Call of Duty: Modern Warfare Remastered - Recenzje

06
Piechol

Zapewne wszyscy bardzo dobrze pamiętają tą część Call of Duty, która na dobre odłączyła się od realiów drugowojennych i w 2007 roku przeniosła nas we współczesne czasy, gdzie również konfliktów zbrojnych nie brakuje. Moment pojawienia się Call of Duty 4: Modern Warfare to także chwila, od której każdy kolejny CoD zaczął sprzedawać się nieziemsko dobrze, a to głównie za sprawą swojego świetnego multi. Teraz po prawie 10 latach Activision daje nam możliwość zagrania w zremasterowaną wersję szlagiera sprzed lat, tylko ma to swoją cenę. Trzeba kupić jedną z dwóch droższych wersji Call of Duty: Infinite Warfare. Czy warto? Zapraszam do przeczytania poniższej recenzji.

 

Nostalgiczna podróż

 

Na samym początku warto nadmienić, że sam pomysł dodania zremasterowanej wersji kultowej czwóreczki do Infinite Warfare zasługuje na słowa uznania. Kupując edycję Legacy albo Deluxe dostajemy tak de facto dwie gry, a nie grę i książeczkę albo jakiś inny gadżet, który wyląduje na półce (i będzie ją dumnie zdobił). Do tego jest to nie byle jaka gra i do tego z w pełni funkcjonującym multi, więc już na wstępie jest to godny powód, żeby zainteresować się droższymi wersjami Call of Duty: Infinite Warfare. Oprócz tego pozostaje oczywiście fakt, że póki co jest to jedyna możliwość na dorwanie Remastera, tak głosi oficjalnie Activision (jednak wieść gminna niesie, że są plany aby można było kupić ją oddzielnie w przyszłości). Zatem nie pozostaje teraz nic innego jak odpalić grę sprzed dekady i zobaczyć jak się zmieniła. Czy to remaster z krwi i kości czy tylko podciągnięta rozdziałka i parę nowych efektów na krzyż?
 

W sumie nie ma co tego ukrywać. To naprawdę bardzo dobry remaster i praktycznie definicyjny przykład jak powinno podchodzić się do odświeżania gier sprzed lat. Sama formuła pozostaje praktycznie nienaruszona, jednak oprawa to teraz pożywka dla oczu. Niejedna nowa gra nie wygląda tak dobrze jak to co dostaliśmy (kupiliśmy) od Activision. Poprawiono tutaj praktycznie wszystko jeżeli chodzi o walory wizualne tytułu. Wszystkie obiekty zbudowano od zera na nowo, widać to już po pierwszej misji na pokładzie tankowca. Pamiętam tę misję bardzo dobrze jeszcze z 2007 roku, jednak teraz mimo wszystko rozglądałem się jakbym widział to wszystko pierwszy raz. Fale odbijające się o burtę, deszcz zacinający pod takim kątem, że można by spokojnie trzymać parasol przechylony o 90 stopni. Aż chce się szybko schować pod pokład. Warto tutaj zaznaczyć, że całość śmiga teraz w 1080p i stałych 60 klatkach na sekundę, więc różnica względem 600p z pierwotnej gry jest zauważalna gołym okiem. To co również od razu rzuca się w oczy to poprawiona mimika i całe modele twarzy postaci. Teraz są bardziej ludzkie, naturalne. Wąs Price'a jest bardziej krzaczasty, nos Zachajewa bardziej garbaty i w trakcie mówienia nie wyglądają jak kukły. Można podziwiać, jak bardzo gry wideo poszły do przodu. Niestety w miejscu stanęła tutaj animacja żołnierzy i przez to można poczuć się jak w muzeum. Może 10 lat temu robiło to wrażenie, jednak teraz powtarzalność ruchów żołdaków bije po oczach już po kilkunastu minutach gry. Oczywiście niezmiennie dla Call of Duty destrukcja otoczenia stoi tutaj na bardzo niskim poziomie. Do tego stopnia, że kiedy próbowałem zestrzelić ze stołu puszkę coli ta pozostawała niewzruszona, jakby była integralną częścią tego mebla i tylko wysadzając wszystko granatem można by ją ruszyć… Spróbowałem. Również nie podziałało. Ale to tylko drobne mankamenty, można nawet przyjąć, że to hołd złożony oryginałowi z 2007 roku, więc nie ma się co przejmować. Ogólne wrażenie jest jak najbardziej bardzo dobre. Chociażby tylko dla nowych doznań wizualnych warto jeszcze raz przeżyć kultowe misje na pokładzie statku, wybuch atomówki czy Prypeć (moja ulubiona). Jednak skoro już przy samych misjach jesteśmy: nie zaszło w nich wiele zmian. W remasterze dodano nowe elementy umożliwiające ukrywanie się przed ostrzałem, rozmaite źródła światła, żeby pokazać nowe efekty, ale z grubsza nie ma tutaj zmian większych niż marginalne. Za wyjątkiem jednej, która może nie jest duża, ale tym najbardziej różni się od pierwowzoru. Postacią Makarowa, która w kolejnych odsłonach Modern Warfare odgrywała kluczową rolę. Tutaj dano mu więcej czasu ekranowego i dzięki temu podczas misji snajpersko-skradankowej jako młody Price możemy doprowadzić do paradoksu czasowego posyłając kulę w jego kierunku (jest za to nawet specjalne trofeum), a nie pozbawiając Zachajewa ręki. Oprócz tego cała kampania to to co zapamiętaliśmy z poprzedniego obcowania z tą grą, tylko podane w zdecydowanie ładniejszy sposób.

