Silent Hills mogło być dla gatunku horrorów symbolem przebudzenia. Premiera tej gry i hype, który ją poprzedzał mógł pobudzić cały segment rynku prawie w całości zepchnięty do gier niezależnych. W czasach popularności Resident Evil, Silent Hill, Forbidden Siren czy Fatal Frame horrory rozkwitały. Dziś są raczej kojarzone ze Slenderem i Outlastem, które straszą przede wszystkim „momentami”, w których coś okropnego na nas wyskakuje.
P.T. – grywalny teaser prezentujący praktycznie chodzenie w kółko po tym samym korytarzu był inny. Króciutkie demo, które wylądowało na PS4 budowało atmosferę grozy i napięcia poprzez wywoływanie w graczu uczucia, że wszystko co obserwuje nie jest normalne. Skrzypiące drzwi, każdy poruszony obiekt, każde wyjście za róg było napiętnowane niepokojem. I nawet gdy okazywało się, że nic na nas nie czeka, pusty korytarz nie robił się przez to ani trochę bezpieczniejszy. To był dowód na to, że Konami znów potrafi nas straszyć i wróciło na dobre tory.
Właśnie w ten sposób swą siłę budowało kiedyś Silent Hill. Kultowy klasyk z pierwszego PlayStation operował mrokiem i mgłą, by ograniczyć widoczność gracza. By dodatkowo pobudzić jego wyobraźnię dodano funkcję wykrywania niebezpieczeństwa poprzez… dźwięk. Potwory zbliżające się do naszej postaci były bowiem niewidoczne za mgłą/ciemnością jednak gracz wciąż wiedział o tym, że się zbliżają dzięki trzaskającemu radiu, wydającemu charakterystyczne szumy. Silent Hills – remake subtelnie zmieniający nazwę marki – był promykiem nadziei dla graczy, którzy pamiętają ile strachu dawały im poprzednie odsłony serii. Tym bardziej, że zaczęto od mocnej reklamy: gra miała być owocem kolaboracji między słynnym reżyserem Guillermo Del Toro i gwiazdą Konami – Hideo Kojimą. Do cyfrowego świata planowano przenieść też Normana Reedusa, gwiazdę serialu The Walking Dead. A teraz wszystko padło.
Dlaczego jest tak źle skoro było tak dobrze?
Powód pierwszy: Sytuacja Kojimy. Od dłuższego czasu wiemy, że Hideo Kojima „stawia opór” w Konami. O co dokładnie chodzi i kto jest winny pewnie nigdy się nie dowiemy (japońskie podejście do spraw wyklucza wyciek takich informacji), efekt jest jednak widoczny dla wszystkich: Kojimy nie ma już w Konami. Bez Kojimy nad Silent Hills nie chce pracować Del Toro (obaj panowie się bardzo lubią na stopie prywatnej), a bez tej dwójki Reedus też nie widzi siebie w roli bohatera gry. Wszystko powaliło się jak domek z kart.
Powód drugi: Kondycja Konami. Firma ma w ręku kurę znoszącą złote jaja – Metal Gear Solid. Piąta część cyklu (ostatnia produkowana przez Kojimę) wygląda niesamowicie, tylko co dalej? Teoretycznie nowa ekipa ma się zająć tym projektem, ale wszyscy pamiętamy jak to było ostatnim razem, gdy inne studio Konami tworzyło coś opartego o tę markę. Metal Gear Rising był najpierw opóźniany do znudzenia, a potem ratowano się zatrudnieniem Platinum Games, by zrobili to od nowa, po swojemu.
Seria PES też jest sprzedażowo daleko za FIFĄ, z Suikodena (bardzo obiecującego RPG-a) nie udało się zrobić rozpoznawalnej marki, a Castlevania nie była w stanie utrzymać się na szczycie trójwymiarowych gier akcji. Innymi słowy, ryzyko z tworzeniem Silent Hills mogłoby być zbyć duże w obliczu obecnych finansów firmy, których nie zabezpieczał żaden inny tytuł.
Powód trzeci: To przecież Konami. Możliwe, że ten punkt jest krzywdzący dla niektórych, ale spójrzmy prawdzie w oczy – niegdysiejsi giganci z Japonii sobie nie radzą. Gdzie te japońskie hity Sony? Przecież firma jest tak zarządzana, że nawet swych dawnych maskotek - Crasha Bandicoota i Spyro - nie ma na własność. Square Enix robiło Final Fantasy XIV na dwa razy, a wielu ich fanów wciąż nie wierzy w to, że FFXV może się udać. Capcom nie bez powodu dorobił się przydomku „Crapcom” i trzyma się już chyba tylko dzięki Monster Hunterowi i wydawaniu DLC do kolejnych edycji Street Fightera IV… O Sedze boję się nawet pisać. Konami nie jest tu zatem wyjątkiem jeżeli chodzi o połączenie posiadania mocarnych gier w portfolio z maksymalnym marnowaniem ich potencjału. Dlatego to, że zakopali Silent Hills – jedną z ich dwóch gier, którą są w stanie zainteresować świat – jest na swój sposób logiczne w przypadku tej firmy.
0 Komentarzy