali coś w policzkach i dzień wcześniej spotkali kibica Legii w Dortmundzie. The Division? Nie da się ukryć. Piękne miasto. Co z tego jednakże skoro sama rozgrywka była nużąca, monotonna i ciągle taka sama. PES'y, FIFY, symulatory i mnóstwo zbędnego szajsu, na którego aż szkoda tracić czas. A do końca roku jeszcze trochę czasu minie. Czeka nas Battlefield 1, Mafia 3, kodzik, WWE 2K17, Civilization VI i wiele więcej. Aż się boję.

 

 

Ooo... I tutaj chciałbym wspomnieć naszą tegoroczną perełkę. One Man's Lie. Czy jak to tam leciało. Coś pięknego! Nigdy, absolutnie nigdy w życiu nie widziałem, żeby ktoś potrafił tak kogoś … okłamać. Gra nie tylko nie pokryła się z tym o czym mówił Sean Murray, ale jest także po prostu nudna. Ile można kopać chędożone minerały?! Nudne, proceduralnie generowane planety z jeszcze bardziej monotonnym kosmosem, walkami. No Man's Sky okazało się kłamstwem dziejów w branży gier. Wszyscy radośnie kupowaliśmy egzemplarze po 260 zł, a w końcu okazało się, że jedyne co kupiliśmy to garstka marketingu w ładnym opakowaniu. Hello Games zapłaciło za to, gdyż dzisiaj już praktycznie nikt nie gra w ich produkcję triple A oraz dodatkowo mają na głowie jakąś brytyjską instytucje, które sprawdza poprawność reklam. Cóż. Szkoda tylko tych obietnic, pieniędzy, które utraciliśmy oraz gry, która nigdy nie została stworzona. Poczułem się w pewnym momencie jakbym kupił wersję GOTY Wiedźmina 3, a po odpaleniu gry okazało się, że to E.T. stworzone przez Atari.

 

Dobra. Teraz przytoczę coś śmiesznego. Oczywiście nie będzie to żaden żart, a raczej mała refleksja dotycząca targów E3, która wydaje mi się zabawna. Pamiętacie może małe show Microsoftu? Poczynili oni jedną z najpiękniejszych zagrywek marketingowych jakie kiedykolwiek widziałem. Miszczowie nad miszcze. Zapowiadali dwie konsole. Najpierw oczywiście Xbox One S, który ma być lepszy, mniejszy od poprzednika i w ogóle super wypas. A za chwilę informacja o tym, że za jakiś czas wydają jeszcze lepszą konsolę Xbox Scorpio. Nie ma to jak strzelić w stopę własnemu produktowi, którego jeszcze się nie wydało. Szałbajnajt! Tak to właśnie widziałem: „Hej ludziska! Co tam? Bo my wydajemy nową, fajną, świeżą konsolę. Wohooo! Xbox One S, bitches! To będzie coś. Piękny, biały, smukły, lżejszy! Ależ design! Popatrzcie na te kontrolki. Woooo! Kupujcie! Już zamawiajcie! To będzie dopiero odkrycie! Ale to nie wszystko co dla Was przygotowaliśmy. Będzie konsola Xbox Scorpio! Woo! Tyle nowości! Lepsze bebechy od Xbox One S. Inny, ciekawszy design. Piękny interfejs i w ogóle gry w 4K i 60 FPS. Gały Wam wyjdą na wierzch. Zapomnijcie o swoim stary Xbox One S. Kupujcie najlepszy na rynku Xbox Scorpio!” Szczyt. Czekamy na więcej takich zagrywek od naszych miszczów marketingu.

 

