• Strona główna
  • Gniewni ludzie przemierzają pustkowia – nowy mad max okiem fana

Gniewni ludzie przemierzają pustkowia – nowy Mad Max okiem fana - Felieton

01
hraboll

Z powrotami do zapomnianych marek bywa różnie. Najczęściej mamy do czynienia z jazdą bez trzymanki na fanowskim sentymencie – na tęsknocie za tym, co było wspaniałe... kiedyś. Niejednokrotnie chodzi tu o lata młodości lub szczeniackie poszukiwanie prawdziwego idola. Bohatera z krwi i kości. Kogoś odcinającego się od mutacji, pozaziemskiego rodowodu czy wymyślnych gadżetów - wartych miliony zielonych. I tu przedstawia się nam Max 'Mad Max' Rockatansky. Człowiek, który stracił prawie wszystko w swoim życiu. Zostały mu tylko trzy rzeczy: charakterystyczna czarna kurtka, Magnum Opus (wóz) oraz głowa przepełniona obłędem.

 

 

Po ponad dwóch dekadach George Miller daje nam Fury Road (Na drodze gniewu). Z wykorzystaniem wielkiego budżetu (dziesięciokrotność łącznego wydatku na starą trylogię) udało się stworzyć widowiskowe kino akcji. Jakieś 80% omawianej produkcji to potyczki z wykorzystaniem fantastycznie zaprojektowanych pojazdów. Wspomniany reżyser naprawdę zadbał o ożywienie starego klimatu (którego jest przecież ojcem). Najpewniej to takie odwołanie do Wojownika Szos, w którym wszystko zagrało, a Mel Gibson zaprezentował najwyższą formę. Dlatego post-apokaliptyczna wizja znów miesza się tu z lekkim szaleństwem, Amerykanie użyliby tu słówka „goofy”. Jak to na Pustkowiach bywa, z rupieci powstają niesamowite/dziwaczne rzeczy, a liczni klękają przed nielicznymi. Na cudzej krzywdzie do władzy dobija się brutal, który kontroluje dostęp do żywności, wody (aqua-cola) oraz zagarnia dla siebie najładniejsze pannice. Oczywiście bunt (tu w mniejszej skali) jest tylko kwestią czasu. Ktoś wreszcie pogryzie rękę, jaka karmi i zacznie gonić za mitycznym rajem, miejscem pozwalającym żyć na własnych warunkach.

 

Warto zaznaczyć, że wśród natłoku eksplozji i szalonych popisów kaskaderkich Miller znalazł miejsce i czas na pokazanie dwóch rzeczy. Chodzi tu o moc wiary w boskość tej czy innej jednostki (tu odwołano się przy okazji do nordyckiej Walhalli) oraz nieposzanowanie dóbr doczesnych. W pierwszym przypadku bardzo spodobał mi się motyw ze srebrną farbą w sprayu – nakładaną na „suszone” zębiska (tak oznaczał się delikwent gotowy poświęcić życie dla dobra jakieś sprawy). Natomiast scenka z racjonowaniem wody potrafi wycisnąć łzę lub dwie - oczywiście odpowiednie tło muzyczne to podstawa. W innym fragmencie mała roślinka jest uznawana z największy skarb. Cóż, przynajmniej część odbiorców znajdzie w Fury Road moment na pożyteczną refleksję. Zatem Mad Max jeszcze nie wpadł w mainstream.

 

 

Nie da się ukryć, że niektóre części scenariusza są dość przewidywalne... To chyba bolączka większości przedstawicieli kina akcji. Z drugiej strony fundamentalna dla tego gatunku spektakularność została tu dopieszczona w każdym elemencie i bez wątpienia ciągnie cały film. (dynamika zdarzeń jest niesamowita – ciągle coś się dzieje). Doprawiono ją sporą dawką brutalności. Raczej jej obecność nie powinna nikogo (szczególnie osób mających częsty kontakt z motywem nuklearnej apokalipsy) dziwić – wszak na Pustkowiach trzeba walczyć o przetrwanie. Jeśli zajdzie taka potrzeba, to odgryzasz wrogowi rękę (tym razem dosłownie) lub przygotowujesz sobie sushi z jaszczurki.

