This War of Mine - Recenzje

42
davidzovie

Dziennik

Nikt z nas nie przypuszczał, że wojna może dziać się naprawdę. To znaczy... każdy wiedział czym jest wojna, jej wspomnienie nie wygasło i nawet w zatroskanych spojrzeniach naszych dziadków widzieliśmy jej przebłyski, była w książkach, w opowieściach, ciągle mówili o niej w radiu i telewizji, ale nigdy nie była tak blisko. Wojna wygląda gorzej niż ktokolwiek jest to w stanie pokazać.

 

Przez wiele dni włóczyłem się po resztkach tego co nazywałem kiedyś swoją małą ojczyzną. Widziałem wiele. Szkoły, w których starałem się wbić młodzikom cokolwiek do głowy spłonęły jeszcze kiedy trwały ostatnie lekcje. Pamiętam jak przeklinaliśmy te dzieciaki za ich ignorancję, teraz żałuję każdego słowa. Domy moich przyjaciół, opuszczone przez tych, którym udało się jakoś przewidzieć ten koszmar, doszczętnie splądrowane przez nowy gatunek człowieka, hieny.

 

Błąkałem się nie mogąc znaleźć bezpiecznego schronienia, resztki mojego bloku runęły już podczas drugiego bombardowania. A może to było trzecie...nie pamiętam dobrze, odkąd trwa wojna zbyt wiele się dzieje. Chwilę zabawiłem u moich starych przyjaciół, którzy postanowili zostać, mimo wszystko. Pamiętam jak ogłuszyli mnie tam pierwsi włamywacze. Ostatnio byłem ich pochować, bez leków i żywności nikt z nas długo nie przeżyje.

 

Przemieszkując w kolejnych opuszczonych domostwach, które nie interesowały nawet bezdomnych ukrywałem się przed bandami zbirów, które wyrastały jak grzyby po deszczu. Chociaż nie wiem czy mogę ich tak nazywać, w tych warunkach nikt nie jest taki sam jak kiedyś, to niemożliwe.

 

Widziałem wczoraj płaczącego chłopca, wszyscy których spotkał na swojej drodze odmówili jego matce pomocy, zmarła w wyniku powikłań jakiejś prozaicznej grypy. Nie myślałem, że dożyję czasów gdy coś takiego będzie możliwe. Dziś minąłem na ulicy jego zwłoki. Pociski snajperów nie dokonują wstępnej selekcji.

 

Nie wiem dlaczego, ale mam sporo szczęścia. Pułapki na szczury, które zakładałem jeszcze w starym mieszkaniu, okazały się świetnym sposobem na zdobywanie żywności. Mieszkam w domu mojego starego przyjaciela, ktoś zabił go kilka dni temu. W zasadzie przyspieszył tylko proces, który zaczął rak płuc. Pochowałem tylko jego syna. Włamywacze, którzy plądrują dom co noc w poszukiwaniu materiałów spieszą się tak bardzo, że i tak nie zwrócili na mnie uwagi. Chowam się w piwnicy, którą już dawno wyczyścili do cna. Cena ludzkiego życia bardzo się zmieniła.

 

Jedyne co daje mi trochę ukojenia to papierosy, odkupuję je od wędrownego handlarza w zamian za bimber, który pędzę nocami w piwnicy. Od 20 lat nie piję, nie zapomniałem jednak jeszcze jak robić najlepszą księżycówkę w mieście. Nie kusi mnie, nie jestem nastroju do świętowania, nie mam czasu na zmartwienia, żyję snami o powrocie do normalności.

 

Cieszę się że jest sierpień. Noce są ciepłe a w ciągu dnia daję radę dzięki przyjemnym chłodom piwnic pod garażem mojego przyjaciela. Ostatnio spróbowałem zmajstrować radio, pamiętam jak uczyli mnie tego na elektrotechnice. Wieści nie są najlepsze, grupy bandytów plądrują coraz szersze obszary miasta, linia frontu zabrała nam całkowicie możliwość ucieczki.

 

Czasami przechodząc ulicami miasta zastanawiam się dlaczego ktoś taki jak ja jeszcze żyje. Mam 60 lat, była przede mną możliwość zdobycia kolejnych tytułów w dziedzinie matematyki, ale to wszystko. Osiągnąłem to co chciałby każdy człowiek. Przeżyłem kilkadziesiąt lat szczęśliwego małżeństwa, dochowałem się wnuków. Kiedy widzę ciała ich kolegów ze szkoły rozrzucone na ulicy jak szmaciane lalki zastanawiam się, dlaczego ja?