A co tam u naszej tegorocznej perełki, czyli Battlefield 1? Ja, zarówno jak i większość z Was, podczas oglądania pierwszego zwiastuna byłem mile zaskoczony. Mocna, szybka akcja, Seven Nation Army w tle i I Wojna Światowa. Tak rzadko rozwijany temat. A równocześnie tak ciekawy, bo przecież wtedy pojawiły się czołgi, gazy bojowe, dominowała długa walka okopowa, a morgenszterny zbierały swe żniwo. Twórcy tyle nam pokazali, tyle naobiecywali, że już chcieliśmy zakończyć wakacje i udać się do różnych zakątków Europy by stoczyć nierówny bój, bądź uciekać przed pociągiem w Afryce. Później dowiedziałem się o fabule, która będzie opiewać o kilka różnych postaci. Nie mogło przecież zabraknąć Amerykanów, chociaż do wojny przystąpili dopiero w 1917 roku, a wcześniej zbijali fortuny na handlu z krajami wojującymi. Następnie oczekiwaliśmy różnych zapowiedzi wersji gier, w tym kolekcjonerki za 130 dolarów bez gry, a później za 220 dolarów z grą. Ceny horrendalne! Takie coś za ponad 800 zł. Auć! Teraz jesteśmy jeszcze przed premierą gry, a już są zapowiedziane dwa płatne rozszerzenia. Już mnie to trochę boli, bo znowu okaże się, że DICE z nas zakpiło. Pokazało nam coś pięknego, a dostaniemy skrojonego kotleta, który wcześniej był Battlefrontem. Dokładnie pamiętam jak to było ze wspomnianą grą. Kilka map do multiplayera, a resztę możesz kupić za milion dolarów w kolejnych DLC. Z tego powodu uważam również, że BF1 będzie pociosany podobnie. Wyobraźcie sobie ogromny, smakowity tort. Powiedzmy, że to Battlefield 1. Pokrójcie go na mnóstwo kawałków, wyrzućcie połowę. Teraz weźcie jeden z kawałków. Tym jednym kawałkiem będzie podstawka, reszta to DLC, a ciastem, które wyrzuciliście są Wasze marzenia oraz nadzieje związane z produkcją.

 

 

Pomyślmy teraz o tym, co robi z nami Sony. Ostatnio na siłę promują wszędzie swoją odświeżoną konsolę PS4 Pro wraz z hełmem VR. Całość jest strasznie droga i przeciętny gracz, który kupił już PS4, nie będzie chętny do zmiany. Ja osobiście nie rozumiem tegorocznego boom na hełmy VR. Jest to gadżet, który wiele lat temu okazał się klapą i prawdopodobnie skończy się to również tak i teraz. Przecież nie pogramy w Uncharted 4 na takim hełmie. Dla mnie to jest ponownie wydanie 1400 zł na to by pograć w kilka może i ciekawych gierek, ale nie na dłuższą metę. A teraz kwestia PS4 Pro. Gry będą odpalane w 4K. Wow! Fajnie, ale co z tego jak będzie to upscalowane 4K (kolejny argument przemawiający za „kiedyś było lepiej”), czyli po prostu 2K, które dostanie więcej pikseli. Uzyskujemy efekt pseudo 4K, a więc te wszystkie reklamy, nie tylko od Sony, to kłamstwo. Telewizory, nawet najlepsze z HDR (kolejny bezsensowny i drogi wymysł), nie uciągną tego. Ponadto pomyślcie, że kupujecie takie tam Rise of Tomb Raider na PS4, wkładacie do PS4 Pro, ściąganie aktualizację do 4K i gracie? Oj nie. Z pewnością tak to nie będzie wyglądać. Ta aktualizacja może być (a według mnie będzie) dodatkowo płatna. A więc zapłacimy za nową konsolę, grę, a potem aktualizację do niej. Hahahaha... Majstersztyk! Mało tego. Gdzieś w internetach dodatkowo pojawiają się plotki o PS5, a więc wszystkie wydane pieniądze na gogle, konsole, ulepszenia pójdą w niepamięć, bo będzie trzeba wyposażyć się w coś nowego (po raz kolejny).

 

No i na koniec tej krótkiej wyliczanki (na pewno znalazłoby się jeszcze więcej argumentów przeciwko polityce dzisiejszej branży gier) dołożę coś dla PC'towców. Jako konsolowiec od zawsze (może z małą przerwą) stwierdzam, że produkcje na komputery osobiste są coraz to gorzej dopracowane. Optymalizacja siada. Wiem, że o wiele trudniej jest stworzyć grę, która śmiga na różnym sprzęcie niż taką, do której platforma jest jedna, stała, jednakże to nie usprawiedliwia deweloperów. Chcąc coraz więcej pieniędzy, więc powinni też przywiązać wagę do tego by komputerom stacjonarnym było jak najlepiej. A tego chyba się nie robi. Wystarczy spojrzeć po ostatnich premierach wielkich gier.

 

 

Podsumowując, jest źle, ale będzie coraz gorzej. Pod względem finansowym branża wykańcza nas już teraz, a nie włączyła jeszcze najwyższego biegu. Będziemy musieli kupować coraz to więcej sprzętu do grania, by móc pobawić się zaledwie kilka godzin w jakąś grę. Czekam tylko na moment, aż konsole dostaną wymienialne bebechy, co nie byłoby aż takie złe. Pojawiają się jednak pytania: Jaka będzie wtedy różnica pomiędzy konsolą, a PC? Jak wyjdzie to cenowo? Gdzie więc pokładać swoje nadzieje? Sony? Microsoft? PC? A może to Nintendo NX nie zapomni o graczach? Jedno jest pewne, ceny będą szły w górę, bo przecież słupki muszą rosnąć.

