PGA 2014 - wrażenia redakcji gamedot.pl - Wrażenia

00
memphis

Postanowiliśmy podzielić się z wami naszymi wrażeniami na temat niedawno zakończonego Poznań Game Arena. Każdy z nas - z pewnością, przeżywał imprezę na swój sposób dlatego możecie liczyć na przeróżne opinie.

 

Artur 'LaskaGaming' Loska

Muszę przyznać że był to mój debiut na PGA. Zawsze chciałem odwiedzić tę imprezę, ale jak zwykle coś stawało na przeszkodzie. W tym roku, postanowiłem, że muszę i dopiąłem swego. Oczekiwania miałem bardzo wygórowane ale zostały w większości spełnione. W niedzielę może nie było już najważniejszych paneli, ale mogłem się dostać do wszystkich stanowisk bez większych kolejek i spokojnie nacieszyć się grami. Z powodu mojego zamiłowania do gier niezależnych większość czasu spędziłem w dziale indie, pod małą sceną oraz w strefie retro, gdzie wraz ze znajomymi zagrywaliśmy się w klasyki. Lecz źródłem największej zabawy było dla mnie stoisko SoS-a Sosowskiego, którego twórczość wprost uwielbiam. Absurd wprost wylewał się z monitorów przy akompaniamencie klawiatury rozwalanej o głowy graczy. Zdecydowanie wybiorę się za rok!

 

 

Szafer

Kolejna edycja Poznań Game Arena, i kolejny niedosyt z mojej strony. Może to wynika z zawyżonych oczekiwań, a może po prostu nie dostrzegam wielu pozytywnych aspektów? Nadal oczekuję większej namiastki GamesComu, który równie rokrocznie odbywa się za naszą zachodnią granicą. Niestety, mam wrażenie, że poznańskie ''targi'' z imprezą grową tego typu mają mniej wspólnego, aniżeli ze zlotem, konwentem fanów elektronicznej rozrywki. A różnica jest zasadnicza.  Boli mnie brak jakichś większych prezentacji, choćby podczas dnia prasowego. Co prawda, oddaję organizatorom honor za pokaz nowego Wiedźmina, czy kilka przedpremierowych tytułów, w które można było pograć (Unity i Dying Light!), ale to nadal jest mało. Nawet, jak na nasze warunki. Dobrym pomysłem byłoby zaproszenie polskich deweloperów i umożliwienie im pokazów swoich gier na dużych scenach, w końcu trochę ich mamy, łącznie z mniejszymi studiami. Na szczęście, w tym roku nastąpił lekki progres. Na pochwałę zasługuje genialny Zjazd Twórców Gier (i jego świetni prelegenci), mistrzowska strefa Indie czy strefa dla cybersportu. Co prawda tego ostatniego fanem nie jestem, lecz widziałem że organizacja była w tej części świetna.

No i przede wszystkim, teren. Targi poznańskie to naprawdę duże miejsce, i umieszczanie tej imprezy na zaledwie kilku halach to nieporozumienie, biorąc pod uwagę tłumy dziesiątek tysięcy zwiedzających. Nawet piątek, mimo iż był vipowski, był przeludniony. Reasumując, nie było rewelacyjnie, acz rokowania są jak najbardziej pozytywne.

 

 

Bramin

Muszę przyznać, że PGA zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Frekwencja, możliwość pogrania w gry przed premierą oraz okazja do pogadania z branżowcami uczyniły z tej imprezy swego rodzaju namiastkę Gamescomu. Być może to tylko złudzenie wywołane wciąż powoli opadającymi emocjami, ale tak właśnie wygląda pierwszy kontakt z PGA.  I choć można narzekać na przeludnienie, to klasycznego chamstwa zaznawano raczej mało. Każdy gracz poczuje się jak u siebie, w końcu PGA ma za zadanie integrować ze sobą ludzi. Kontakt face to face, bez kabli monitora jest zupełnie nowym doświadczeniem. Zwłaszcza jeśli ma się okazję porozmawiać z samym Tadkiem Zielińskim (!). Wyjazd na Poznań Game Arena uważam za jeden z lepszych na jaki dotąd odbyłem, i bez dwóch zdań mogę Was śmiało zaprosić na przyszłoroczne targi.

 

 

Sandmann

Od czasów wielkiej fety, jaką były niegdyś Międzynarodowe Targi Motoryzacyjne (nie mylić z cieniutkim Motor Show), gdy poznańskie targowiska były rzeczywiście porównywane do show w Genewie czy Berlinie, obecnie jakoś nie umiem się na jakichkolwiek targach odnaleźć. Nie inaczej było z PGA.

Moim skromnym zdaniem tegoroczne targi tak jakby troszkę zagubiły swoją tożsamość i chyba sami organizatorzy nie wiedzieli, do kogo to wydarzenie ostatecznie skierować. Po pierwsze: PGA, jak na największą imprezę związaną ze środowiskiem graczy, było za krótkie i za małe. 4 hale ledwo mieściły kilkadziesiąt tysięcy ludzi (co najwidoczniejsze było w sobotę) i nie zawsze można było się dopchać tam gdzie się chciało.

