Kącik filmowy - Sprzymierzeni, czyli powrót do lat '40 - Wrażenia

33
GeneticsD

Druga Wojna Światowa zawsze była ciekawym tematem. Nieważne, czy mamy na myśli filmy, gry, książki, czy może muzykę. Ten motyw, często eksploatowany, lekko zniknął z ostatnich radarów. A co z filmami szpiegowskimi? Sprzymierzeni łączą te dwa motywy, znane, oklepane i tworzą z nich nieco inną historię. Do tego dochodzi kilka ckliwych banałów i tadam. Film jak się patrzy. Niezły, ale bez przesady.

 

Zaczynając od początku, w filmie lądujemy na piaskach marokańskich niedaleko Casablanci. Poznajemy wtedy Maxa Vatana (granego przez Brada Pitta), szpiega, który tym razem musi unicestwić niemieckiego ambasadora. Wpierw jednak udaje się na spotkanie ze swoją nową partnerką, Marianne Beausejour (Marion Cotillard). Kobieta od kilku miesięcy rozpracowywała tamtejszy urząd. Zdobyła ich zaufanie i zostawiła podwaliny dla mężczyzny, który miał wkrótce pojawić się obok niej. Jak możemy się domyśleć, między głównymi bohaterami wywiązała się więź i po udanej akcji, trafiają do Londynu, gdzie chcą rozpocząć spokojne życie. To niestety nie jest za bardzo możliwe, gdyż demony przeszłości wracają i nie dają o sobie zapomnieć.

 

Pan po prawej niczego nie podejrzewa.

 

Większość filmu to pokrętne dialogi, które wprowadzają wiele do fabuły. Nie ma tutaj bezsensownych gadek, z których nic nie wynika. Wszystko w mniejszym, bądź większym stopniu jest tu ze sobą połączone i tak każdy widz nie przymyka za bardzo oczu. Mamy tu jednak kilka scen walki. Nie są one brutalne. Raczej mocne (dzięki efektom specjalnym oraz dźwiękowi). Nie ma tu jednak hektolitrów krwi, czy okropieństw wykraczających poza skalę. Wszystko w granicach dobrego filmu akcji, chociaż ten film można raczej nazwać dramatem (i nie dlatego, że jest tak słaby).

 

Oczywiście obsada iście hollywodzka daje radę, jednakże osobiście nie widziałem tej chemii pomiędzy bohaterami. Może zbyt dużo oczekiwałem, jednakże miałem ciągle wrażenie, że aktorzy działają bardziej osobno niż wspólnie. Brad Pitt dał radę. Takie 7/10, ale czasem miałem wrażenie, że ilość mięśni twarzy odpowiadających za mimikę zmniejszył sobie sztucznie. Z drugiej strony wyszedł jednak bardziej dojrzale, bardziej mężnie (ale to chyba przez lata). A pani Marion, cóż. Moim skromnym zdaniem wyszła nieco lepiej niż Pitt, ale to może być znowu spowodowane specyfiką jej roli. O czym nie będę spoilerował, tym którzy nie widzieli filmu, ani zwiastuna.

 

Właśnie. Zwiastun. Po raz kolejny będę na niego narzekał. W Osaczonej pokazywał wszystkie „straszne” momenty. Dosłownie wszystkie przez co w trakcie filmu wyczekiwało się właśnie ich. Okazywały się ostatecznie o wiele gorszej jakości niż w trailerze. Tutaj, w Sprzymierzonych, pokazano praktycznie 70% fabuły przez co każdy z nas mógł sobie ułożyć historię w głowie. Skandal! Nawet ostateczna, decydująca scena została pokazana (o ile pamięć mnie nie myli). W takim razie, jeżeli chcecie wybrać się na film, nie oglądajcie zwiastuna. Zepsujecie sobie nim film.

 

 

