Krótki wywód po-halloweenowy - Publicystyka

01
chinemantis

Nie obchodzę Halloween. W kwestii tego święta mam mniej liberalne podejście nawet od moich rodziców, którzy co roku rozstawiają pod domem dyniowe główki (marnując tym samym kawał dobrej dyni) i nie przeganiają poprzebieranych gimbusów żebrających o kasę na fajki z kamienną twarzą, wyrażającą nie więcej niż "...gdybym tylko potrafiła zamienić Was w żaby". Halloween rozbiera tajmeniczny przełom października i listopada z całej swojej "eteryczności", jaką przez setki lat (przynajmniej na naszych terenach) budowały chociażby Dziady (choć jestem w stanie zgodzić się z tym, że urok ten już dawno został zdjęty przez równie kiczowate Wszystkich Świętych). 
I tak, jako młodsza dziewczynka usilnie zapraszałam do siebie koleżanki na coś, co w jakiś sposób miało przypominać Dziady. Niestety, moja propozycja polegająca na zorganizowaniu seansu spirytystycznego nigdy jakiejkolwiek z nich nie przypadła do gustu, więc praktycznie zawsze zimny październik spędzałam na oglądaniu jakiś strasznych filmów w samotności. Latka mijały, z wybryków się wyrastało, a swoje demony zaczynało się oswajać na setki innych sposobów, przy czym jednym z najlepszych z nich (bardzo często powodującym "robienie pod siebie") były gry komputerowe. 
Więc jeśli i Wy, zamiast marznąć na dworze, czy upijać się piwem dyniowym wolicie siedzieć w domu i popijać herbatkę, przeczytajcie mój wywód na temat potworków halloweenowych, które napotykałam w ramach swojego "oswajania". 

 

Zombie

No dobra? Czy ktoś faktycznie boi się zombiaczków? Jak dla mnie, wizja apokalipsy zombie byłaby tak niedorzeczna, że aż genialna. Ok... miałam nie śmiać się nawet z najgłupszych lęków. Gry o walce z lękiem przed żywymi trupami ciągle wychodziły nam na przeciw. Cóż, chyba nawet najgorszy gracz na świecie potrafi wymienić przynajmniej jeden tytuł, gdzie zombiaki odgrywają główną rolę. Każdy zlękniony zapewne grał w którąś z części Resident Evil, walcząc z dziwadłamizarażonymi wirusem T. Kiczowaty wątek zombie jest eksploatowany w grach do granic możliwości, chociażby w uwielbianym przez większość, inspirowanym komiksami Kirkmana i Moore'a The Walking Dead. Choć muszę się przyznać do tego, że z wszystkich zombie  gierek, najbardziej jaram się Plants vs. Zombies... I niczym Mickiewicz za grantami na opium, oczekuję na minimalny przyrost gotówki, którą z czystym sercem przeznaczę na transcendentalne Fist of Jesus.

 

 

 

Duszki

Mam wrażenie, że obcowanie z spirytystycznymi postaciami ostatnimi czasy stało się niejakim "hitem" wśród mniej lub bardziej niezależnych gier. W Alanie Wake'u, główny bohater obcuje z dziwaczną mocą, posługującą się jako bronią, zamordowanymi chwilkę wczesniej mieszkańcami Bright Falls i randomowymi przedmiotami.  Jednak punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Całkiem przyjemnie jest bowiem wcielić się w "Mistrza Duchów" i oczyścić jakieś randomowe miejsce z nadmiaru ludzkości, co umożliwiał chociażby Ghost Master

 

 

Czarownice

Gry oferują całą lożę przeróżnych czarownic (i czarowników), które reprezentują sobą praktycznie wszystkie wartości. Choćby Triss Merigold, kochanica Wiedźmina, będąca uosobieniem wyjątkowo uzdolnionego podlotka... Lub Czarownica Edea z Final Fantasy VIII, przedstawiająca sobą dwie skrajności - bezwzględnej, opętanej przez Czarodziejkę Ultimecię oraz pełnej ciepła matki... Albo zielonoskóra Cackletta z Mario & Luigi: Superstar Saga, która swoim własnoręcznie skradzionym głosem portafiła zmiękczyć serce nawet najbardziej zatwardziałej gwiazdeczce potrafiącej spełniać najskrytsze życzenia... Muszę przyznać, że tak, jak każdy czarny charakter kojarzył mi się przede wszystkim z obrzydliwą, starą wiedźmą rodem z Jasia i Małgosi, tak chyba od najmłodszych lat w głębi duszy marzyłam o tym, by zostać jedną z nich.


Wampiry

Klasyką postaci, wampirem, który od wieków podbijał serca niewiast, mieszkającym w swoim małym zameczku, gdzieś daleko w Transylwanii był Drakula. Drakulą straszyli mnie rodzice, kiedy byłam niegrzeczna, włączając mi kreskówki, w których główny bohater uciekał przed jakimś obrzydliwym wampirem... Wrrr... Do dzisiaj zastanawiam się, jak nastolatki mogą jarać się Zmierzchem i Edwardem, bo wampirza wizja od zawsze kojarzyła mi się z czymś... strasznym! Na szczęście, nawet na ten lęk, gry przyszły z odsieczą i... Castlevanią, w której ze swoim lękiem mogłam zmierzyć się bezpośrednio (pokonując przed tym hordy małych potworów i potwornych, krwiożerczych bossów). I to wszystko tylko po to, by straszliwy hrabia nie ziścił swojego planu podbicia świata.
Jednak, prowadzac wieczną, wampirzą tułaczkę przez dziesiątki lat, można napotkać na wiele niebezpieczeństw rodem z Dynastii. Przez całą sagę Legacy of Kain, możemy uczestniczyć w  nieustającej grze o tron Nosgothu między tytułowym Kainem a wampirzym widmem Razielem.  

 

 

Tegoroczne święto potworów niestety spędziłam pozbawiona jakichkolwiek gier, z uwagi na spędzanie go w domu rodzinnym (gdzie posiadam komputer na którym nawet Paint się zacina). Na szczęście, z odsieczą przyszło do mnie ciasto dyniowe i świetna zabawa podczas przypominania sobie ulubionych potworów z gier. A jaką grę Wy polecilibyście mi na długie... już listopadowe wieczory? 

O autorze
chinemantischinemantis
60 14

Graczka traktująca swoje pecetowe seanse jako zmyślny substytut koktajlu z czarnego prochu, psylocybiny i tęczowego lukru. Boi się tulipanów, nie cierpi pająków i żyje w swoim własnym science-fiction.

0 Komentarzy

Dołącz do zespołu Gamedot

Jesteś graczem? Interesujesz się branżą gamingową? Chciałbyś pisać o tym co Cię interesuje?

Dołącz do redakcji gamedot.pl i dowiedz się co możesz zyskać. Prześlij nam próbny tekst i kilka słów o sobie na adres [email protected]