Alkohol jako terapia dla graczy - Publicystyka

20
Dakann

Ironią losu jest, że ten felieton piszę akurat w dniu, w którym postanowiłem sobie zrobić przerwę od alkoholu. Brzmi to dosyć desperacko, ale jeżeli uświadomimy sobie, że jest połowa roku, a mój ostatni dzień abstynencji przypadał gdzieś w październiku poprzedniego roku, to można się lekko przerazić. Nie będę tutaj jednak ż(a)ulił się na temat mojego problemu alkoholowego (którego oczywiście nie ma!!!!1111jedenjeden). Chciałem natomiast poruszyć ciekawe zjawisko jakim jest picie alkoholu wśród graczy.

 



Zacznę od własnego podwórka, czyli znajomych. Z kilkoma osobami gram regularnie, z paroma okazjonalnie. Wybór gier pada przede wszystkim na wszelakiej maści FPS'y, dlatego to właśnie na tym gatunku będę bazował podczas swoich obserwacji. Zdecydowana większość moich współgrających znajomych doi podczas grania jak zwykłe zachlej mordy spod kiosku. Gdyby przez mikrofon można było czuć zapachy, siedziałbym podczas każdej potyczki w saunie alkoholowej. Gdy słyszę na skype'ie dźwięk otwieranej puszki, to już wiem że dziś rozgrywka szybko się nie skończy. Po paru godzinach dociera do mnie symboliczny dźwięk uderzania szkłem o szkło – szyjka butelki z wdziękiem godnym księżniczki opiera się delikatnie na ramionach swego kryształowego księcia. Płyn spływa z powagą odmierzając idealną 40-stkę. Potem słychać jedynie tajemnicze ‘pssst!’ które nadaje charakter całemu procesowi. Bo oto wiem już – dzisiaj napier***amy driny.

 



Pijanych graczy nie jest tak dużo jak można by się było spodziewać. Właściwie to ciężko określić grając np. w Counter Strike'a, kto jest naj***nym niedzielnym wariatem, a kto zwykłym wiejskim debilem, gdyż słownictwo jest najczęściej podobne. Spotkanie pijanego Niemca graniczy z cudem, z ruskimi jest już łatwiej, ale tam wódkę pije się jak herbatę. Taka kultura, a co. W Polsce panuje dziwny etos gracza polegający na tym, że gry to nie tyle co rozrywka, ale także pewien honor, dostojność, czasami wręcz obowiązek, by do gry podejść ‘na poważnie’. Wiecie, to ten typ ludzi, którzy grając w Dooma III, czytają każdą notkę i potem fapują się mentalnie mówiąc "trzeba czytać wszystko, wtedy jest klimat, bez tego nie da się przeżyć gry". Pie***le, demony strzelające kulami ognia, one nie wystarczą by poczuć klimat? Albo argumentacja "podczas grania w RPG nie piję, chę zachować trzeźwość umysłu by nie dokonać błędnych wyborów" WHAT THE FUCK?! Gdzie element zabawy, relaksu, zwykłego wyłączenia umysłu? Czasami odnoszę wrażenie, że ludzie nie potrafią usiąść do komputera jak do maszyny dającej radość. Konsole na tym polu wygrywają, bo tutaj piwko otwiera się znacznie częściej (pewnie dlatego że dupa siedzi wtedy na kanapie).

 



Jeżeli chodzi o samo zalewanie mordy tanią myszą z Lidla podczas nabijania fragów, to można wyróżnić kilka etapów toksykacji umysłu i ciała. Każdy oczywiście inaczej przeżywa upojenie, ale ja pozwolę sobie wypunktować swoje przeżycia związane z piciem i graniem.



1. Drin pierwszy

Dopiero zaczynamy zabawę. Serwer jeszcze nierozgrzany podobnie jak nasze mózgi. Alkohol przyjemnie spływa po gardle, rozgrzewa nas od środka uczuciem nadciągającego zwycięstwa. To zapowiedź naszej glorii, chwila gdy możemy jeszcze myśleć wolniej i spokojniej. Wiemy, że czeka nas rozkoszna rzeź. Pierwszy drin zawsze wchodzi szybko i łatwo. Jesteśmy gotowy by zacząć.


