Gamescom 2015 - relacja - Relacja

26
Karmin

Jest kilka takich wydarzeń, w których chciałby wziąć udział chyba każdy gracz będący zainteresowanym tym, co dzieje się w branży gier i chcący być poinformowanym o nowościach jako jeden z pierwszych (lub nielicznych). Tokyo Games Show, PAX, E3, Gamescom, czyli targi gier skupiające kulturę graczy gier wideo w jednym miejscu. Dziś opowiem o tym ostatnim.

 

Możliwością pojawienia się na Gamescomie byłam podekscytowana z dwóch powodów. Po pierwsze, szalenie cieszyła mnie okazja zagrania w tytuły, których wyczekuję z niecierpliwością, a po drugie… jechałam na niemieckie targi gier i multimedialnej rozrywki po raz pierwszy.

 

O Gamescomie można pisać bardzo wiele. Z pewnością znacie już od A do Z nagrania z konferencji prasowych i czujecie się czymś rozczarowani albo podekscytowani. Opowiem wam pokrótce o pobycie w Kolonii, moich odczuciach dotyczących Gamescom’u oraz o kilku produkcjach jakie się na jego halach pojawiły. Pokażę wam co zobaczyłam podczas trzech dni targów – koniecznie zatrzymajcie na się na chwilę przy zdjęciach!

 

Peugeot 207 pomieścił pięć osób i wszystkie niezbędne bagaże (nie mieliśmy ich jakoś specjalnie wiele). Jazda autostradą z Poznania do Kolonii przebiegła spokojnie, zajmując jakieś jedenaście godzin. Wynajęliśmy pokój w przestronnym mieszkaniu. Opcja była sprawdzona już w ubiegłym roku, więc nie musieliśmy martwić się, że właściciel lokum jest jakiś dziwny albo, że miejsce pobytu będzie niepewne. Była ciepła woda, lodówka do dyspozycji, nawet wygodne miejsca do spania, a dla palącej części naszej ekipy – balkon. Do mieszkania wracaliśmy po całym dniu spędzonym na targach. Żywiliśmy się głównie zupkami chińskimi, batonami, jogurtami, parówkami i oczywiście burgerami McDonald’s. Dowiedzieliśmy się przy okazji, że tamtejsze McDonald’s są uznawane za „jedzenie dla biednych”. Cóż, faktycznie wskazywał na to także bałagan wewnątrz restauracji (nie jednej i nie w dwóch) i niechlujnie przygotowane kanapki. Jednak nie ma to jak polski Pikantny KurczakBurger… „U nas” smakuje znacznie lepiej. Poważnie, przetestujcie kiedyś sami przy okazji. Ale wracając do tematu…

 

Jechaliśmy we wtorek, bo wiadomo – całodniowa podróż nieźle daje w kość. Dotarliśmy na miejsce, wyspaliśmy się i nazajutrz byliśmy gotowi do podboju. Samochodem dojeżdżaliśmy, a później zostawialiśmy na wyznaczonym parkingu strzeżonym. Zaskoczyło nas, gdy kolejnego dnia parkingowy przywitał nas po polsku.

 

Pierwszy dzień, czyli środa, umożliwił mi maksymalnie zwiedzenie wszystkich pawilonów i tych stoisk, które interesowały mnie najbardziej. Bez tłoku, bez ścisku, praktycznie bez kolejek. Do porozumiewania się wystarczył w zupełności język angielski, chociaż w pewnym momencie zaczęłam trochę żałować, że za czasów licealnych jedynie liznęłam niemiecki. Chłopakom z mojej ekipy przydała się umiejętność szprechania do dziesięciu (zgadnijcie gdzie – w McDonald’s przy zamawianiu kanapek…). Środa i jej urok (dla press i dla trade visitors – żywioł dla osób z mediów oraz biznesmenów) pozwoliła na dogranie kilku spotkań, a zarówno poznania przestrzeni targów. Dzięki temu, w kolejnych dniach poruszaliśmy się znacznie sprawniej i można było wyznaczyć miejsce spotkań.