 

 

Nieśmiertelny multiplayer


Czym byłby CoD bez swojego niepowtarzalnego trybu sieciowego? W przypadku Modern Warfare Remastered postanowiono nie ruszać tego, co tak dobrze sprawdziło się wcześniej. Nie znajdziemy tutaj udziwnień i wrzuconych na siłę usprawnień znanych z kolejnych odsłon serii, dostajemy dokładnie to samo co w 2007 roku, tylko w nowej szacie graficznej. Serwery wystartowały oficjalnie 4 listopada i trzeba przyznać, że są całkiem solidnie obłożone graczami (w jednym meczu może wziąć udział maksymalnie 24 graczy). W tym momencie dostępnych jest 10 map (Ambush, Backlot, Bog, Crash, Crossfire, District, Downpour, Overgrown, Shipment i Vacant), w nowym roku pojawi się dodatkowych 6, a już teraz nie można narzekać na nudę. Cały czas jest z kim grać, lobby pęka w szwach, a mapy dostarczają zróżnicowanej rozgrywki, więc występuje syndrom „jeszcze jednego meczu”. Poza tym nie ma to jak przypomnieć sobie architekturę i topografię danej mapki, wraz z najlepszymi miejscówkami, żeby potem siać killstreaki na świeżakach (lub osobach o zaśniedziałej pamięci), a następnie wzywać naloty, śmigłowce, tak żeby tylko dalej uprzykrzyć życie współgrającym. W dalszym ciągu jest to bardzo satysfakcjonujące, nie da się ukryć. Martwi tylko stosunkowo niewielki arsenał broni dostępnych do odblokowania, ale warto tutaj pamiętać, że Modern Warfare dopiero przecierało szlaki w tej kwestii i Remastered nie różni się tutaj od oryginału. Mamy kilka karabinów szturmowych, parę snajperek, CKM-ów, pistoletów, strzelb, etc. Więc jest to raczej podstawowy zestaw uzbrojenia, jednak w zupełności wystarczy, żeby złożyć z niego kilka własnych klas postaci, z czego każda z nich będzie przygotowana na inne warunki walki (w zwarciu, na dystans itd.). Oczywiście atuty postaci wróciły, jednak tam samo ja w przypadku arsenału: nie ma ich tutaj zbyt wiele. Nie pokuszono się o dodawanie nowych, jednak uważam to za bardzo dobre posunięcie. Im mniej miesza się w formule sprzed lat tym lepiej. W ten sposób możemy poczuć się dokładnie tak jak w 2007 roku kiedy gra po raz pierwszy pojawiła się na rynku. Oprócz powiewu nostalgii oznacza to również, że rozgrywka nie jest na tyle szybka jak ma to miejsce w aktualnych odsłonach CoDa, ale i taka ma swój urok, zwłaszcza jak ktoś pamięta tamte czasy. Gra się zadziwiająco dobrze, mimo pewnych archaizmów (o ile można użyć tego określenia w odniesieniu do patentów, które jeszcze niecałe 10 lat temu były uważane za nowe). Warto zatem zainteresować się trybem sieciowym zremasterowanego CoDa 4, chociażby po to, żeby zobaczyć od czego zaczął się ten cały boom na multiplayer w Call of Duty i dlaczego wielu graczy od tamtego momentu za nic nie może przesiąść się na Battlefielda.