Kiedy teraz tak siedzę i rozmyślam o filmie to wydaje mi się, że wyszedł za bardzo banalnie. Oklepany motyw miłości dwojga szpiegów (brakowało tylko, że z wrogich obozów <ehkem>), romans, dziecko, problemy i końcowa ckliwość. Dość naciągane. Jakkolwiek można narzekać na ogół struktury fabuły, tak w głowie zapadły mi dwie sytuacje, które wydają się być najbardziej kuriozalne. Pierwsza scena to poród. Ewakuowany szpital w czasie bombardowania, mnóstwo pyłu, efektów specjalnych, krzyki Marianne. W tle kanonada oraz naloty dywanowe, a nasza bohaterka po wyjechaniu ze szpitala, rodzi na ulicy. Jeden skurcz i jest dziecko. Czyste. A wokół stoją wszystkie pielęgniarki i klaszczą. Brakowało tylko kierowcy autobusu. Jakby nagle zapomniały o trwającej wojnie, pewnie setkach innych potrzebujących. Jakby ktokolwiek zawracał sobie głowę dzieckiem szpiegowskiej pary (oprócz widzów). Brawa! Druga sprawa to akcja podczas imprezki w domu Vatanów. Zabawa trwa podczas gdy nazistowskie samoloty nadlatują nad Londyn. No i co? Myślicie panika? Gdzie tam. „Bombardują East End, easy.” Mniej więcej taka była reakcja jednej z postaci. A ja myślę sobie o co chodzi? Nieważne co bombardują. Znajduje się to w zasięgu mojego wzroku, widzę wojnę, słyszę strzały i wybuchające bomby, więc uciekam jak najdalej, chcę się schronić gdziekolwiek. Ale nie bohaterowie filmu Sprzymierzeni. Nie. Oni stoją i patrzą jak na fajerwerki w Sylwestra. A może piknik obok wraku samolotu? Czemu nie!

 

W każdym razie najlepszym aspektem filmu był miły klimacik lat '40. Aż poczułem jakby kino cofnęło się w czasie. Stroje, unoszący się dym papierosów, propaganda i bogactwo. Casablanca była cudowna. Wszystkie te samochody, broń, świecące banery. Wow. To wyglądało świetnie. Później w Londynie widzieliśmy już o wiele mniej, gdyż większość czasu to dom + baza wojskowa, ale i tak nie ma na co narzekać. Za Casablancę ogromny plus!

 

Podsumowując, warto wybrać się na Sprzymierzonych. Jest to niezły film z elementami, które mogą się podobać. Historia nie tak bardzo oklepana jak jej motywy, więc ujdzie. Nie uważam tego za stracony czas, a raczej za dobrą rozrywkę.


Ocena: 6.5/10

O autorze
GeneticsDGeneticsD
230 0

3 Komentarze

GeneticsD 7 lat temu

fafarafa, fakt, przebiegło mi to przez myśl, ale bardziej prawdziwa dla mnie, widza, który wojny nigdy nie poznał (i mam nadzieję, że nie pozna), byłaby ucieczka. Nie czytałem we własnym zakresie niczego o czym wspominasz, ale może rzucę okiem i sam się przekonam. W każdym razie, dzięki za info. Będę pamiętał. ;)

0 Odpowiedz
awatar
fafarafa (gość) 7 lat temu

Filmu nie znam, ale sisę wypowiem. Odnosnie tego fragmentu: "Brawa! Druga sprawa to akcja podczas imprezki w domu Vatanów. Zabawa trwa podczas gdy nazistowskie samoloty nadlatują nad Londyn. No i co? Myślicie panika? Gdzie tam. „Bombardują East End, easy.” Mniej więcej taka była reakcja jednej z postaci. A ja myślę sobie o co chodzi? Nieważne co bombardują. Znajduje się to w zasięgu mojego wzroku, widzę wojnę, słyszę strzały i wybuchające bomby, więc uciekam jak najdalej, chcę się schronić gdziekolwiek. Ale nie bohaterowie filmu Sprzymierzeni. Nie. Oni stoją i patrzą jak na fajerwerki w Sylwestra. A może piknik obok wraku samolotu? Czemu nie!" Otóz autorze teoretycznie masz rację, teoretycznie. Lektura pamiętników z II wojny uczy, ze wbrew wszelkim mozliwym pozorom, mozna sie ostro zdziwić. mam na myśli reakcje na bombardowanie. Logika nakazywałaby zachowywać się tak, jak piszesz, ale bardzo czesto bywało odwrotnie. najlepszym przykładem sa prawie zamieszki w pewnym londyńskim teatrze, kiedy usiłowano przerwac spektakl z uwagi na bombardowanie a publiczność (wojskowo-cywilna) wolała ryzykowac zyciem i jednak nie mieć przymusowej przerwy. Nie inaczej w opisach Beevora sytuacji w teatrze Bolszoj w Moskiwe, gdzie nawet obecnośc Rokossowskiego na widowni nie wyhamowała głośnej niecheci publiki wobec schronów. Dwa razy sie udało przerwać spektakl, za trzecim już nie.

0 Odpowiedz
awatar
Graczu (gość) 7 lat temu

Bradowi twarz się rozlała ? Może to nie on tylko tom cruise w masce brada pitta?

0 Odpowiedz

Dołącz do zespołu Gamedot

Jesteś graczem? Interesujesz się branżą gamingową? Chciałbyś pisać o tym co Cię interesuje?

Dołącz do redakcji gamedot.pl i dowiedz się co możesz zyskać. Prześlij nam próbny tekst i kilka słów o sobie na adres [email protected]