SHADOW OF THE COLOSSUS = NAJPIĘKNIEJSZA GRA - Felieton

32
Bindy Dijurido

Nie mam zamiaru epatować wyborem słów najcięższego kalibru. Każdy znający temat wie, jakim kamieniem milowym w historii elektronicznej rozrywki jest ta gra. Nie mam również zamiaru jej recenzować. Mam zamiar opisać swoje emocje związane z tym tytułem, które od ponad dziesięciu lat są niezmienne.

Gra ta jest drugim dziełem wspomnianego przeze mnie w poprzednim poście Fumito Uedy. Twórca „Ico” tym razem postawił na coś zupełnie innego, innowacyjnego. Oto melancholijny, pusty, ascetyczny wręcz świat. Oto bohater i jego wierny koń. Oto martwa ukochana. Oto tajemniczy, zamknięty w pradawnej świątyni demon (bóg śmierci?) składający nam dwuznaczną propozycje. I wreszcie, oto szesnaście kolosów z którymi przyjdzie nam się zmierzyć.

Znam się na grach. Licząc znane mi tytuły musiałbym podawać cyfry czterocyfrowe. Czas spędzony przed ekranem zamieniłbym na własnoręcznie zbudowany dom, a gdybym musiał spieniężyć zakupione przeze mnie gry oraz sprzęty to podróżowałbym pewnie całkiem fajnym samochodem. Piszę o tym specjalnie, byś Ty drogi czytelniku mógł jeszcze dobitniej zrozumieć to, co teraz napiszę.

Nigdy nie grałem w podobny tytuł.

Uważam, że tytułu tego nie powinno się recenzować czy oceniać. Powinno się w niego grać, czuć, chłonąć, przeżywać. I wielbić. Tak, jak szczęśliwie ja to zrobiłem, robię i robić będę stale.

Pragnę zaznaczyć, iż nie jest on dla każdego. Zdając sobie sprawę, iż premiera miała miejsce w 2005 roku (gdzie już wtedy „SotC” było specyficznym produktem), można łatwo stwierdzić, iż w dzisiejszych czasach gra ta nie znalazłby wielu nowych odbiorców. I wcale nie jest mi z tym źle.Dzieła takie jak to (niezależnie od medium) zawsze znajdowały wybraną grupę odbiorców. Wznoszą się one ponad przeciętność, trafiając do najbardziej wyrafinowanych gustów, najbardziej wrażliwych i intrygujących umysłów. Tak, zdaję sobie sprawę z pretensjonalności tego zdania. Nie, wcale sobie nie wlewam, mam nadzieję, że wlewam właśnie Tobie :)

Design, pomysł na grę, muzyka autorstwa Kow Otani, przedstawienie świata, przesłanie, postacie, genialny gameplay, fabuła. Wszystko bardzo spójnie podane zasługuje na miejsce w historii elektronicznej rozrywki. Dzisiaj „SotC” jest grą kultową, stawianą jako przykład dla wielu twórców. Celowo staram się pisać zdawkowo, by nie popsuć Tobie ewentualnej przygody w tym świecie. Przygody, której tak jak ja, nigdy nie zapomnisz.

Czy powyższy tekst jest rekomendacją? Pytanie retoryczne. Jeśli nie chcesz wiedzieć o tej grze niczego więcej, jeśli chcesz się sam zaskoczyć – nie czytaj dalej.

 

Wędrowiec walczący z trzecim kolosem na swoim wiernym rumaku – Agro.

 

Nie będzie o fabule. Będzie za to o samym pomyśle na grę. Jesteś wędrowcem w ogromnym, wyklętym świecie. Twoim jedynym środkiem transportu będą nogi oraz ręce (ze względu na kluczową umiejętność wspinaczki) oraz wierny koń. Twoimi przeciwnikami przewyższające Ciebie wielokrotnie (pięćdziesięciokrotnie? stokrotnie?) kolosy. Drogę wskazywać będzie Tobie światło odbijające się od miecza, a sam, uzbrojony dodatkowo w łuk pokonasz szesnaście, wydawać by się mogło niezniszczalnych olbrzymów. Każdy z nich niewinny, będący manifestacją pieczęci wiążącej demona, którego Ty zobowiązałeś się uwolnić.

