Amiibo - pierwsze wrażenia - Wrażenia

00
Zombie Grinder

W przeddzień wigilii dostałem od Cascada i Memphisa do testów mityczne Amiibo, wówczas jednak moja mina absolutnie nie wyrażała zachwytu. Po pierwsze, od momentu zapowiedzi nie byłem zupełnie przekonany do tego pomysłu - nigdy nie byłem entuzjastą idei Skylandersów czy Disney Infinity. Połączenie figurkowej kolekcji i gier śmierdziało mi z kilometra atakiem na portfel biednych milusińskich. Po drugie, ze wszystkich figurek pod moją opiekę musiał trafić Pikachu, a ten, od zawsze (nawet w czasach młodzieńczej fascynacji Pokemonami), kojarzył mi się ze wszystkim, co w japońszczyźnie najgorsze. Cóż, robota to robota, zakasałem rękawy i rozpocząłem testy.

 

 

Przygarnij Kropka

Cóż to takiego Amiibo? Otóż włodarze z Nintendo przeanalizowali słupki analityków rynku i doszli do wniosku, że siedzą na żyle złota. Pomysł figurek, które dzięki elektronicznemu czytnikowi mogą mieć dodatkowe zastosowanie w grach spowodował, że wymienione wcześniej Skylandersy stały się hitem. Decydenci postanowili skopiować pomysł i zastosować ten patent  wykorzystując jedne z najbardziej rozpoznawalnych postaci gier wideo. Założyli (zapewne w przypadku USA słusznie), że taki zabieg może poprawić sprzedaż Wii U. Przeszli od słów do czynów i stworzyli kolekcję przedstawiającą postacie występujące w Smashach. Współpraca z systemem działa na zasadzie komunikacji bliskiego zasięgu. Port z tą technologią znajduje się w padlecie od Wii U. W chwili, w której piszę te słowa, funkcje figurek w większości tytułów są symboliczne - służą do odblokowywania dodatkowych kostiumów i broni (Hyrule Warriors i Mario Kart 8), najszerzej natomiast współpracują z moimi ukochanymi Smashami. Możemy wytrenować naszą figurkę, aby stanowiła wykwalifikowanego sparing partnera lub wystawić go przeciwko postaci kolegi. Jak to działa w praktyce?

 

You got to fight, for your fight to (Mario) party!

Biorąc pod uwagę moją niechęć do Pikachu, miałem zamiar wobec Amiibo zastosować zimny wychów. Niczym mistrz w chińskich filmach kung-fu, początkowo z dużym dystansem odnosiłem się do mojego podopiecznego. Zabawa w Smashach sprowadza się do trenowania postaci do pięćdziesiątego poziomu. Walczymy z nim samemu lub napuszczając na niego konsolowych przeciwników. Początkowo myślałem, że taki trening przebiega liniowo – tj. każdy Pikachu nauczy się dokładnie takich samych zachować na danym poziomie. Jakież było moje zdziwienie, gdy mój Rocky (bo tak nazwałem żółtego stwora) po walce, w której zastosowałem taunt zaczął z powodzeniem stosować ten gest po swoich wygranych z przeciwnikami sterowanymi przez konsolę. Od tego momentu zmieniłem podejście emocjonalne do podopiecznego. Zacząłem trenować go z rozwagą, ucząc wszystkiego czego nauczyłem się w pojedynkach multiplayerowych, dodatkowo dbając, by Rocky nauczył się również jak najwięcej od innych przedstawicieli gatunku Pikachu. Ponadto, między walkami, naszego Amiibo możemy karmić elementami zdobytego wyposażenia, co przekłada się na zmianę priorytetów zachowania (na podstawie parametrów agresja/obrona/szybkość). Efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. W okolicach czterdziestego poziomu doświadczenia żółty stworek wygrywał ze mną w stosunku 50/50, natomiast na pięćdziesiątym poziomie z trudem byłem w stanie mu zadać jakiekolwiek obrażenia. Idealnie stosował bloki, rzuty i kontry nie dając się nawet do siebie zbliżyć. Przyznam, że nie spodziewałem się aż tak dobrych efektów, a nawet zacząłem odczuwać emocjonalną więź z Rockym.

 

 

Złap je wszystkie!

Patrząc od strony kolekcjonerskiej, figurki są bardzo dobrze wykonane. Wyprodukowano je z wysokiej jakości plastiku i bardzo dokładnie pomalowano – przyjrzałem się żółtemu Pokemonowi i nie dostrzegłem najmniejszych zacieków farby. Dodatkowo są świetnie zapakowane, dlatego serce każdego kolekcjonera będzie krwawić – nie da się użyć Amiibo bez wypakowania z wypraski. Podstawka jest pokryta specjalną folią uniemożliwiającą komunikację z padem od Wii U bez otwarcia pudełka. Samo kolekcjonowanie Amiibo jest drogim sportem jak na polskie warunki. Jedna figurka kosztuje w przybliżeniu 60 PLN, co przy zapowiedzianych na chwilę obecną 29 postaciach wiąże się z wydatkiem niemal 2000 PLN.

 

Warto?

Na chwilę obecną trudno powiedzieć. Naprawdę świetnie ćwiczyło mi się z Pikachu, nawet z zaciśniętymi kciukami oglądałem mecze, które toczył z przeciwnikami konsolowymi. Niestety, dla każdego kto myśli o codziennych efektywnych treningach w Smashe, sparingi z jedną postacią to trochę za mało – a zakup dodatkowych figurek to całkiem spory wydatek. Sam trening Amiibo do 50tego poziomu zajmuje jedynie kilka godzin zabawy. Dodatkowo nie wszystkie postacie ze Smashów dostały swoje figurki – przykładowo Zero Suit Samus, którą gram najczęściej nie została nawet zapowiedziana. Poza tym, jeżeli ktoś nie przepada za Smashami –  na chwilę obecną nie znajdzie szczególnego zastosowania dla swojej figurki. Mario za 60 PLN to dość spory wydatek - tym bardziej w porównaniu z Mario za 5 PLN (na zdjęciach dla porównania), które rok temu można było dostać w Mac Donaldzie. Zobaczymy co przyniosą najbliższe miesiące, ale wierzę, że Nintendo zadba o odpowiednie zastosowanie swoich zabawek, tym bardziej, że w USA Amiibo wyprzedają się na pniu.

 

Dziękujemy za udział w testach desce do prasowania marki Vileda Zombie Grindera, stanowiącej piękne tło dla zdjęć.

 

O autorze
Zombie GrinderZombie Grinder
14 4
Konsolowiec z wyboru i z poznańskiej oszczędności, szczególną miłością darzy handheldy. Lubi piwo, komiksy i kinematografię - od arcydzieł po odmęty kina klasy B. Nie lubi się golić. Za młodu chciał być Batmanem, ale brzuch piwny zniszczył marzenia

0 Komentarzy

Dołącz do zespołu Gamedot

Jesteś graczem? Interesujesz się branżą gamingową? Chciałbyś pisać o tym co Cię interesuje?

Dołącz do redakcji gamedot.pl i dowiedz się co możesz zyskać. Prześlij nam próbny tekst i kilka słów o sobie na adres [email protected]