 

Dzień drugi, dostarczył niemało wrażeń. Udało się ustawić wywiad z Crystin Cox, lead designerką z ArenaNET (znajdziecie go wkrótce na kanale YouTube Poznańskiej Gildii Graczy) i spotkać kilka znajomych twarzy z poznańskiego gamedevu. Czwartek dał wszystkim popalić ze względu na szalejące w Europie upały. Słabiej było czuć klimatyzację na halach, a wodę mineralną wszyscy wypijali jak smoki. Budki z napojami pękały w szwach, ale wszyscy cierpliwie czekali na swoją kolej. Chodząc pomiędzy halami (tj. wychodząc na zewnątrz) wpadłam na pojazd promujący Fallout 4 i wianuszek ludzi chcących zrobić sobie przy nim zdjęcie. Inne promo-pojazdy zaparkowały przy północnym wejściu na targi – Call of Duty Black Ops III: biała limuzyna i autobus z zamontowanym na dachu miotaczem ognia (!).

 

Piątek okazał się najaktywniejszym dniem, także dlatego, że był dla mnie ostatnim dniem pobytu na targach Gamescom. Ponadto wieczorem udało się zjeść normalny posiłek na jednej z zamkniętych imprez, na którą zostałam zaproszona. Sympatyczne i interesujące rozmowy z nowo poznanymi ludźmi z zagranicy do późnych godzin zatrzymały mnie oraz pozostałą część ferajny w centrum Kolonii. W efekcie do mieszkania zajechaliśmy około drugiej w nocy. Nazajutrz trzeba było wstać o szóstej, ale nikt z nas niczego nie żałował. Cóż… żyje się tylko raz.

 

Największe zaskoczenie: Gigantic

Zarówno niesamowite stoisko w barwach morskiego błękitu i bieli, jak i śliczny, komiksowy, kolorowy design gry zrobił na mnie niemałe wrażenie. Twórcy ze studia Motiga opisują Gigantic’a (odpowiedzialni wcześniej za takie projekty jak Starcraft 2 czy Guild Wars) jako darmową, MOBA-strzelankę, gdzie podczas bitwy bohaterowie (po pięć osób na grupę) stawiają czoła ogromnemu opiekunowi przeciwnej drużyny. Ten zespół, który pierwszy wykończy „matkę” przeciwnika – wygrywa. W jednej chwili zostajemy wystrzeleni ze swojej bazy z jednej z trzech trampolin (oczywiście sami wybieramy z której), by w drugiej znaleźć się właściwie w centrum potyczek. Do ataku wykorzystujemy kilku umiejętności, rozwijając je podczas walki. Ponadto przejmując strefy mamy możliwość rozstawienia dodatkowych obrońców – mogą oni atakować, leczyć lub wykrywać wrogów. Najważniejsza jest tu strategia oraz naprawdę zgrany i rozumiejący siebie nawzajem zespół. To, co szczególnie podoba mi się w Gigantic’u to to, jak duże wyzwanie przed nami stawia. Gra jest niezwykle dynamiczna i nie ma tu miejsca na jakiekolwiek błędy. Pogubisz się, stracisz na chwilę przeciwnika z oczu, nie współpracujesz – naprawdę szybko przegrywasz.

 

 

Największe rozczarowanie: Relics of Gods

Duże stoisko, dużo atrakcji (w tym para cosplayerów), piękne grafiki, ale sama gra... Wiele elementów dosłownie rozbijało immersję: tura trwała zdecydowanie zbyt krótko i niemożliwym było sprawdzić kim jest bohater, którym gramy i jakie ma możliwości (szczególnie na początku). Nie za bardzo dało się również odczuć samej walki dobra ze złem – brakowało elementów grozy, niepewności, aury zła, która powinna być wszechobecna. Dlaczego sześcioro przeciwników patrzy się na siebie tak po prostu i stoi nieruchomo? Nie wiem. Otrzymaliśmy tu jedynie ładną grafikę w 3D, którą można było podziwiać na wyświetlaczu telefonu – bo trzeba wspomnieć, że to turowa gra strategiczna na komórki. Tylko zaraz… ktoś powiedział „strategia”? Po raz kolejny – to co wygląda smacznie i spektakularnie na trailerze, kompletnie mija się z rzeczywistością. Sama strona internetowa gry woła o pomstę do nieba. Kto, co i skąd – tego na pewno się z niej nie dowiecie. Całe szczęście, że deweloperzy dali szansę wypełnienia ankiety dotyczącej gry. Co wiadomo o samym studio? Seasun Inc. piszą o sobie, że koncentrują się na tworzeniu jak najwyższej jakości silników next-genowych, który ma przesuwać granicę doświadczeń jakie otrzymuje gracz podczas rozgrywki. Ale jak widać przychodzi im to na razie z trudem.

