Kilka dni temu na ekrany polskich kin zawitał „Kamper”, Dla branży gamingowej to podobno spore wydarzenie. Dlaczego? Otóż filmowy protagonista zawodowo zajmuje się testowaniem gier i, przy okazji, uchodzi za… wiecznego chłopca.
Nie wiem, jak to wygląda w samym filmie, ale już spotkałem się z przynajmniej jedną recenzją, w której to właśnie zawód bohatera został wskazany jako główny dowód świadczący o jego niedojrzałości. W tym momencie oczyma wyobraźni ujrzałem tysiące graczy, którzy z oburzeniem zaczynają złorzeczyć, że przecież gry to poważna sprawa, nie żadne tam dziecinne zabawy, no bo przecież „The Last of Us”, „Spec Ops: The Line”, „Heavy Rain” itd.
Dowartościuj mnie!
Generalnie chyba lubimy, gdy nasze hobby jest szanowane przez innych. Ba, nie chodzi tu tylko o zwykłą akceptację. Nie, to nie wystarcza. Chcemy przy tym usłyszeć, że zajmujemy się czymś pożytecznym i rozwijającym, co tylko świadczy o nas jako o osobach inteligentnych i dojrzałych.
Gracze mają w tym względzie spore kompleksy. Drugą równie zakompleksioną grupą są osoby czytające fantastykę, ale akurat jedni i drudzy to często te same osoby (żeby nie było wątpliwości: tak, ja też gram i uwielbiam fantasy i science-fiction). Z doświadczenia wiem też, że takiego problemu nie mają miłośnicy komedii czy kryminałów, którzy też muszą często wysłuchiwać różnych niezbyt przyjemnych słów: że komedie są dla debili, a czytanie kryminałów właściwie nie powinno się liczyć, bo to książki dla słabych umysłowo. Mimo to zamiast rozdzierać szaty, po prostu wzruszają ramionami mając opinię innych gdzieś.
Gracz za to w kaszę dmuchać sobie nie pozwoli.
Sztuka przez duże S
Czasami mam wrażenie, że każdy tytuł, którego fabuła wykracza poza „zło się przebudziło, zaoraj wszystko, co ma rogi i się rusza”, już jest wskazywany jako dowód na to, że gry nie są zwykłą zabawą dla dzieci. Wystarczy zobaczyć, jakim kultem otaczany jest „Spec Ops: The Line”. Przyzwoity shooter, o którym wszyscy by w końcu zapomnieli, gdyby nie fakt, że w przerwie na rozsmarowywanie rywali podejmujemy ważkie decyzje o zabarwianiu moralnym.
To, w jaki sposób dany temat został przedstawiony, często mało kogo już obchodzi. Wystarczy, że poruszana tematyka jest poważna i już jest gites. A teraz wyobrażacie sobie wychwalanie książki za sam fakt, że fabuła koncentruje się wokół „dorosłych” spraw?
Jednak jednym z najbardziej absurdalnych aspektów całej sprawy jest podnoszony cały czas temat: czy gry to sztuka? Wpisów i artykułów, w których autorzy na siłę starają się udowodnić , że gry to sztuka - i to przez duże S - nie da się zliczyć. Co więcej, znajdą się i ludzie, którzy będą dowodzić wyższości gier nad książkami i filmami, bo przecież te pierwsze pozwalają silniej identyfikować się z głównym bohaterem.
Pokemony to nie zabawa
Zabawnie robi się zwłaszcza w przypadku produktu, mającego charakter wyłącznie rozrywkowy i w którym ciężko doszukiwać się jakiejkolwiek powagi.
Weźmy na tapetę ostatni wielki przebój, czyli „Pokemon GO". Fani wynajdą tysiąc powodów, byle tylko usprawiedliwić własną fascynację tym tytułem: że to fajny powód, żeby wyjść i przez kilka godzin chodzić po mieście, spalić tłuszcz, pooddychać świeżym powietrzem (Krakowiaków to nie dotyczy), poznać mniej znane zakamarki swojej mieściny. Niewielu z nich powie jednak na głos, że gania za Pokemonani, bo im się to po prostu podoba i podnieca ich myśl o złapaniu Pikachu, gdy tylu innych graczy wciąż bezskutecznie za nim gania.
Czy to tak wielki powód do wstydu? Matki was wyśmieją, dziewczyny rzucą a społeczeństwo uzna za frajerów?
Graj i pozwól nie grać innym
Rozumiem tych, którzy walczą o dobre imię gier, wierząc, iż jeśli zaczną one być poważnie traktowane, to branża urośnie, a deweloperzy zaczną wypuszczać perełkę za perełką. Problem w tym, że wielkie firmy mają gdzieś, jak gry są odbierane przez nie-graczy. Dla nich liczą się cyferki świadczące o tym, że generalnie kasa się zgadza.
Zresztą gry wkrótce zostaną dowartościowane, i to dość mocno. Wystarczy, że dojdzie do wymiany w mediach i pokolenie, które nie grało i grać nie zamierza, zostanie stopniowo wymienione przez młodszych kolegów - a wśród nich większość dziennikarzy kontakt z gamingiem już ma. Oni nie będą wykpiwali graczy, bo by musieli śmiać się sami z siebie.
A nawet jeśli tak się nie stanie… To co z tego? Jarają cię historie o konflikcie ludzi w śmiesznie dużych zbrojach z orkami, demonami, czy cholera wie czym jeszcze? Fajnie, masz do tego prawo. Kochasz „The Last of Us” za dojrzałą historię i niesamowity klimat? Rewelacyjnie, ja też uwielbiam tę grę. Taki już mam gust, że lubię tytuły pokroju „Planescape: Torment” czy „Sanitarium” – o mocnych, dających solidnego kopa fabułach. Ale żebym biegał i przekonywał innych, jakie to dojrzałe produkcje? Po co? Swoją rolę spełniły, dając mi wiele niezapomnianych przeżyć i tego mi już nie odbiorą nawet najbardziej uprzedzone osoby.
Wszystko, co nie krzywdzi innych, a jednocześnie powoduje, iż po dniu ciężkiej pracy relaksujesz się i nabierasz mocy do dalszego życia, jest zajebiste. Po co przejmować się typowym gadaniem ludzi, którzy są przekonani, że każdy, kto nie powiela ich modelu życia, jest niedojrzałym dzieciuchem?
Graj i pozwól nie grać innym.
2 Komentarze
pokemon...goł!
ale słaby tekst, od filmu przez kompleksy do grania w gry ponad wszystko. Masa dziwnych interpretacji rzeczywistości jak np: "Problem w tym, że wielkie firmy mają gdzieś, jak gry są odbierane przez nie-graczy" Przecież jest dokładnie na odwrót, tytuły są krojone na "niedzielniaków". Konstrukcja tekstu to jak fikanie koziołków na placu zabaw...ach szkoda strzępić ryja.