Pan Chung z Południowej Korei spędzał swój wolny czas (którego z uwagi na bezrobocie posiadał bardzo dużo) grając całymi dniami w lokalnej kawiarence internetowej. Byłoby to w miarę normalne, gdyby nie fakt, że wracał on do domu co trzy dni... żeby nakarmić swojego dwuletniego syna. Dziecko nie wytrzymało tak ekstremalnej głodówki i zmarło. Zwłok dziecka pan Chung postanowił pozbyć się dopiero po miesiącu - wtedy też zgłosił zaginięcie syna. Kamery monitoringu wychwyciły jednak, jak w dniu zgłoszenia opuszczał on swoje mieszkanie z ciężką torbą, prawdopodobnie z ciałem syna. Policja sprawdziła ten trop i ostatecznie oskarżyła 22-latka o zamordowanie dziecka.
Szczerze mówiąc, moralizatorka w tej sytuacji wydaje mi się po prostu nie na miejscu. Wielokrotnie słyszymy o przypadkach 'zagrania się' na śmierć - i może to zabrzmieć okrutnie, ale w takich przypadkach zwykle ofiary są także winowajcami. Jednak przypadek Chunga, to zupełnie inny poziom wyrachowania i zwyrodnialstwa, którego nawet nie można podpiąć pod zwykłe uzależnienie od gier.
Źródło: spawnfirst.com
5 Komentarzy
Standardowo wcinał Ramen :D Przypadeg? rAMEN? AMEN? :/
Po prostu P-A-T-O-W-A sytuacja :P
Takie ścierwo musi mieć z miejsca dożywocie.Dziecko w takim wieku nie mogło nic zrobić.
Ja tam bym mu zapisał śmierć przez zagłodzenie. Dożywocie to nagroda.
Była kiedyś sytuacja w Chinach, gdy gość zagłodził dziecko, gdyż - jak tłumaczył - musiał nakarmić kota...