Po co nam filmy na podstawie gier? - Felieton

33
Cascad

Właśnie przeczytałem, że film Uncharted znów jest w kłopotach (czeka go kolejna zmiana reżysera). I jakoś się tym nie martwię bo ekranizacje gier to twory, których totalnie nie potrzebuję. Zresztą ta mania na chodzenie do kina na wszystko co ma duży budżet i dużo wybuchów jest totalnie nudna.

 

Przypominając sobie na szybko: World of Warcraft „się kręci”, Assassin’s Creed też, Need for Speed nawet nakręcono i nie wiadomo po co… Tomb Raider, The Last of Us, Bioshock i wiele innych growych przebojów wciąż jest łączonych z kinem tak jakby wytwórnie nie mogły się nauczyć, że to zwyczajnie nie wychodzi. Owszem – można polegać na tym, że słynny tytuł przyciągnie do kinopleksów miliony graczy, tylko że gracze nie chcą chodzić na te filmy bo już się zbyt często się na nich nacięli. Nasze ukochane marki są spłycane pod to, by mógł je zrozumieć ktoś kto nigdy nie trzymał pada w ręce. A ktoś kto nigdy nie trzymał pada w ręce raczej nie wie po co ma się interesować „jakimś Bjoszokiem”. Koło się zamyka, budżety maleją, ekranizacje robią się coraz słabsze. Normalna kolej rzeczy.

 

 

Koniunkturę nabijają jednak ekranizacje komiksów rozhuśtane przez Disney do rozmiarów trudnych do ogarnięcia. Dla wielu obserwatorów „to przecież to samo” - różnica między grami i komiksami jest jednak gigantyczna. Graficzne historie ciągną się od dziesięcioleci, zmieniały już paręnaście razy to kto z kim jak i dlaczego, pokazywały pięć alternatywnych wymiarów i dziesięć linii czasowych. Zmieniano nawet płeć i kolor skóry bohaterów. Jedno pokolenie komiksiarzy wychowuje kolejne. Spider-man powstał w latach 60-tych, ponad dwadzieścia lat przed Mario. Batman za to tworzy podwaliny swej legendy już od 1939 roku. Tego nie da się (jeszcze) przebić w świecie gier. 

 

W uniwersach Marvela i DC jest z czego wybierać, jest co mieszać, podkreślać i co dopasowywać do języka filmu. A gra jest jedna, dwie, czasem kilka i co? I zamiast pokazać jej fabułę scenarzyści z Hollywood często wyrzucają ją do kosza robiąc co tylko im się podoba z postaciami znanymi przez miliony graczy. Byle tylko miejsce i czas akcji się zgadzały, a bohater był w miarę podobny. 

 

 

Matematyka w przypadku takich filmów się zwyczajnie nie zgadza i myślę, że to właśnie przez zwycięski pochód Marvela tak trudno jest to niektórym zrozumieć. Bo wbrew pozorom oba media mają zupełnie innych odbiorców. Poza tym filmy superbohaterskie często polepszają to na czym się wzorują, w przypadku gier zawsze mamy jednak do czynienia z czymś gorszym, płytszym, głupszym. 

 

Jedyne ekranizacje gier, które mają szansę na „szerszy” sukces to takie, które nabiorą innych widzów, że są filmem przygodowym (vide Prince of Persia) lub horrorem (Silent Hill) bo to najbardziej uniwersalne gatunki. Każde większe powiązanie ze światem wirtualnym zaciera szanse na sukces. Czemu? Uwaga, uwaga – przez zbyt małą popularność gier.

 

 

Tak jak gry są wiodącym medium rozrywkowym jeśli patrzymy na nie tylko przez pryzmat pieniędzy, tak gromadzą zbyt mało „prawdziwych” fanów wokół jednej marki. Poza będącym w innej lidze GTA V (ponad 30 milionów sprzedanych kopii gry) trzeba zauważyć, że stosunkowo niewiele gier przekracza próg 10 milionów kopii. Ile z nich jest kończonych? Patrząc po stronach zliczających trofea/achievementy do napisów końcowych dochodzi nawet mniej niż 50% osób kupujących nowy tytuł. A to jeszcze nie do końca oznacza, że lubią jakąś markę na tyle, by wydać jeszcze pieniądze na jej ekranizację. 

 

Filmy na podstawie gier muszą być tworzone dla szerszej widowni, bo sami gracze nie są w stanie pokryć swym zainteresowaniem budżetu takiego dzieła. W rezultacie nie da się oddać klimatu i historii gry bez jej rozmywania. Inaczej się jednak nie da bo żadna gra nie jest gotowa na takie potraktowanie jak komiksy, które wyglądają jakby powstały po to, by kiedyś trafić na srebrny ekran. Doświadczenia z ostatnich lat sugerują nawet, że konwersja sukcesu jest niemożliwa.

 

…chyba, że reżyserzy pójdą po rozum do głowy i zaczną ekranizować gry indie oparte na fabule, a nie superprodukcje napakowane akcją i dziesiątkami smaczków nieprzekładalnych na język kina. Zanim ta era nadejdzie totalnie nie potrzebuję filmów na podstawie gier.

 

 

O autorze
CascadCascad
3215 22

Prawdziwy entuzjasta gier, który uwielbia z nich szydzić, żartować i nakręcać się na kolejne premiery. Piszę dla was newsy, raporty, recenzje… lubię oryginalne pomysły, dziwactwa i cały czas jestem na czasie. 

3 Komentarze

REDmartinesart 8 lat temu

Pokładam jakieś 50% nadziei w mad maxa, film fatalny to może gra się uda?

A w kategorii gra na podstawie filmu zwycięzcą na przestrzeni 10 lat jest dla mnie The Warriors.

0 Odpowiedz
sandmann21 8 lat temu

Fatalny film? What? Serio? 8/10 jak w morde strzelił :-)

0 Odpowiedz
awatar
Wyczes (gość) 8 lat temu

Po nic. Ani gry na podstawie filmów ani filmy na podstawie gier nie są dobre.

0 Odpowiedz

Dołącz do zespołu Gamedot

Jesteś graczem? Interesujesz się branżą gamingową? Chciałbyś pisać o tym co Cię interesuje?

Dołącz do redakcji gamedot.pl i dowiedz się co możesz zyskać. Prześlij nam próbny tekst i kilka słów o sobie na adres [email protected]