Rozgrywka polegająca na zmuszeniu potwora do stworzenia Tobie drogi wejścia (dosłownie). Polegająca na brawurowej wspinaczce, by ostatecznie zadać określoną liczbę śmiertelnych ciosów w czuły(e) punkt(y). A to wszystko ma miejsce na ciele zdenerwowanego kolosa. Olbrzym broniąc się, bezradnie próbuje Cię zrzucić. Ostatecznie ponosi niesprawiedliwą śmierć.

Śmierć przeciwnika zamiast nas satysfakcjonować sprawia, że jest nam przykro.

Sprawia, że momentalnie żałujemy tego, co zrobiliśmy, jednak zmotywowani chęcią wskrzeszenia ukochanej udajemy się na poszukiwania kolejnych czułych punktów. I uwierzcie, że po pokonaniu ostatniego, szesnastego kolosa zrobicie rachunek sumienia, a konsekwencji swoich czynów nie będziecie w stanie przewidzieć. To nie jest sztampowa produkcja pokazująca, że dobro jest dobrem, a zło jest złem. To produkcja otwarta na interpretacje.

To właśnie „Shadow of the Collosus” sprawiło, że zakochałem się w grach bardziej, niźli w jakiejkolwiek książce czy filmie. To właśnie tytuł geniusza Fumito Ueda’y pokazał mi, że gry są czymś więcej. Jasne, były wcześniej tytuły takie, jak chociażby serie oparte o systemy D&D, produkcje Interplay’u, czy BlackIsle, niemniej nigdy nie wywarły one na mnie tak dużego wrażenia, jak ten tytuł.

Tytuł, który poprzez przedstawienie świata, muzyki, historii czy tytułowych przeciwników wywołuje w nas graczach emocje, których nie wywołałoby milion najpiękniejszych słów.

Ponieważ samych słów w tej grze niewiele, a jeśli już są, to wymawiane w języku dla nas niezrozumiałym. Tak, ten świat posiada również swój własny, niesamowicie brzmiący obcy dialekt.

Nieważne, czy graliście w tę produkcję, czy nie – polecam. Zarażajcie nią wartych zarażenia. W moim sercu ma ona stałe miejsce.

Filip.

Ps. Mógłbym pisać jeszcze wiele na temat tej gry. O inspiracjach twórców tą grą, o inspiracjach samego twórcy tej gry, o jej symbolice, o muzyce, przesłaniu, drugim, trzecim, czwartym dnie… Nie zrobię tego. Nie mógłbym Wam odebrać przyjemności odkrywania. Wiedzcie jednak, jak bardzo jaram się tą grą. Nawet po dziesięciu latach.

O autorze
Bindy DijuridoBindy Dijurido
6 0

3 Komentarze

awatar
kriss (gość) 8 lat temu

"Genialny gameplay" tjaaa, zwlaszcza kompletnie bezsensowna eksploracja i zupelnie niepotrzebny otwarty swiat. Na co komu sandboksowa struktrura swiata, skoro gra jest w 100% liniowa? Na prozno szukac w tej piaskownicy sekretow lub jakichkolwiek informacji na temat uniwersum czy lore. Jak dla mnie niewykorzystany potencjal i jedna z nabardziej przecenianych gier jakie powstaly.

0 Odpowiedz
Cascad 8 lat temu

Ten świat opowiada Ci historię i tworzy grę o podróży, samotności i wyzwaniu bez słów i skryptów, a między wierszami można wyczytać tam więcej niż się spodziewasz : )

sotc jest piękne i cudowne. to tyle

1 Odpowiedz
awatar
kriss (gość) 8 lat temu

W dobie gier, ktore przescigaja sie w jak najskuteczniejszym podtrzymywaniu zainteresowania gracza, takie podejscie jest po prostu nudne. Dark Souls, Diablo 1, czy Metroid to gry z silnym nastawieniem na pozostawienie gracza w poczuciu bezsilnosci i samotnosci z jednoczesnym zachowaniem ciekawej, wynagradzajacej eksploracji . W sotc po prostu nic sie nie dzieje (wylaczajac bossow).

0 Odpowiedz

Dołącz do zespołu Gamedot

Jesteś graczem? Interesujesz się branżą gamingową? Chciałbyś pisać o tym co Cię interesuje?

Dołącz do redakcji gamedot.pl i dowiedz się co możesz zyskać. Prześlij nam próbny tekst i kilka słów o sobie na adres [email protected]