Ja nic nie naciskałem- czyli o przypadkowości w grach - Publicystyka

00
sandmann21

   

„Ja nic nie naciskałem” - na  pewno każdy z nas niejednokrotnie słyszał tą frazę z ust kolegi, podczas gdy na ekranie udało mu się zrobić jakiś niesamowity kombos lub gdy bez straty punktu rozwalił bossa z którym męczyliście się od 2 dni. No ale przypadki przecież chodzą po ludziach. 

Właśnie to stare powiedzenie  przyszło mi do głowy, grając ostatnio w tryb wieloosobowy w Killzone 3. Jak inaczej, niż totalnym fartem, można nazwać sytuację, w której przypadkowo wyrzucony granat wybucha w momencie gdy wrogi żołnierz odradza się tuż obok niego. Po takiej akcji, zacząłem zastanawiać się, ile razy ukończyłem jakąś grę lub zdobyłem pozycje lidera w „multi” tylko i wyłącznie przez głupie szczęście. Dziesięć? Dwadzieścia procent? Może pięćdziesiąt? Po dłuższej analizie, myślę że nawet więcej.

W głowie od razu przywołałem moment kiedy grałem w tryb sieciowy Crysis 2. Błyskawiczna akcja zespołowa. Mapa: Parking. Pamiętam, że w sieci, w tą grę grałem bardzo mało, ale tryb „multi” urzekł mnie miksem pomiędzy akcjami a’la Unreal Tournament (skoki, odbicia, niewidzialność, szybkość), a ociężałością chociażby Far Cry’a. Prowadziłem w tabeli. Kule szybko znajdowały swoich odbiorców, a granaty robiły swoje z przytupem. W pewnym momencie dorwałem ciężki MK60, którego celność jest delikatnie mówiąc słaba - to dobra broń na krótki dystans lub do czyszczenia pomieszczeń. Chciałem dostać się na dach, odbiłem się mocno i wyskoczyłem do przodu. Kątem oka zauważyłem, że wróg robi to samo. Odruchowo i bez przymierzania nacisnąłem spust i ku mojemu zdziwieniu, koziołkujący wróg stracił głowę. Dodatkowo okazało się, że to był mój ostatni nabój przed zmianą magazynka. Fuks, cholerny fuks - ale punkt mi zaliczyło. Analogicznie skojarzył mi się też moment, w którym w Killzone 3 bez amunicji  utłukłem  8 wrogów pod rząd. Nie mam się za wyjadacza w FPSach, więc ten wynik wprawił mnie w osłupienie, zwłaszcza w tak ociężałej grze jak KZ.

Tryb sieciowy, trybem sieciowym. Tam oczywiście poziom chaosu jest większy, ponieważ mamy do czynienia z powielonym czynnikiem ludzkim. Nikt nie jest w stanie przewidzieć wszystkich scenariuszy - nawet najmocniejsze CPU. Jednak w trybie single player też często pomaga nam los. Przykład: Trine 2. Gram ze znajomi i od dłuższego czasu męczymy się z jednym fragmentem. W pewnym momencie, gra przenosi nas automatycznie dalej omijając kłopotliwą sekcję. Przypadek? Oczywiście. Niektórzy powiedzą, że to błąd w grze albo jakieś celowe ułatwienie. W to drugie szczerze wątpię ale fakt jest taki, że nawet do wspomnianego błędu też trzeba mieć szczęście. Wielokrotnie nie musisz nic robić ze swoją postacią, a i tak pojawi się złośliwy glitch. Co dziwniejsze, w momencie przeniesienia nas dalej, w ogóle nie miałem ochoty cofać się aby przejść ten fragment jeszcze raz. Oszukałem grę, ale zwalam to na siłę wyższą. Poza tym, ów fragment tak mnie już znudził, że z radością na twarzy powitałem ten prezent od gry.

Do tego wspomniany wcześniej Crysis lub ostatnio nawet GTA 5, nie raz raczyły mnie sytuacjami, kiedy padając trupem w pewnym miejscu planszy, odradzając mnie, komputer postanowił przenieść moją postać poza krytyczny punkt wraz z całym ekwipunkiem. Dzięki!

Tak naprawdę jedyny raz kiedy cofnąłem się gdy gra postanowiła pójść mi na rękę, to podczas walki z Namirem w Deus Ex: Human Revolution. Pamiętam, że w pewnym momencie i konkretnym punkcie na planszy, gdy chwyciło się przeskakującego przez ścianę Namira, uruchamiała się cut-scenka a walka kończyła się wygraną gracza. Początkowo nie wiedziałem o tym błędzie i kompletnie przez przypadek, udało mi się w ten sposób wygrać. Zdenerwowany wtedy faktem, że przez ostatnie 20 godzin szykowałem gadżety i broń właśnie na ten pojedynek, postanowiłem wrócić do poprzedniego punktu kontrolnego.

Czy mimo wszystko, jeżeli przez glitch lub czysty przypadek, okażemy się nagrodzeni kolejnym levelem, lub punktem w multi, to winniśmy cofać się w grze? Moim zdaniem nie - no chyba, że grasz w singla i należysz do tych ludzi, którzy idą w bój ze spoconymi dłońmi, okrzykiem na ustach i na najwyższym poziomie trudności, bo każdy poniżej hard’a uważają za tutorial. Starasz się wtedy nie oszukiwać i nie uławiać sobie rozgrywki, bo to przecież żadna przyjemność zdobyć zwycięstwo bez wyzwania. Zdarza się jednak moment w grze tak nudny i nic nie wnoszący w fabułę, że nawet nie zauważylibyśmy jego absencji. W takich miejscach uważam, że glitch jest wskazany. Boże jak chętnie usunąłbym misje ze zdalnie sterowanym helikopterem z Vice City. Albo, przy GTA zostając, elementy tańczenia w San Andreas - nienawidzę tańczenia. Podobnie z otwartością Far Cry 2, gdzie niemożliwością było dostanie się z punktu A do B bez bycia zepchniętym z drogi, przez nagle zmaterializowany patrol wroga. Z tej gry pamiętam tylko i wyłącznie naprawianie samochodów i resetujące się punkty strażników. Jak wiele bym dał za błąd w tych momentach.

W trybie sieciowym nie ma się tego dylematu. Tu punkt zdobyty fuksem nie podlega dyskusji. Nie można się cofnąć aby uniknąć niezręcznej sytuacji. Nikt nie będzie się też celowo podkładał wrogowi pod lufę, choć nie wątpię, że i tacy masochiści na pewno się znajdą.

Jeżeli więc komuś szczęśliwa gwiazda przyświeci podczas gry i dzięki temu uda się zobaczyć napisy końcowe pomyślcie, że szczęście zawsze sprzyja lepszym. Nie tylko przecież wam zdarzają się takie losowe ułatwienia, więc śmiało korzystajcie z darów losu. 

O autorze
sandmann21sandmann21
67 7

Fan komiksów, kinematografii i gier, w które gra odkąd pamięta. Pykał praktycznie na każdej platformie od SNES, poprzez PSOne, na PC kończąc. Obecnie zamienił myszkę i klawiaturę na pada od PS3 i z dumą nazywa się konsolowcem.

0 Komentarzy

Dołącz do zespołu Gamedot

Jesteś graczem? Interesujesz się branżą gamingową? Chciałbyś pisać o tym co Cię interesuje?

Dołącz do redakcji gamedot.pl i dowiedz się co możesz zyskać. Prześlij nam próbny tekst i kilka słów o sobie na adres [email protected]