 

Imponujące combo: Overwatch, Heroes of The Storm, HearthStone

Blizzard ma rozmach, nie da się ukryć. Nie da się także ukryć, że przestrzeni potrzebowali. Na Gamescom przyjechali z trzema grami: Overwatch, Heroes of The Storm i HearthStone. W dwie pierwsze produkcje zagrałam po raz pierwszy i krótko podsumowując – łatwo się w nie gra, ale trudniej o zdobycie wyższych umiejętności – „easy to learn, difficult to master”. Z kolei do HearthStone’a podeszłam inaczej, nie tylko dlatego, że samą grę znam już całkiem nieźle. „Wielki Turniej” nadchodzi w związku z czym w talie wtasowano nowe karty, ale tak na dobrą sprawę nie to zainteresowało mnie najbardziej. Grałam na tabletach Windowsa, dlatego zapytałam osobę z ekipy Blizzarda czy jest to wersja gry na PC uruchomiona na tablecie czy może dedykowana tabletom z Windows 10, ale nie otrzymałam jednoznacznej odpowiedzi („Nie wiem która wersja jest zainstalowana”). Czy to oznacza, że wkrótce w karciankę będzie można zagrać na Windows Phone?

 

Ponadto uwagę każdego gracza przyciągnęły wystawione gablotki: z maskotkami, imitacjami elementów znanych z gry (np. klucz-brelok z HearthStone, którym otwieramy dodatki), koszulkami i innymi gadżetami, po które wyciągnąłby łapki chyba każdy z nas (o ile dysponowałby odpowiednią sumą euro – a tanio nie było).

 

 

 

Najlepsza wyprawka: Guild Wars 2 oraz World of Tanks/World of Warships

Na zgarnięcie fajnych gadżetów na Gamescomie są dwa sposoby: albo je złapać w tłumie niczym żaba muchę w locie albo zagrać w grę i później zgłosić się po odbiór fantów. Zdecydowanie wolałam drugą opcję mimo tego, że nie raz nie dwa trzeba było się nastać (to mit, że prasa ma wstęp zawsze i wszędzie).

Guild Wars 2: pluszak + koszulka (pod swój rozmiar S-XL).
World of Tanks/World of Warships: karty do gry, koszulka (również dopasowana S-XL), czapka, kubek aluminiowy z karabińczykiem, karty z kodami do gry.

Największą bolączką takich eventów jest to, że sporo ludzi po powrocie do domu zwyczajnie sprzedaje na aukcjach Allegro, OLX, eBay... Proszę was, nie róbcie tak. Rozdajcie nadmiar zdobytych lub niechcianych przedmiotów swoim znajomym albo przeznaczcie je na ciekawe konkursy. Inaczej wraz z każdym kolejnym rokiem deweloperzy będą coraz rzadziej uraczać nas nagrodami, a przecież miło wrócić z pamiątką, prawda?