Po drugie: PGA bliżej do zlotu fanów gier niż do prawdziwej ekspozycji targowej. Na całych targach nie było zbyt wiele produkcji, w które nie grał już jakikolwiek szanujący się gracz czy redaktor lub czego nie widział już milion razy na jutubie. Ja rozumiem, że nie winniśmy wymagać od producentów zagranicznych zbyt wiele, ale w sytuacji, gdy nawet nas rodzimy developer na stoisku Wiedźmina rzuca puzzle zamiast chociażby jakiejś super wczesnej alfy do pogrania, to już lekka kpina.

Po trzecie: te targi dobitnie mi uświadomiły, że miejsce takich dinozaurów jak ja jest już chyba w domu opieki a słowo pisane przegrało z kretesem z jutuberami. Oprócz hostess oraz garstki dorosłych odwiedzających głównie stoiska z indykami, na PGA próżno było szukać kogoś, kto zdał już maturę lub był chociażby w wieku umożliwiającym mu podejście do nniej. Na dodatek, jak na złość, na najwięcej dzieciaków można było natrafić tam gdzie ich nie powinno być, czyli przyklejonych do tyłków kosplejerek, na stanowiskach wyraźnie oznaczonych 18+ oraz sępiących materiały reklamowe od każdego możliwego wystawcy, w nadziei, że wśród gadżetów znajdzie się choćby jakiś pendrive czy słuchawki. Ehh. A ja się dziwiłem, że piwa nie mogę nigdzie kupić.

Ale nawet w beczce dziegciu znajdzie się trochę słodkości. Stoiska z indykami pokazały, że na naszej rodzimej scenie nie brakuje młodych zdolnych twórców a na wyróżnienie bezapelacyjnie zasługuje ekipa z SOS. Pozytywnie przywitałem też różniej maści przebierańców, którzy ubarwiali te targi. No i na sąsiadujących z PGA targach Aqua&Zoo nabyłem moją wymarzoną muchołówkę. Nazywa się Jeff Goldblum, ale możecie mówić jej także Piranha Plant.

 

 

Bartosz 'Królik' Królikowski

To już moje trzecie Poznań Game Arena, na którym mogłem się poszczycić plakietką „wystawca” i uważam, że impreza ta co roku rozwija się w miłym dla oka tempie. Tak jak dwa lata temu i rok temu jeszcze zdarzało mi się stwierdzić, że momentami impreza ta jest po prostu nudna albo zdominowana całkowicie przez fanów League of Legends, tak w tym roku organizatorom i wystawcom udało się zorganizować imprezę, na której każdy gracz znajdzie coś dla siebie. Możliwość pogrania w demo Dying Light oraz AC Unity, szansa obejrzenia zmagań w Counter Strike oraz World of Tanks, wykłady na Zjeździe Twórców Gier, a to nie wszystko co te targi nam zaoferowały. Wydaje mi się, że bardzo mała grupka ludzi nie znalazła niczego dla siebie na tym evencie, gdyż opcji było więcej niż kiedykolwiek.

 

Jedyną rzeczą, na którą ze swojej perspektywy mógłbym narzekać jest tworzenie się tłumów ludzi wokół „gwiazd internetu”. Niekiedy całkowicie blokowało to swobodne poruszanie się po hali, albo budziło po prostu niesmak. Tłumy dzieci krzyczące niecenzuralne hasła, gdyż ich idol promuje się nimi w internecie, to zdecydowanie nie jest to co chciałbym na imprezie tego typu widzieć... ale to już nie wina samej imprezy tylko tego, kto się na niej pojawia. Nie powinno to jednak rzucać cienia na całość imprezy i jej mocnych stron.

 

Najbardziej podobała mi się atmosfera całego eventu, większość ludzi była bardzo pozytywna i chętna do wspólnej zabawy. To cieszy, bo myślę, że imprezy tego typu od tego są. By gracze mogli się spotkać, wymienić doświadczeniami i zobaczyć co aktualnie jest w gamingowej modzie.

