Splinter Cell: Blacklist - Recenzje

10
ravn

 

Pierwsza gra skradankowego cyklu ukazała się niemal 11 lat temu i z miejsca zaskarbiła sobie sympatię graczy. Wymagająca (a przy tym uczciwa), piękna graficznie, z niezłą historią i świetnym głównym bohaterem, który stał się kolejną ikoną świata gier. Czarny kostium, 3 charakterystyczne punkciki w ciemności, najnowocześniejsze gadżety i głos Michaela Ironside’a- to wystarczyło, by Sama Fishera polubiły miliony. Teraz agent powraca po raz kolejny, bliższy pierwszym odsłonom cyklu a zarazem całkiem inny. 

 

Kto, co i dlaczego

 

Najnowszy Splinter Cell zaczyna się mocną sceną masakry dokonanej przez tajemniczą organizację Inżynierów w amerykańskiej bazie lotniczej na wyspie Guam. Tuż po ataku terroryści publikują tytułową Czarną Listę, zawierającą enigmatyczne informacje na temat kolejnych planowanych zamachów. By im zapobiec, rząd USA musi wycofać wszystkie wojska stacjonujące poza granicami kraju. Scenariusz naprawdę przypadł mi do gustu- spory rozmach opowieści kontrastuje w interesujący sposób z bardziej kameralnymi elementami, przypominającymi fabułę poprzedniej części gry. Spodobało mi się, że gdzieś w tle wielkich wydarzeń i paniki ogarniającej cały kraj znalazło się miejsce na bardziej osobiste fragmenty, którym sprzyja chociażby siedziba Czwartego Eszelonu- specjalnego oddziału dowodzonego przez Sama. Jest nią ultranowoczesny samolot Paladyn, przywodzący na myśl znaną z Mass Effect Normandię. Na jego pokładzie możemy ulepszać sprzęt, rozmawiać z członkami załogi a także wybierać misje- zarówno główne jak i poboczne.    
 
 

Stary, nowy Sam

 

Jeśli miałbym wskazać jeden element, który przeszkadzał mi w obcowaniu z najnowszym Splinter Cellem, byłby to z pewnością… Sam Fisher. Jak zapewne wiecie, w Blacklist nie uświadczymy już Micheala Ironside’a- w postać agenta wcielił się więc ktoś inny, moim zdaniem znacznie gorszy od poprzednika. Fishera zawsze odbierałem jako charyzmatycznego twardziela, a przy tym całkowicie ludzkiego, czasami brutalnego i działającego pod wpływem emocji (vide Conviction). Nowy Sam jest inny, wciąż twardy ale pozbawiony charyzmy, wręcz bucowaty- w dodatku jakimś cudem odmłodniał. Na twarzy wiecznie groźna mina, do tego spojrzenia rzucane spode łba i dziwaczny, gorylowaty chód- na szczęście widać to tylko na pokładzie Paladyna, bowiem w trakcie misji Fisher przypomina dawnego siebie. 
 
 

Swobodny Inspektor Gadżet

 

Poprzednia część gry była moim zdaniem naprawdę dobra, brakowało w niej jednak tak charakterystycznych dla serii gadżetów. Pojawiały się- fakt- jednak zdecydowanie za rzadko i było ich zbyt mało. Blacklist powraca do tradycji i udostępnia nam całą gamę przeróżnego sprzętu. Jest kilka rodzajów min, miniaturowe kamery, kieszonkowy dron, granaty różnego typu (w tym usypiające), wytłumione bronie itp. Większość rzeczy możemy później ulepszyć, nawet Paladyna (co odblokowuje np. dostęp do niektórych pukawek) i kombinezon. Za poszczególne bajery płacimy zarobionymi w trakcie misji pieniędzmi, a to, ile ich zdobędziemy zależy od nas samych. Dodatkowe fundusze otrzymujemy chociażby poprzez wykonywanie dodatkowych celów (standardowo - zabrać dane, złapać konkretnego terrorystę) czy zdobywanie osiągnięć (np. musimy zabić konkretną ilość osób z danej broni). Ogólnie system działa bardzo sprawnie, jednak ma sporą wadę- większość ulepszeń jest mało przydatnych, czasami bezsensownych. W dodatku bardzo szybko możemy odblokować i zakupić najlepsze uzbrojenie, przez co pieniądze bardzo szybko zaczynają zalegać na naszym koncie i wydamy je dopiero w trybie dla wielu graczy, o którym za chwilę. 
Jest jedna rzecz, która bardzo przypadła mi do gustu, a mianowicie możliwość wyboru stylu rozgrywki. Możemy działać jako Duch (tylko ogłuszamy), Pantera (zabijamy po cichu) czy Szturmowiec, a nawet mieszać style między sobą- zależnie od sytuacji. Nie jest to poziom swobody znany z nowego Deus Exa, ale Blacklist wypada pod tym względem naprawdę przyzwoicie, znacznie lepiej niż Conviction.
 
