Mirror's Edge: Catalyst - wrażenia z bety - Przed premierą

03
Kaminator

Graliście może w betę? Jeżeli nie, to macie czego żałować, ponieważ frajda z biegania ponownie przykuwa uwagę i absorbuję na długie godziny weekendowego relaksu. Tym razem symulator parkouru powraca ze zdwojoną siłą w przepięknej scenerii futurystycznego wizerunku miasta! Po perypetiach z betą nowego Dooma, tym razem nadeszła pora na wielce oczekiwany hit, czyli Mirror's Edge: Catalyst. W porównaniu do niezwykle nudnej mało absorbującej przeprawy przez piekielne wrota rozpalonego wokół żarem wprowadzającym do multiplayerowego chaosu w Doomie, twórcy Catalyst zaoferowali szczyptę wolności w otwartym świecie, wyborny parkour, kilka opcjonalnych zadań oraz nie do końca przemyślaną mechanikę walki z paskami życia. Mimo wszystko nowy Mirror's Edge pozytywnie zaskakuję, a raczej daje nadzieję na bardzo udaną grę w pełnej wersji. Jestem kupiony tym, co tutaj zobaczyłem!

 

Od premiery pierwszej części minęło już na tyle dużo czasu, że wielu z was mogło zapomnieć, jak w ten tytuł świetnie się gra i jak wspaniale nadal wygląda. Oryginalny Mirror's Edge z 2008 roku był świetną produkcją i to nie ulega wątpliwości. Znakomity parkour, świetny system walki wręcz oraz zjawiskowa, sterylna oprawa wizualna sprawiła, że wszyscy czekali z utęsknieniem na kontynuację. Stało się to faktem, a premiera już w czerwcu! Sprawdźmy czy Faith nadal jest w wyśmienitej formie sprintera.

 


Powraca Faith, niezwykle lubiana bohaterka z pierwszej części

 

Ponownie wcielamy się w postać Faith i śledzimy jej losy z dużym zainteresowaniem. Ta młoda kurierka działająca poza prawem zmaga się ze światem opanowanym przez złe korporacje. Zatem Catalyst stanowi fabularny restart cyklu i jest to całkowicie nowa opowieść skupiająca się na poczynaniach młodej dziewczyny. Po kilku latach odsiadki w więzieniu, wydostaję się na wolność, aby odbudować reputację najlepszego biegacza w mieście. Czy jej się to uda? O tym przekonamy się w pełnej wersji gry. Tymczasem otoczka fabularna raczej nie zwiastuję super ciekawej historii, ale z werdyktem wstrzymam się do czerwca wtedy, gdy przejdę całość. Nadzieja umiera ostatnia, niemniej jednak oczekuję kilku bardziej interesujących zwrotów akcji. Możliwe, że coś mnie w tej warstwie jeszcze pozytywnie zaskoczy, ale nie jest to odpowiednia pora na spekulacje.

 

Czas goni..., lecz poruszanie się jest na tyle przyjemne, że daję niesamowitą frajdę

 