 

P.S.

 

Doskonale rozumiem, że zapisane przeze mnie argumenty są mocno subiektywne. Patrząc dodatkowo na ostatnie premiery gier to trafiło się kilka naprawdę udanych pozycji jak Dark Souls 3, Uncharted 4, Forza Horizon 3, czy Krew i Wino. Trzeba więc wybierać mądrze i nie kupować pre-orderów.

O autorze
GeneticsDGeneticsD
230 0

3 Komentarze

awatar
Victorius (gość) 7 lat temu

Masz dużo racji w tym co piszesz, ceny gier orbitują na jakiś chory poziom (np. Civilization VI ponad 220 zł GRA NA PC !!!). Drażni mnie ogromnie polityka wydawnicza Paradoxu wydać ćwierć gry a potem dokładać co chwila kolejne DLC aż do zarżnięcia produkcji. Mając już ponad 30 lat na karku dalej lubię wieczorem usiąść do jakiejś gry i spędzić mile czas. Z jednej strony cała ta sytuacja mnie wkurza z drugiej wybieram co najwyżej kilka gier w roku godnych uwagi i moich pieniędzy ogrywam je w czasie wolnym i nie mam wyrzutów sumienia że gry negatywnie odbijają się na moim życiu realnym. Nie maa parcia aby koniecznie zagrać w dany tytuł w dniu premiery albo tydzień po niej.Spokojnie czekam aż naprawione zostaną wszystkie błędy cena spadnie na rozsądny poziom i wtedy ją kupuje.

0 Odpowiedz
awatar
WebALoneHero (gość) 7 lat temu

Portale, gazetki, programy - wszyscy chcą zarabiać na tym że opowiadają o grach, "produkują" gamepley lub newsy z branży. To jest hipokryzja kiedy pojawia się taki artykuł czy inny felieton. Każdy portal się sprzeda i opublikuje najnowsze doniesienia na temat DLC. Zrobi to aby się utrzymać, rozwinąć lub zaistnieć. Aby nas obronić przed takim agresywnym marketingiem po drugiej stronie barykady powinni nas reprezentować fachowcy. Ale tak nie jest; wywiad z producentem gry a pytania z pogranicza lizania butów, facet kłamie podczas prezentacji a nikt nie prosi o dowód, trailer z drobnym maczkiem u dołu, a wszyscy biją brawo podczas pokazów i nikt nie zadaje pytań. Kto popsuł branżę, ja zadaję takie pytanie. Ci nieszczęśni gracze, którzy są w znakomitej większości tłumokami czy ich reprezentujący wybrańcy, specjaliści w dziedzinie IT, gamingu szeroko pojętego, profesjonaliści od technologii itp? A może dlatego tak jest, ze wybrańcy wywodzą się właśnie z tej grupy tłumoków? Jasne, że wszyscy ponosimy winę za obecny stan, ale tkwienie w nim i przyjmowanie za coś już zastanego i naturalnego jest okropne. Wy jesteście na pierwszej linii frontu, może dlatego tak niektórych irytuje wasz brak walki o poprawę sytuacji. Jutro kolejna plotka na temat nadchodzących dodatków?

4 Odpowiedz
awatar
Yavirrlan (gość) 7 lat temu

Do tego wszystkiego można dorzucić Ark Online, gdzie deweloperzy wydają platne i drogie DLC do gry, która ciągle nie wyszła z Early Access (sic!!!) - cągle ma spore problemy z bugami i przede wszystkim z optymalizacją. Najgorsze (smutne wręcz) jest to, że ludzie to kupują i dają zarabiać takiemu studiu, które z wdzięczności(!), za chwile wyda kolejne DLC do nieskonczonej (sic!!!) gry i każe sobie słono za nie płacić.

1 Odpowiedz

Dołącz do zespołu Gamedot

Jesteś graczem? Interesujesz się branżą gamingową? Chciałbyś pisać o tym co Cię interesuje?

Dołącz do redakcji gamedot.pl i dowiedz się co możesz zyskać. Prześlij nam próbny tekst i kilka słów o sobie na adres [email protected]