 

Odgrzewany kotlet?

 

Na Call of Duty 4: Modern Warfare Remastered można spojrzeć w dwojaki sposób. Z jednej strony jak na odgrzewany kotlet, łatwy skok na kasę ze strony Activision, a z drugiej jak na ukłon w stronę fanów czwóreczki i świetny prezent od wydawcy. Ja mimo wszystko bardziej skłaniam się ku drugiej opcji. Dla znawców tej konkretnej odsłony CoDa to przyjemna i nostalgiczna przeprawa, ale również dla osób mających pierwszy raz styczność z tym tytułem jest to świetne doświadczenie. Wielowątkowa fabuła, choć bardzo krótka, cały czas trzyma w napięciu i zapiera dech w piersiach, a multiplayer to potencjalnie dziesiątki godzin dobrej zabawy. Czy zatem warto zaopatrzyć się w Call of Duty: Infinite Warfare w edycji Deluxe albo Legacy, po to tylko, żeby posmakować dania sprzed dekady? Nie. Ale powiedzmy sobie szczerze: jeżeli interesuje Cię recenzja Call of Duty 4: Modern Warfare Remastered, to zapewne najnowsza odsłona również znajduje się na Twoim celowniku. W takim przypadku kupując bogatsze edycje Infinite Warfare dostaniesz dwie bardzo dobre gry w cenie jednej. No dobra, w cenie półtorej gry. Zawsze możesz też poczekać, aż Activision zrobi wszystkim niespodziankę (spodziewaną) i wypuści remastera samodzielnie. Jednak, póki co, za bardzo miły i trafny prezent wydawcy należą się podziękowania. Warto było udać się w podróż do niedalekiej przeszłości i przeżyć to wszystko jeszcze raz.

  • Plusy
  • gra zauważalnie wyładniała
  • kultowe misje nadal są kultowe
  • multi dalej trzyma wysoki poziom
  • Minusy
  • póki co do kupienia tylko w zestawie z Infinite Warfare
  • animacja postaci trochę kuleje po latach
O autorze
PiecholPiechol
456 2
Gra odkąd pamięta. Prawdziwy pasjonat gier wideo. Bardziej narratywista, niż ludolog, jednak nie przejdzie obojętnie obok żadnej gry wartej uwagi. Fanboy konsol wszelakich, sporadycznie grywa też na innych sprzętach. Marzy o tworzeniu gier.

0 Komentarzy

Dołącz do zespołu Gamedot

Jesteś graczem? Interesujesz się branżą gamingową? Chciałbyś pisać o tym co Cię interesuje?

Dołącz do redakcji gamedot.pl i dowiedz się co możesz zyskać. Prześlij nam próbny tekst i kilka słów o sobie na adres [email protected]