Do tej pory dobra ekranizacja gry była rzadka niczym awans polskiej reprezentacji do piłkarskich Mistrzostw Świata. Czyli zdarzało się, ale i tak było to coś bardziej „akceptowalnego” niż naprawdę dobrego. Pierwszy Silent Hill wyszedł, Prince of Persia w sumie też... a dalej trudno znaleźć cokolwiek innego co nie kojarzy się z żenadą – łącznie z niedawnym powrotem Hitmana do kin.
Ale teraz idzie nowe, idzie Warcraft. Wielka seria od wielkiego Blizzarda, który w powszechnej opinii „jak coś robi to dobrze”. Epickie bitwy fantasy, polowanie na Orki i dzielni rycerze szukający magicznych artefaktów wyglądają na idealnego następcę Władcy Pierścieni i Hobbita, które w ostatnich latach przeszły szturmem przez kina zostawiając po sobie wielką pustkę. I choć pozornie ich miejsce zajęły adaptacje komiksów Marvela i DC to dalej na dobre fantasy akcji czeka miliony widzów wychowanych na filmach Petera Jacksona – i właśnie w tym będzie tkwić siła filmowego Warcrafta. On nie będzie trafiał tylko do graczy. On może być nowym Władcą Pierścieni.
O ile wszystko dobrze pójdzie otworzy to nowe możliwości przed innymi ekranizacjami gier, które przy odrobinie szczęścia nie będą już traktowane przez Hollywood jak klienci drugiej kategorii.
Zatem od sukcesu ekranizacji Warcrafta zależy więcej niż może to wyglądać na pierwszy rzut oka.
0 Komentarzy