 

 

Prezentacja gry, którą warto było zobaczyć: Tom Clancy's The Division

Załoga od The Division najpierw uraczyła nas wstępem w postaci filmu jaki wyświetlono zanim pozwolono wszystkim wpuszczonym zagrać. Salka, w której go wyświetlano była bardzo klimatyczna: pod sporym ekranem stały (metalowe albo aluminiowe) beczki i pachołki oraz leżało kilka opon. Po projekcji wszyscy przeszli do kolejnej, tym razem dużej sali, by zająć stanowiska. Szkoda, że można było grać jedynie na konsoli, co w znacznym stopniu utrudniło mi rozgrywkę (nie zdarza mi się grać w strzelanki za pomocą pada). Spodobał mi się za to klimat gry (postapokaliptyczny Nowy York śniegiem, wszechobecne zagrożenie, dynamiczna rozgrywka), jej fabuła (Czarny Piątek i motyw z zainfekowanymi banknotami) oraz to, że twórcy kreują grę jako cover-based-shooter i faktycznie można było odczuć, że bez umiejętności chowania się za przeszkodami, czy osłonami, a jeśli do tego nie chcemy współpracować z resztą drużyny to nie mamy dużych szans na przetrwanie. Trzeba dużo myśleć, szybko podejmować decyzję i być czujnym. Deweloperzy chcą, by Tom Clancy's The Division zmienił rynek gier online RPG i mam nadzieję, że tak właśnie będzie.

 

 

Prezentacja gry, która okazała się stratą czasu: Fallout 4

Miałam szczerą nadzieję, że pozwolą graczom zagrać w Fallout’a 4 na Gamescomie, jednak wszyscy musieli zadowolić się wyłącznie dwudziestominutowym gameplayem, co było wysoce rozczarowujące. Pokazano wyłącznie walkę i zmagania z przeciwnikiem. Dlaczego? To pytanie zadają sobie wszyscy. Grafika wyglądała nieźle (a na pewno lepiej niż w poprzednich odsłonach tej gry), ale sama akcja, wybuchy i pościgi nie wprowadziły nic nowego do bazy wiedzy na temat czwartej części Fallouta. Naprawdę ogromna szkoda, a zarazem… niepokojące. Na koniec wszyscy otrzymali naklejki.

 

 

Najlepszy wywiad: z Crystin Cox, lead designerką z ArenaNET

Wywiad będziecie mogli odsłuchać wkrótce na kanale YouTube Poznańskiej Gildii Graczy. Przeprowadzaliśmy go wraz z osobami należącymi do gildii Renascentia oraz piszącymi na łamach Renascentia.pl.

 

Na Gamescom warto jechać z kilku powodów. Po pierwsze – są to jedne z tych targów, które są najbardziej osiągalne dla europejskich graczy (również pod względem cen). Po drugie – wciągają gracza w sam środek wyjątkowych wydarzeń, takich jak zapowiedzi, nowe informacje o nadchodzących premierach, a poza tym to szansa do porozmawiania z deweloperami i poznania odpowiedzi na różne (chociaż nie wszystkie) nurtujące pytania z pierwszej ręki. Po trzecie – są doskonałą okazją do sprawdzenia swojego angielskiego i doszlifowania go.

 

Gamescom 2015 zwiedziło około 345000 osób zainteresowanych grami i multimedialną rozrywką, a ja przeszłam 77 tysięcy kroków, czyli około 56 kilometrów w ciągu trzech dni. Jedno wiem na pewno… do zobaczenia na halach targowych Koelnmesse w przyszłym roku!

 

Zdjęcia zamieszczone w artykule są własnością Poznańskiej Gildii Graczy oraz gildii Renascentia.

 

O autorze
KarminKarmin
1 0
Założycielka i animatorka poznańskiego stowarzyszenia Poznańska Gildia Graczy (PGG). Entuzjastka zorganizowanych społeczności fanowskich. Świat gier pokochała dzięki Guild Wars.

2 Komentarze

awatar
Homing (gość) 9 lat temu

Świetny debiut. Witamy w gamedotowej rodzinie :)

3 Odpowiedz
Karmin 9 lat temu

Dzięki! c:

0 Odpowiedz

Dołącz do zespołu Gamedot

Jesteś graczem? Interesujesz się branżą gamingową? Chciałbyś pisać o tym co Cię interesuje?

Dołącz do redakcji gamedot.pl i dowiedz się co możesz zyskać. Prześlij nam próbny tekst i kilka słów o sobie na adres [email protected]