Na pierwszy rzut oka wiele się nie zmieniło, lecz diabeł tkwi w szczegółach. Wszystko to wydaję się bardzo znajome i nic w tym dziwnego, bo to kontynuacja tego samego. Tym razem dla odmiany biegamy po otwartym mieście bez jakichkolwiek zbędnych niewidzialnych barier. Każdy, kto ogrywał oryginał, poczuję się tutaj, jak pan własnego podwórka. Natomiast po chwyceniu za pad momentalnie poczuje jeszcze przyjemniejszy feeling poruszania się główną bohaterką. System parkouru nadal stanowi główny rdzeń rozgrywki i nadaję tempo całej zabawie. To główna atrakcja, niesłychanie szalona i przy tym piekielnie wciągająca. Jednakże mechanika ganiania w ultra szybkim tempie jest teraz bardziej usprawniona i wiąże się to z płynniejszym przemieszczaniem się z punktu A do punktu B, ale nadal rządzi się tymi samymi prawami co osiem lat temu, jedyna różnica wynika z tego, że jest lepszy. Zaraz ktoś napomknie, chwila, przecież Dying Light oferuję to samo i wyszedł wcześniej. Moim zdaniem tak nie jest, albowiem produkcja DICE przewyższa dzieło Techlandu już w pierwszym kontakcie obcowania z tą grą.  Przede wszystkim bardziej skupiono się na tym elemencie niż w apokalipsie zombie. Co za tym idzie, paleta ruchów jest zdecydowanie bogatsza, wszystko odbywa się dwa razy szybciej i ''responsywność'' rozgrywki jest nie do opisania. W każdym razie sterowanie postacią okazuję się teraz przyjemniejsze i łatwiejsze do opanowania oraz do wyczucia. Gdy jeszcze dodamy do tego otwarty projekt poziomów, czyli do akcji wkracza otwarty świat, to trzeba przyznać, że Mirror's Edge robi wrażenie i pokazuję pazur. Koncepcja otwartości i prawdziwej swobody w porównaniu do liniowej konstrukcji z jedynki idealnie tutaj pasuje.

 

Emocje, emocje, strach przed tym, że zaraz spadniemy

 

Na każdym kroku czuć wielkie emocje, tym, że lada moment noga nam się powinie i spadniemy. W pierwszych minutach gry, ręce mi się pociły, emocje sięgały zenitu, ale nadal świetnie się bawiłem. Niby dużo zmian nie zaszło, ale każda drobna rzecz sprawia, że gra się dwa razy lepiej. Mapa metropolii oferuję kilka rodzai zadań pobocznych, w tym przez wszystkich lubiane znajdźki. Jak to w zwyczaju bywa, zwykle nie wyróżniają się absolutnie niczym specjalnym, w zasadzie to tak samo działa, jak zbieranie piórek w serii Assaassin's Creed. Jednak do rzeczy, na czym polegają te nieskomplikowane misje? A no na tym, że przeważnie ścigamy się z czasem, przenosząc czyjąś przesyłkę w określonym czasie, albo też dezaktywujemy wrogie anteny. Całe trzy rodzaje misji, jeśli chodzi o tę betę, aczkolwiek trzeba zaznaczyć, że nie jest to nic porywającego. Po tych niespełna kilkunastu minutach wypełniania zadań powoli odczuwałem znużenie. To faktycznie może martwić. Na początku było świetnie, uczymy się wszystkiego od początku, począwszy od poruszania się, omijania przeszkód, skończywszy na efektownej walce. Super, ale po wkroczeniu do otwartej areny robi się mniej ciekawie, wręcz momentami nudno. Z powodu tego, że jest pusto analogiczna sytuacja występowała w beta testach gry The Division. Czyżby powtórka z rozrywki?

 

Nie wydaję mi się, aczkolwiek wszystko jest możliwe. Nie ma rzeczy niemożliwych, Watch Dogs oraz The Division na tym polu właśnie poległo.

 


Let's go! Forrest run...run...

 

Niemniej jednak frajda czerpana z parkour jest tutaj szalenie istotna i niesłychanie efektowna. Tego samego nie mogę napisać o walce, która bardziej przypomina starcie Geralta z utopcami niż grę akcji. Po co ten pasek zdrowia, tego nie wiem. Tymczasem sterowanie w Catalyście jest bardziej intuicyjne niż w poprzedniczce za sprawą przemodelowanego systemu walki. Zasadniczo starcia opierają się na robieniu uników i następnie atakowania przeciwników. Pojedynek w zwarciu jest dla mnie dziwny i trochę niezrozumiały, natomiast już wykorzystanie parkouru w walce prezentuję wyższy poziom. Jestem niezmiernie ciekaw, czy zostaną poczynione jakieś radykalne zmiany w tym aspekcie. Główną motywacją do wykonywania aktywności pobocznych są punkty doświadczenia. Możemy je wymienić na nowe i kluczowe umiejętności w trzech kategoriach. Wyzwania mimo swojej powtarzalności nadal sprawiają radość, gdy je wykonujemy ponownie. Ale czy to zatrzyma nas na dłużej?