 

Rzecz jasna warto pochylić się nad trafnością obsady pierwszoplanowych ról. Moim skromnym zdaniem Tom Hardy wypadł... nijako. Albo napiszę inaczej – nie potrafi przekonać do siebie fana wcześniejszych części. Jego kwestie są dość ograniczone, suche niczym wiór. Na dodatek nie widzimy tu odwzorowania tego szaleństwa, pomieszania zmysłów. Mel Gibson niejednokrotnie udowodnił, iż potrafi wpasować się w rolę lekkich świrków (czasami wystarczy popatrzeć mu w oczy). Hardy sprawia natomiast wrażenie osoby, której kazano ubrać o dwa rozmiary za duże obuwie. I teraz aktor nie wie jak poradzić sobie z tym fantem. Rockatansky był po prostu skrojony na miarę Gibsona i trudno tu wprowadzać bezbolesne zmiany. Podobnie sytuacja będzie wyglądała z przygodami Indiany Jonesa. Jeśli Disney ma zamiar zrezygnować z Harrisona Forda (Chris Pratt? No proszę, nie rozmieszajcie mnie), to chyba lepiej rzucić to wszystko w diabły. Pewnych legend nie wypada szargać.. Pewni aktorzy stają się integralną cząstką tego czy innego uniwersum.

 

 

Całe show w Mad Max A.D. 2015 bez wątpienia skradła Charlize Theron i grana przez nią Furiosa. W ogólnej branży rozrywkowej naprawdę brakuje dobrych kobiecych postaci (najczęściej to źródło seksualności; trofeum dla przypakowanego herosa). A Furiosa jest cudowna, jest po prostu „bad ass”. Żadna z niej białogłowa - niewiasta czekająca na rycerza w lśniącej zbroi. Kobieca Imperator potrafi naprawić samochód i ma oko wprawnego snajpera (sorry Max, postrzelasz sobie z broni dużego kalibru innym razem). Dodatkowo musi korzystać z mechanicznego przedramienia. Co istotne, to jednostka, która chce zrobić coś dobrego dla innych – przeciwieństwo Rockatansky'ego, który zwyczajowo podąża ścieżką samotnego wilka. Zresztą ma to odzwierciedlenie w końcowej scenie filmu (swoją drogą jej zwieńczenie – najazd/ruch kamery – wykopuje z pamięci ostatniego Mrocznego Rycerza od Nolana).

 

Wbrew wszelkim pozorom Mad Max: Fury Road nie budzi u mnie mieszanych uczuć. To dobre kino akcji. Kino, jakie zarobi na siebie i doczeka się kontynuacji (już potwierdzona). George Miller potrafił utrzymać się pewnego kanonu, zatem nie olano fanów wcześniejszej trylogii. W kwestiach realizacji podobają mi się projekty pojazdów i image przy niektórych postaciach. Fajny jest też filtr narzucany na obraz (żywe kolory, dużo pomarańczowego odcienia, choć może to tylko daltonizm ;D) oraz okresowe wrzucanie przyspieszenie ruchu). Nowy Mad Max spodoba się nawet osobom, które zazwyczaj nie gustują w kinie akcji, aczkolwiek chętnie zanurzają się w post-apokaliptyczną rzeczywistość. Moja młodsza siostra jest tu świetnym przykładem. Po prostu jeśli Tom Hardy rzuci filmowy zwrot: „Podziwiajcie mnie!”, wtedy ja odpowiem: „Wolę Road Worriora odgrywanego przez Gibsona”. Moje preferencje nie wiodą mimo wszystko ku ostatecznemu potępieniu. Nadal jestem gotów wręczać stosownej osobie solidny kredyt zaufania.

 

 

Pozytywny odbiór (patrzę teraz na ogólny stan rzeczy) Fury Road bez wątpienia cieszy studio Avalanche. Szwedzki developer już we wrześniu wprowadzi na rynek swojego interaktywnego Mad Maxa. I właśnie ta produkcja może idealnie wpasować się w założenia pokazywane w kinowym obrazie. Walka stawiająca na wykorzystanie pojazdów (pojawi się pełna kustomizacja czterech kółek), otwartość świata (zatem szykowana jest cała masa pobocznych aktywności) i.. prawdziwa mechanika survivalu (konieczność szukania żywności, paliwa). Eksplozji także nie zabraknie. Wszak Avalanche wybiło się do pierwszej ligi na marce Just Cause. Do tego dochodzą konsultacje z Millerem i pełen dostęp do materiałów wykorzystywanych przy filmach. Hipotetycznie Warner Bros ma materiał na kolejną gamingową trylogię – coś jak cykl Batman Arkham.

O autorze
hrabollhraboll
1307 2
Fan gier przygodowych, choć nie boi się próbować rzeczy nowych i nieznanych. Magia pierwszego Turoka sprawiła, że pokochał interaktywną rozrywkę. Graficzne piękno nie jest najważniejsze – nawet największa potwora może wpasować się w gusta hrabolla ;)

0 Komentarzy

Dołącz do zespołu Gamedot

Jesteś graczem? Interesujesz się branżą gamingową? Chciałbyś pisać o tym co Cię interesuje?

Dołącz do redakcji gamedot.pl i dowiedz się co możesz zyskać. Prześlij nam próbny tekst i kilka słów o sobie na adres [email protected]