2. Drin drugi

Jeszcze nie czujemy zmian. Wiemy, że księżycówka czy inne gówno, którym się trujemy już pracuje zespół wespół z naszymi krwinkami. Wątroba cichutko bierze się do roboty – ona już wie. Na razie idzie średnio, fragów niewiele, gramy zachowawczo. Zadowoli nas pozycja w połowie listy bo przecież wiemy, że to jeszcze nie ten moment.


3. Drin trzeci i czwarty

Wchodzimy na wyższe obroty, cylindry w mózgu zaczynają nak**wiać na obrotach godnych Ferrari 430 Scuderia. Czas naszej reakcji zaczyna graniczyć ze zdolnościami rycerzy Jedi. Jesteśmy szybcy, skupieni i bezlitośni. Wyzwania danej mapy są dla nas jak dekalog, bronimy każdej flagi, każdego umocnienia i punktu przejęcia, jak własnego domu. Gdybyśmy byli teraz na bitwie, nasz miecz kapałby od krwi. To wciąż nie wszystko. Wiemy, że kolejny, najlepszy stan jeszcze przed nami. Zapominamy nawet sobie polać, akcja jest tak szybka. Dopiero po wygranym meczu z uczuciem godnym wilczych samców alfa, nalewamy sobie alkoholu niczym Cezar wina z amfory, patrząc z góry jak plebs prosi o przebaczenie.


4. Drin piąty i szósty

Apogeum. Zjednoczenie z maszyną na poziomie Matrixa. Nasze czyny i efekty w grze są oceniane przez przeciniwków jednym słowem – haker. Nawet nasi towarzysze na "skajpie" zaniemówili zastanawiając się czy nie mamy odpalonego aimbota. Po cichu wszyscy oglądają kill camy z naszych akcji, by upewnić się, że nie grają z półbogiem. W tym stanie nie istnieje dla nas nic innego. Mapa, "obdżektyw",  śmierć. Nie interesuje  już nas nasz personalny wynik, nie zawracamy sobie głowy teamplay'em. Gra zespołowa jest dla słabych i potrzebujących pomocy. My jesteśmy tytanami. Berserker mode On. Gdybyśmy grali na pianinie, nasze palce napi*****ałyby jak u najcudowniejszego wirtuoza w historii. Klawiatura będzie do wymiany, myszka zaczyna piszczeć jak prawdziwe zwierzę. Podobnie jak nasi wrogowie. Zaślepieni furią, nie potrafimy przestać, nie zdając sobie sprawy, że od tego momentu nastąpi  już tylko regres.


5. Drin siódmy

Coś jest nie tak. Pierwsze miejsce ledwo wywalczone, czujemy przegrzanie umysłu. Ciało jeszcze nadążą za myślami, ale wymaga to dodatkowe wysiłku. Każda kolejna runda rodzi pewien lęk. Czy na serwerze pojawił się ktoś jeszcze lepszy? Czy może za mało wypiłem? Dlaczego teraz 2 miejsce, skoro ciągle miałem 1-sze? Muszę się bardziej postarać, muszę się skupić, MUSZĘ WYGRAĆ. I leci drin. Tutaj niestety strzałka naszej zajebistości zaczyna spadać w dół, zjadana przez zalążek frustracji, która zasiewa w naszej duszy lęk bycia chu***ym. Nie poddajemy się jednak, wmawiamy sobie, że to chwilowy spadek skilla. Ale cichutki głosik gdzieś w głębi nas mówi nam szeptem ‘to koniec na dziś’.

 


6. Drin ósmy

Apokalipsa i rozkład. Tracimy kontrolę nad mapą, rozgrywką, nas samym sobą. Każda śmierć budzi frustrację porównywalną do wylosowania Zonka w bramce numer 2 kiedy do wygrania było auto i zestaw AGD. Nasze słownictwo przypomina rzekę przekleństw, słowa mieszają się z wulgaryzmami, jesteśmy hybrydą żulerstwa z emerytowanym graczem Atari. Każda runda jest dla nas co raz bardziej poniżająca. Ostatnie miejsce na liście tylko czeka by przyjąć w swoje ramiona naszą ksywę. Za niepowodzenie obwiniamy sprzęt, graczy, cziterów (którzy nagle się pojawili), łącze,  wszystkich bogów, matkę, ojca, Tuska i cały rząd. Z trzęsącą się dłonią nalewamy kolejnego drina, nie zważając na to, że alkohol ma już lekko słonawy smak. To nasze łzy.

