Patrz na te klapki - czyli krótko o wrażeniach z trybu fabularnego GTA V - Publicystyka

00
sandmann21

Właśnie zobaczyłem napisy końcowe jednej z najbardziej oczekiwanych gier dekady - i nie, wcale nie przesadzam pisząc te słowa. Gra najdroższa w produkcji, która zarobiła miliard zielonych w 3 dni, potrafiąca przekonać miliony graczy do złożenia preordera nie pokazując żadnego fragmentu rozgrywki, ta sama, która już teraz stała się legendą. Bez zbędnych słów: GTA V.

Rockstar od czasu pokazania pierwszego trailera GTA V oczarował mnie i przez kolejne 2 lata skutecznie w tym oczarowaniu trzymał. Nie mogłem się doczekać, kiedy to położę łapki na ich najnowszym krążku i 17 września roku Pańskiego 2013 moje oczekiwania zostały spełnione.

 

     

 

Gra zaczyna się z buta i praktycznie od razu jesteśmy wrzuceni w wir akcji gdzie oprócz odstrzelenia paru policyjnych łbów, możemy przy okazji zapoznać się z nową mechaniką przełączania postaci. Gdy pierwszy raz usłyszałem o tym pomyśle, to nie wydał mi się on zbyt atrakcyjny i to właśnie z tą nowością w GTA V związane były moje największe obawy. W głowie kołatały mi się myśli: co będzie jak to nie wypali, co się stanie jak zatracę wątek poprzez zbyt częste przełączanie postaci i choć to bardzo abstrakcyjne, co jak komputer nie da rady utrzymać mojego bohatera przy życiu? Na szczęście już w pierwszych minutach stwierdziłem, że to wszystko ma przysłowiowe ręce i nogi, skutecznie uatrakcyjniając rozgrywkę. Przełączanie jest płynne i rzeczywiście, zgodnie z zapowiedziami, podczas wchodzenia w inną osobę możemy trafić na ciekawe sytuacje, których jest ona właśnie bohaterem. Pozostałe aspekty techniczne są praktycznie bez zmian w porównaniu z GTA IV, może za wyjątkiem systemu chowania się i strzelania zaczerpniętego bezpośrednio z ostatniej części Max Payne. Krótko i zwięźle: postać porusza się płynnie, lekko ociężale, animacja jest bez zarzutu a przełączanie wygląda i jest bardzo przyjemne.

Nie będę oczywiście zagłębiał się w samą historię, gdyż chce uniknąć przypadkowych „spojlerów”. Ot mamy zgraję przestępców mniejszego lub większego kalibru, którzy chcą się w życiu dorobić trochę "kapusty", wykorzystując do tego swoje, nie do końca zgodne z prawem, umiejętności. Wątek ten poprzeplatany jest problemami natury rodzinnej, przyjacielskiej i honorowej, przyprawiony wiadrami czarnego humoru i sarkazmu tak dobrze znanego z poprzednich części GTA.

     

Świat, w którym się poruszamy został niezwykle szczegółowo przedstawiony z pieczołowitością, której nie sposób odnaleźć w innych sanboxowych produkcjach. Ot choćby te tytułowe klapki - pierwszy raz w grze zdarzyło mi się przez 5 minut spacerować w kółko i jak zahipnotyzowany obserwować płynnie klapiące klapki na nogach mojej postaci. Rzeczy takie jak realistyczne zachowania przechodniów, gnące się barierki na autostradzie czy dynamiczne oświetlenie, to przy tych cholernych klapkach pikuś. Byłem do tego stopnia zafascynowany tym zjawiskiem, że po skończeniu gry, wśród napisów końcowych uporczywie szukałem człowieka z tytułem Lead Flipflop Animator - na próżno niestety. Do tego należy dodać, że cały świat wokół nas, żyje własnym życiem a do poruszania się po nim, został oddany w nasze ręce całkiem pokaźny wachlarz pojazdów od aut sportowych, poprzez łodzie, motocykle, smigłowce, betoniarki na batyskafach kończąc. 

