Pierwsze wrażenia z Gwinta - zamknięta beta - Wrażenia

03
GeneticsD

Gwint już wkrótce stworzy konkurencję dla karcianek, które mają już stabilne grunta pod sobą, jak np. Hearthstone. Gra oczywiście jest w trakcie produkcji przez nikogo innego jak warszawskie studio CD Projekt RED. Aktualnie trwa zamknięta beta produkcji, więc jest to idealna okazja do sprawdzenia tego, co w gwincie będzie najważniejsze. Z tego powodu ten tekst. Opiszę moje pierwsze wrażenia po ograniu bety.

 

Zaraz po ściągnięciu gry, która wiele nie „waży”, ujrzymy przejrzyste menu. Według mnie jest ono dość dobrze skonstruowane. Przejrzyście podzielono je na kilka tematycznych ekranów, a w każdym z nich możemy znaleźć grafiki odpowiadające za wykonywaną funkcję. Pewnie po oficjalnej premierze gry będzie o wiele więcej różnych dostępnych opcji + kampania singleplayer. Będzie ona jednak płatna, ale to oczywiście jest zrozumiałe. Na razie jednak nie wiemy, ile na nią wydamy, ani jak długa będzie. Obyśmy się nie zawiedli.

 

 

Tymczasem jednak skupmy się na tym, co najważniejsze w becie.

 

Odpalamy więc samouczek, który dość mnie denerwował. Wszystko było tam dokładnie opisane, ale jakoś tak raczej nie czytałem, a jedynie skanowałem na szybko i klikałem podświetlone pole. Może to był błąd, jednakże jak to każdy Polaczek ma w naturze, nie lubię samouczków, ani instrukcji. Sięgam po nie dopiero w momencie, gdy stoję pod ścianą. Okazało się jednak, że gwint nie jest wcale taki trudny do ogarnięcia, ale trzeba mu poświęcić odrobinę czasu. Pamiętacie może gwinta z Wiedźmina 3? Tutaj ogólna metoda się nie zmienia, jednakże dochodzi wiele nowości, którym trzeba poświęcić czas.

 

Po raz kolejny stajemy więc naprzeciwko naszego oponenta z rozłożoną talią i po wylosowaniu odpowiednich kart, ponownie możemy trzy z nich wymienić. Wszystko oparte jednak na losowości, więc nie ma co się łudzić, że wpadnie coś fajnego. Nie raz miałem sytuację, że chciałem wymienić jedną kartę. Wymieniałem ją te trzy razy i skończyłem z jeszcze gorszą niż na początku. Cóż. Szczęście mi nie sprzyja.

 

Wygrałem, więc wrzucam, żeby się pochwalić.

 

Nie sprzyjało mi też przez kilka pierwszych rund, gdyż nie poświęciłem wystarczającej ilości czasu na przeczytanie dokładnie opisu kart. Teraz jest to bardzo ważne. W minigierce umiejętności specjalne kart były raczej ewenementem, a tutaj jest to na porządku dziennym. Często są zawiłe, bądź działają w wyrafinowany sposób, podczas niewielu sytuacji. Najlepiej jest więc uczyć się na własnych błędach. Kluczem do zwycięstwa nie są więc tylko świetne karty, ale także zapamiętanie ich umiejętności specjalnych. Trzeba wiedzieć jak wykorzystać i oszacować na początku, czy nam się przyda, czy nie. Umiejętności te sprawiają, że walka z oponentem staje się o wiele bardziej ciekawa, dynamiczna oraz dotkliwa. Animacje działania dokładają własną cegiełkę do wrażeń wizualnych, jednakże podstawą ogólnego wizerunku gry są grafiki.

 

Grafiki na kartach, w sklepie, w menu. Gdzie okiem nie sięgnąć wszędzie spotkacie świetne rysunki, nad którymi można spędzić więcej czasu niż tylko jedno kliknięcie. Osobiście najbadziej podobami mi się skalny troll ze sklepu, ale z pewnością każdy może preferować coś innego. Karty to według mnie mistrzostwo świata. Graficznie wszystko prezentuje się tak dobrze, że aż człowiekowi żal ściska serce z powodu braku zdolności do tworzenia takiej „magii”. Klimat jak najbardziej zachowany. Wiedźmin + karcianka? Approved!