 

7. Drin dziewiąty i kolejne

Po zmianie trybów na inne, po zmianie serwera a nawet gry, przychodzi czas uzmysłowienia sobie, że jesteśmy już totalnie naj***ni i żadna kolejna rozgrywka nie ma sensu. To uczucie przegranej ale też swojego rodzaju spełnienia. Koniec męki, koniec spier****nia sobie statystyk. Przychodzi wyciszenie, alkoholowa Nirvana. Momenty glorii i bycia na szczycie, które czuliśmy jeszcze godzinę temu, wspominamy niczym heroiczne i barwne przygody sprzed pół wieku. Ocieramy łzy nostalgii. Czas kończyć. Gra jakby sama się wyłącza. Wchodzimy na YouTube i oglądamy filmiki ze śmiesznymi zwierzakami. Poziom naszego IQ jest porównywalny do hydrantu. Tak kończy się nasza przygoda.

 


Generalnie picie podczas grania np. w Titanfalla potrafi zdziałać cuda. Po paru drinkach człowiek robi rzeczy, o które sam by się nie podejrzewał. Może byłyby osiągalne przy kilkugodzinnym treningu każdego dnia, ale na to mało kto ma czas? Po skończonej rozgrywce przychodzi jednak  swojego rodzaju autorefleksja. Jeżeli będąc tak naje***ym, nie potrafię poprawnie sterować cyfrowym tytanem, ba, moje ręce ledwo obsługują klawiaturę, jak wielkim trzeba być debilem by zasiadać na kółkiem prawdziwego pojazdu? Polecam każdemu kto jest ciekawy jak to jest prowadzić po pijaku przeprowadzić na sobie eksperyment. Zobaczycie, że na rauszu czujecie się bogami, jednak późniejszy zgon umysłowy jest przerażający. I pomyśleć, że coś takiego jak szybkość reakcji może w realnym życiu zaważyć o czyjejś śmierci. Dlatego właśnie nie mam prawa jazdy. Powiało powagą na sam koniec, może niepotrzebnie. Tak czy siak picie podczas grania to fajna sprawa, ale tylko gdy dobrze się bawimy. Znam przypadki gdzie ludzie po 4 piwach są w stanie rozj**ać swojego laptopa o ziemię (moje panele, KU**A!) No ale wiadomo – co gracz to inny wariat.

 



Pozdrawiam chlorów i nałogowych klepaczy. W sensie klepaczy w gry, a nie onanistów. Głodnemu chleb na myśli.

O autorze
DakannDakann
24 2
Zapalony gamer, oddał duszę i ciało platformie PC. Pada trzyma tylko kiedy na ekranie odpalona jest bijatyka. Nieskończone studia, pseudo celebryta, wciąż bez prawa jazdy, dopiero rok temu nauczył się 'czytać' zegarek wskazówkowy. Deff na hejt +200%.

2 Komentarze

chinemantis 9 lat temu

aż mi się przypomniało, jak podczas totalnego w....ienia, siadałam z alkoholem do Wiedźmina i piłam z Geraltem... zaraz, to chyba nie świadczy za dobrze o moim życiu towarzyskim (forever alone:()

2 Odpowiedz
{=V.S.F=}_Martino 9 lat temu

Haha dobry materiał na piątkowy wieczór! Jakie to prawdziwe - właśnie sobie wyobraziłem jak na drugi dzień sprawdzam swoje statystyki w WOT'cie. Idę po piwo.

0 Odpowiedz

Dołącz do zespołu Gamedot

Jesteś graczem? Interesujesz się branżą gamingową? Chciałbyś pisać o tym co Cię interesuje?

Dołącz do redakcji gamedot.pl i dowiedz się co możesz zyskać. Prześlij nam próbny tekst i kilka słów o sobie na adres [email protected]