Co do grafiki to mam mieszane uczucia. Z jednej strony po dłuższym przebywaniu w świecie, gry mam wrażenie, że niektóre rzeczy zostały potraktowane po macoszemu i brakuje im szlifu i ostrości. Z drugiej, w trakcie podróży autem w blasku zachodzącego słońca, co rusz opadała mi szczęka, podobnie zresztą jak podczas nurkowania w pobliżu molo. Ostatecznie jak na grę multiplatformową wydaną na 7-letnie konsole, to gra wygląda bardzo, ale to bardzo dobrze. Przy okazji nie mogę zarzucić jej braku płynności w działaniu, choć oczywiście okazyjne chrupnięcia się zdarzały. 

Polska lokalizacja jest świetna, aczkolwiek ograniczona tylko do napisów. Od razu widać ze teksty nie były tłumaczone internetowym translatorem lub przez studenta na kolanie i ktoś tu odwalił naprawdę kawał dobrej roboty. Mamy tu więc odpowiedni poziom slangu, mięsa i humoru, który nie ginie gdzieś w tłumaczeniu.

     

No to teraz czas na parę kropli dziegciu w tej beczce miodu. Po pierwsze primo, na mój gust gra jest za duża. Osobiście, nie podniecają mnie wycieczki w góry na rowerku czy strzelanie do jeleni a gdy mam nurkować i zwiedzać wraki statków to paradoksalnie nie robi mi się mokro. Lubię otwarte miasto, ale pomysł jazdy samochodem przez góry i pustkowia przez 10 minut ,po to tylko żeby zaraz cofać się  w celu odbycia kolejnej misji, jest moim zdaniem lekko przesadzony. Mam wyrobione zdanie o grach z ogromnym światem i zupełnie wystarcza mi rozmiar tego, który mogliśmy oglądać chociażby w Vice City - notabene najlepszej części GTA. Po drugie primo, postaci napotkane przez nasze trio, mają małą moc przebicia i po skończeniu gry odniosłem nieodparte wrażenie, że wiele wątków zostało zamkniętych na szybko. Poza tym tempo podczas końcowych misji jest stanowczo za szybkie. Ot rach ciach, napad, zabójstwo, problemy rodzinne, bum, bum, trach i koniec. Po trzecie primo, poziom trudności.  W tej grze nie ma po prostu misji, podczas której ścigamy się z policja przez 20 minut czy walczymy do ostatniego pocisku. Prawdę mówiąc moi bohaterowie spotykali się ze swym stwórcą, tylko podczas nieostrożnej próby przechodzenia przez jezdnie lub gdy wylatywali przez przednia szybę samochodu, gdy ten ostatni postanowił bliżej zaznajomić się z drzewem. Przez całą rozgrywkę brakowało mi wyzwania, a opcja przewijania misji po kilku nieudanych próbach zahacza o śmieszność. Drodzy producenci, my  gracze wbrew pozorom lubimy krzyczeć na telewizor i rzucać padem po pokoju,  więc prosimy uprzejmie o podkręcenie poziomu trudności i nie traktowanie nas jak gimnazjalistów na wagarach.

Czy warto więc wydać owoce swojej ciężkiej pracy na jakieś 25 godzin zabawy w GTA V? Oczywiście. Gra nie jest idealna, ale to wcale nie przeszkadza świetnie się bawić, a przytoczone wcześniej minusy podczepić można nawet pod czepialstwo. Gra spełnia moje oczekiwania, a w niektórych aspektach nawet je przewyższa. Kolejny, obok The Last of Us, bardzo mocny kandydat na grę roku.

 

O autorze
sandmann21sandmann21
67 7

Fan komiksów, kinematografii i gier, w które gra odkąd pamięta. Pykał praktycznie na każdej platformie od SNES, poprzez PSOne, na PC kończąc. Obecnie zamienił myszkę i klawiaturę na pada od PS3 i z dumą nazywa się konsolowcem.

0 Komentarzy

Dołącz do zespołu Gamedot

Jesteś graczem? Interesujesz się branżą gamingową? Chciałbyś pisać o tym co Cię interesuje?

Dołącz do redakcji gamedot.pl i dowiedz się co możesz zyskać. Prześlij nam próbny tekst i kilka słów o sobie na adres [email protected]