 

Często również usłyszymy różne odgłosy bojowe poszczególnych kart, czy dowódców. I ponownie wydaje mi się, że Reddzi doprowadzają do czegoś niemożliwego. Często język polski w grach brzmi komicznie, a kwestie są aż zbyt mocno przepełnione emocjami, co doprowadza raczej do żenady, a nie do niezapomnianych dialogów. A tutaj proszę. Wszystko brzmi mocno, pewnie, chociaż jest po polsku. Polecam również sprawdzić wersję angielską, gdyż robi ona wrażenie. Aż nie mogę się zdecydować, co do wyboru języka gry.

 

Ja mieć dobra, duża beczka. Ty kupić.

 

Do zabawy używa się także wielu kart specjalnych. Wcześniej były to głównie rzeczy odpowiedzialne za pogodę, a teraz oprócz tego znajdziemy także eliksiry wzmacniające karty, pioruny odejmujące punkty wrogom, plagi choroby, awans poszczególnych jednostek i jeszcze więcej. Każda z nich w końcu się przydaje, ale jednak trzeba umieć zachować ten odpowiedni balans pomiędzy ilością jednostek, a ilością kart specjalnych. Przecież mróz nie wygra za nas bitwy, prawda?

 

Aktualnie w grze mamy dostępne cztery frakcje. Dziki Gon, Królestwa Północy, Wiewiórki oraz Skellige. Wkrótce zostanie dodane także Czarne Słońce, czyli Nilfgard. Każda z frakcji posiada własną zdolność np. Dziki Gon po skończonej rundzie pozostawia na stole jedną, losowo wybraną kartę, a Wiewiórki mogą decydować o tym, kto rozpoczyna rundę. Osobiście najwięcej grałem Dzikim Gonem i wydaje mi się, że jest on póki, co najsilniejszy w tym zestawieniu, chociaż kiedy w ruch pójdzie kilka trebuszy i katapult z Królestwa Północy to mróz potrafi zawrócić tam skąd przyszedł. Większość zależy więc od szczęścia w doborze kart na początku oraz oczywiście doświadczenia i strategii gracza.

 

Również i dowódcy dokładają swoje dwa grosze do wygranej, gdyż posiadają ciekawe zdolności. Przykładowo Foltest potrafi skopiować jedną z wybranych przez nas kart, a Eredin sam wchodzi do gry z siłą dziesięciu „oczek”. Potrafią więc oni odwrócić losy bitwy, więc jeżeli twórcy dodadzą większą ilość przywódców to zacznie być o wiele ciekawiej.

 

Jest jedna rzecz, która jeszcze podoba mi się w Gwincie. Mianowicie jest to wyłącznie kwestia techniczna, dzięki której nie czekamy długo w kolejce na znalezienie przeciwnika. Po wybraniu talii właściwie od razu jesteśmy wrzucani do gry z innym graczem. Żadnych błędów, wywalania bitwy, ani nawet czekania minuty nie doświadczycie. Cross-platformowe podejście do sprawy daje radę!

 

On nie kłamać.

 

Podsumowując, Gwint pozostawia po sobie dobre wrażenie. Świetne grafiki, dynamiczna zabawa, satysfakcjonujące zdobycze z beczek (których nie trzeba kupować za piniondze), szybkie łączenie z przeciwnikiem oraz syndrom „jeszcze jednego rozdania”. Przy grze w karty można więc spędzić mnóstwo czasu, a widmo przyszłego single playera napawa mnie dodatkowym optimizmem. Będzie dobra gra! I to karcianka!

 

P.S.

 

Moja ulubiona karta to Krowa Czempionka.

O autorze
GeneticsDGeneticsD
230 0

0 Komentarzy

Dołącz do zespołu Gamedot

Jesteś graczem? Interesujesz się branżą gamingową? Chciałbyś pisać o tym co Cię interesuje?

Dołącz do redakcji gamedot.pl i dowiedz się co możesz zyskać. Prześlij nam próbny tekst i kilka słów o sobie na adres [email protected]