 

Dużo nas

 

Na osobny akapit zasługuje wspomniany już tryb dla wielu graczy, który w mojej opinii wypada bardzo dobrze, niekiedy lepiej niż sama kampania. Wszystkie misje poboczne możemy wykonać w trybie co-op i prawdę mówiąc, tylko wtedy zapewniają maksimum satysfakcji. Ba, niektóre zadania możemy wykonać tylko współpracując z innym graczem. Konstrukcja trybu kooperacji przypomina poprzedniczkę, a jedyną różnicą jest fakt, że w Conviction co-op posiadał oddzielną fabułę, natomiast w Blacklist powiązany jest z główną osią opowieści. Świetną wiadomością dla fanów cyklu jest powrót znakomitego trybu Spies vs Merc- gracze wcielają się na przemian w zwinnych szpiegów (widok zza pleców) i potężnie uzbrojonych najemników (widok z perspektywy pierwszej osoby), muszących wykonać określone zadania. Zdecydowanie najwięcej emocji dostarczyło mi granie szpiegiem, a ciche zakradanie się do nieświadomego przeciwnika nieustannie wywołuje przyjemne ciarki. W Splinter Cellu rządzi cień.
 

Namaluj mnie i kup

 
Nie wspominałem dotąd o grafice - gra wygląda tylko przyzwoicie i niczym nie wybija się ponad przeciętność, nierzadko strasząc brzydką teksturą czy tłem, a czasem zachwycając widokiem. Dziwny dysonans, wynikający głównie z użycia stareńkiego silnika Unreal 2.5 i jego ograniczeń, które tylko czasami udawało się obejść. Warto wspomnieć, że mimo to projekty poziomów są więcej niż przyzwoite (Guantanamo!), zarówno w trybie single jak i multi.  
Blacklist jest dobrą grą, ni mniej, ni więcej. W pudełku dostajemy kawał porządnej, satysfakcjonującej rozgrywki okraszonej niegłupią fabułą i sporą dozą swobody. Tytuł zapewnił mi wiele godzin zabawy, zarówno całkiem długim singlem jak i niesamowicie wciągającym trybem multi. Jeśli nie przeszkadza Wam taka sobie grafika i wkurzające czasami niedoróbki, a szukacie dobrej gry szpiegowskiej- wybierzcie Splinter Cella. Zdecydowanie warto dać nowemu  Fisherowi szansę.
 

Splinter Cell: Blacklist

Ocena
7.5
Wasza ocena
8
Oceń grę
  • Plusy
  • Wciągająca fabuła
  • swoboda rozgrywki
  • tryb multiplayer
  • powrót gadżetów!
  • Minusy
  • brak Ironside'a
  • sporo słabych broni i bezsensownych ulepszeń
  • przeciętna grafika
O autorze
ravnravn
54 0

Z klawiaturą i myszką na biurku, konsolką w kieszeni lub padem w ręce jestem niemal od zawsze. Zajarany setką różnych rzeczy. Gry doceniam za emocje, klimat i magiczne „to coś”.

1 Komentarz

graba 10 lat temu

Nie jestem jakimś wielkim fanem serii, ba nawet Conviction mi się podobało (za co pewnie zostane zbesztany :P) jednak ten Splinter Cell uważam, za jedna z lepszych skradanek w jakie w ubiegłym roku grałem. Genialne połączenie skradania ze strzelaniem. W grze nie jesteśmy DO NICZEGO ZMUSZANI, - chcemy zabijać być niczym RAMBO w RAMBO THE VIDEO GAME to idziemy i strzelamy do wszystkie (co jednak jest dość trudne) to bez problemu możemy, gdy chcemy się skradać być niczym Garrett z Theifa to nic nam tego nie zabrania. W każdym momencie misji możemy przełączać się miedzy tymi trybami, daje to niesamowitą satysfakcje i wolność! Dla mnie 9/10 (głównym minusem dla mnie to właśnie arsenał broni, który nic nie zmieniał i był nudny. Chociaż z drugiej strony głównie misje przechodziłem po cichu z eliminowaniem pojedynczych przecinków więc nie potrzebowałem jakiś specjalnych armat :P)

0 Odpowiedz

Dołącz do zespołu Gamedot

Jesteś graczem? Interesujesz się branżą gamingową? Chciałbyś pisać o tym co Cię interesuje?

Dołącz do redakcji gamedot.pl i dowiedz się co możesz zyskać. Prześlij nam próbny tekst i kilka słów o sobie na adres [email protected]