 


Faith w całej okazałości

 

Catalyst wygląda fenomenalnie, mimo dużej ilości baboli technicznych. Owszem, nie jest to żaden technologiczny przełom w stosunku do nowych gier, ale przede wszystkim zachwyca odmiennością oraz specyficzną stylistyką świata gry. Modele postaci w porównaniu do jedynki zyskały na liczbie szczegółów. Faith wygląda świetnie, ale zdecydowana część NPCów prezentuję zaskakująco niski poziom detali. W dalszym ciągu zachowano specyficzną kolorystykę i sterylność opanowanego przez korporacje świata, to wszystko sprawia, że gra zaskakuję własną, wyjątkową tożsamość. Technicznie jest nierówno, może nie jest źle, ale dobrze też nie jest. Testowałem na sprzęcie ze średniej półki z I5 trzeciej generacji i kartami Geforce GTX 960 oraz Radeonem R9 380 wyposażonymi w 4 GB VRAM do tego 8 GB RAM. Na obydwóch kartach były spadki, aczkolwiek na Radeonie obraz bardziej szarpał pomimo większej ilości klatek. Spadki animacji były bardzo widoczne i uciążliwe zwłaszcza na karcie od AMD. Gra bazuję na silniku Frotsbite 3.0 i jest to jeden z moich ulubionych silników graficznych obok nieśmiertelnego Unreal Engine 3. Zresztą silnik od DICE świetnie się skaluję i bardzo dobrze działa czego dowodem jest seria Battlefield oraz niedawno wydany Battlefront. Różnice pomiędzy medium, high, a ultra są marginalne, wręcz kosmetyczne okupione wydajnością. Beta posiada bolączki znane z silnika Unreal Engine 3.0 polegające na doczytujących się teksturach, a wielu miejscach są rozmazane. Do tego dochodzą migające obiekty, no cóż to tylko beta, a do premiery jeszcze trochę czasu zostało na łatanie, stąd też przesunięcie majowej premiery na początek czerwca.

 

 


            No to co bijemy się?

 

Zasadnicze pytanie brzmi, jak mi się grało? Powiem krótko, świetnie! Jest naprawdę dobrze, aczkolwiek mogło być dużo lepiej i jest zbyt wiele niewiadomych. Z jednej strony sprawdzona udoskonalona formuła, z drugiej zaś niepokojący syndrom The Division, czyli pustego, mało wartościowego świata z nudną fabułą i generalnie monotonią. Tego jednak nie wiemy, mam nadzieję, że świat gry będzie wypełniony różnymi, fajnymi atrakcjami. Mirror's Edge: Catalyst podoba mi się w tej formie, zwłaszcza w strukturze otwartego świata, co mnie niezmiernie cieszy, ale trzeba pamiętać, o tym, że Watch Dogs uczy, aby być ostrożnym na każdy przejaw hypu. Najważniejsze, że parkour daję radę i jest to najlepszy system przemieszczania się, jaki do tej pory widziałem w grach wideo, Dyigh Light  tym razem musi uznać wyższość produkcji DICE.

 

Na koniec, nasz fragment gameplayu z bety.

O autorze
KaminatorKaminator
9 0

0 Komentarzy

Dołącz do zespołu Gamedot

Jesteś graczem? Interesujesz się branżą gamingową? Chciałbyś pisać o tym co Cię interesuje?

Dołącz do redakcji gamedot.pl i dowiedz się co możesz zyskać. Prześlij nam próbny tekst i kilka słów o sobie na adres [email protected]