 

 

Chinemantis

Zacznijmy od samego początku – nie przeszkadzały mi ani trochę kolejki. Cóż, trzeba być kompletnym idiotą, żeby na taką imprezę wybierać się po bilet w sobotę, kiedy logicznym jest, że MTP będą zawalone gimbusiarnią, rodzinami z dziećmi etc. Horrendalne kolejki, żeby sobie pograć? Cóż, w piątek nie było takiego problemu. I tak, jak jestem w stanie zrozumieć młodszą część gości, której nie stać na zakup wejściówki na VIP Day, tak starsza część narzekającej publiki mogłaby się w końcu nauczyć, że za wygodę czasami lepiej jest zapłacić. Poza tym, nawet oszczędni mogliby spokojnie skrócisz czas wyczekiwania, odwiedzając PGA w niedzielne popołudnie – cóż, może i atrakcji było mniej, ale jeśli komuś zależało na zwyczajnym „ograniu” czegoś, miał taką możliwość. Mogłabym trochę ponarzekać na małą przestrzeń, jednak spędzając większość czasu wśród indyków czy na wykładach ZTG, nie tylko nie musiałam przeciskać się przez tłumy wygłodniałych graczy, ale również spędziłam czas w miejscach, które porażały świetnym klimatem oraz możliwością pogadania ze sporą dawką pozytywnych ludzi (lub wysłuchania ich – może z jednym małym wyjątkiem prowadzącym wykład, z którego musiałam wyjść po jakiś 10 minutach, bo byłam o krok od popełnienia harakiri). Jako, że stroniłam od najbardziej zatłoczonych miejsc, ani trochę nie przeszkadzały mi dzieciaki walczące o fanty… W sumie, to było nawet urocze.

Konkurs cosplay’u śmiało określiłabym dumnym stwierdzeniem „wiocha i cebulactwo”. Bo, jak większość uczestników naprawdę wykazała się podczas pokazu i przy co najmniej, co drugim cosplayerze w mojej główce roiły się wybuchy podziwu, tak pan wodzirej imprezy sprawiał wrażenie w ogóle niezorientowanego w temacie. I tak, jak byłabym w stanie zrozumieć to jeszcze kilka lat temu, w czasach, kiedy Internet sprzedawano na kartki, tak w niedziele, miałam ochotę wykrzyczeć hasło, które powinno być mottem każdego żądnego atencji człowieczka, czyli „Google nie boli”.

Brakowało mi większej ilości prelekcji ludzi z branży nastawionych na przeciętnych graczy – ale z uwagi na „rozrost” PGA, myślę, że w najbliższych latach może to się zmienić.

Poza tym, jestem pod wielkim wrażeniem wystawców, którzy pomimo tłumów, w większości całkiem nieźle ogarniali temat (a było widać, że do najłatwiejszych zadań to nie należało).

Dodam tylko, że moja opinia może nie być do końca miarodajna – na PGA poszłam przede wszystkim nastawiona na wysłuchanie kogoś lub dowiedzenie się czegoś nowego, a zamiast wyczekiwać na możliwość pogrania sobie w grę, którą najprawdopodobniej i tak kupię za kilka miesięcy, wolałam wyszukiwać „perełki” lub grać na macie w Strefie Twórców Niezależnych.

 

 

Cascad

PGA 2014 znowu wywołało we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony to super impreza jeżeli chce się porobić zdjęcia z cosplayerami, zobaczyć coś nowego (obecność standów Assassin's Creed Unity to naprawdę pozytywna niespodzianka), kupić gadżet, złapać jakąś nagrodę i pogadać z ludźmi z branży. Z drugiej wciąż wszystko jest za bardzo ściśnięte, tłum, bałagan i hałas bywają nie do zniesienia, a odnalezienie swych znajomych to małe mission impossible. Mam jednak nadzieję, że tak popularny event z czasem zwiększy swą powierzchnię i wytrzyma napór tysięcy ludzi, a z każdego kąta nie będzie dudnić każdy możliwy rodzaj muzyki mieszający się w jeden wielki ból głowy.

 

Najbardziej podobał mi się Zjazd Twórców Gier, na którym można było w spokoju poszerzyć swoją wiedzę w niemal każdym aspekcie gier. Było cicho, czysto i miałem gdzie usiąść, czyli tak jak lubię.

memphis

Powiem krótko. Dla mnie najważniejsi na tego typu imprezach są przede wszystkim ludzie, a ci dopisali. Czy mają 15 i grają w LoLa, czy 40 i przyszli pograć w Unity czy Dying Light, nie ma to dla mnie znaczenia. Wszyscy z nich są graczami i to dla nich jest przeznaczone Poznań Game Arena. Cieszę się, że ponownie padł rekord frekwencji i wierzę, że to dzięki niej, PGA w przyszłym roku będzie jeszcze lepiej zorganizowane i przyjedzie jeszcze więcej ciekawych wystawców, co na pewno przełoży się na rangę imprezy.

 

O autorze
memphismemphis
456 36

Zdecydowanie pecetowiec. Potrafi przeżyć bez konsoli aczkolwiek ubóstwia te przenośne (szczególnie Nintendo). Fan Gwiezdnych Wojen, sportów ekstremalnych, maratończyk.Wciąż ma nadzieje, że zostanie profesjonalnym graczem.

0 Komentarzy

Dołącz do zespołu Gamedot

Jesteś graczem? Interesujesz się branżą gamingową? Chciałbyś pisać o tym co Cię interesuje?

Dołącz do redakcji gamedot.pl i dowiedz się co możesz zyskać. Prześlij nam próbny tekst i kilka słów o sobie na adres [email protected]