 

Robi się coraz gorzej, nie mam nawet czasu pisać, ciągle wypatruję schronienia, garaż przyjaciela już się nie nadaje, jakaś grupka zrobiła sobie tam obozowisko, moje argumenty nic nie znaczą w obliczu broni automatycznej. Strzelali chyba dla zabawy. Miałem szczęście, trafili bezdomnego, który od dłuższego czasu wylegiwał się na ulicy. Dziś rozpoznałem w nim mojego najlepszego studenta. Zaczynam rozumieć co miał na myśli Mao mówiąc o racji i karabinach.

 

Słyszałem kiedyś historię fotografa, który w trakcie jednego z konfliktów na bliskim wschodzie, wykonał serię wspaniałych zdjęć dopóki nie trafił na stadninę koni, gdzie zdychały setki najczystszej krwi arabskich wierzchowców. Dopiero tam odkrył, że to co widzi dzieje się naprawdę. Nie widziałem reporterów widocznie nie jesteśmy tak interesujący, może jest u nas za zimno?

 

Myślę, że powinienem umrzeć, fakt, że co rusz udaje mi się znaleźć bezpieczne schronienie wydaje się jakimś okropnym absurdem, chciałbym komuś ustąpić, ale nie ma nikogo poza kolejnymi grupkami bandytów. Dziś widziałem jak chłopak, który zabił moich znajomych, w których garażu przeżyłem dobry miesiąc, umiera na ulicy. Widocznie nie miał już czego plądrować. Zrobiło mi się go żal, w gruncie rzeczy nie wyglądał groźnie. Był podobny do mojego najmłodszego syna. Ciekawe co się z nim teraz dzieje.

 

Mam szczęście, przygarnęła mnie grupka sympatycznie nastawionych młodzików, jedna z nich, reporterka, jest naprawdę miłą i współczującą osobą. Ucieszyli się widząc, że mam ze sobą jakieś racje żywności, od tygodnia nie mogli nic znaleźć. Wydaje mi się, że niebo robi się jaśniejsze.

 

To już dwa tygodnie jak dzielę swój los razem z Katią, Borysem i Pavlem, to strasznie mili ludzie. Czasami gram im na gitarze, nie pytam skąd ją wzięli. Jest podobna do tej, na której jeszcze na studiach grywał mój dobry przyjaciel. Kiedy chowałem jego ciało w miękkie objęcia matki ziemi, zdziwiła mnie nieobecność, tej pozornie niepotrzebnej rzeczy w jego domu.

 

To straszne, Borys nie żyje, ktoś musiał go zabić w trakcie conocnej wyprawy po łupy. Już od dwóch dni nie udaje się znaleźć niczego sensownego do jedzenia, mam wrażenie jakby nawet szczury się skończyły. Za to wojna trwa w najlepsze, kolejne doniesienia z eteru wskazują, że nigdy się nie skończy. Chciałbym obejrzeć wiadomości i dowiedzieć się, że gdzieś jest gorzej. Jak elastyczna jest miara którą szacujemy rzeczywistość.

 

Pavel wykrwawił się na śmierć kilkanaście metrów od domu, który zamieszkujemy. Sprawdziłem, 3 naboje w klatce piersiowej. Starczyłby jeden, od tygodnia nie widzieliśmy jedzenia, woda się kończy, nawet nie mam siły go pochować. Katia wydaje się być w innym wymiarze, tylko przytaknęła na wieść o śmierci towarzysza, spytała czy nie moglibyśmy zjeść tego co z niego pozostało. Nie da rady, skłamałem, ciało zabrały hieny. Następnego dnia okazało się to prawdą.

 

Katia nie żyje, wycieńczona głodem i chorobą umarła we śnie tej nocy, moja kronika śmierci wydaje się dobiegać końca, nie ma sensu pisać co dalej, walki w obrębie miasta się wzmogły, teraz nawet w okolicy naszego domu, gdzie dotychczas było słychać tylko dalekie odgłosy wystrzału można dostać rykoszetem. Dziś idę poszukać czegokolwiek do jedzenia. Być może po raz kolejny samotność przyniesie mi trochę szczęścia.

 

 

A teraz już na poważnie (da się jeszcze bardziej?)

 

This War of Mine, polskiego 11 bit Studios, pozwoliło mi w trakcie zaledwie dwóch partii, zbudować powyższą narrację bez większych starań i to pokazuję główną siłę tej gry. Reklamowana jako zaawansowany symulator przetrwania w trakcie konfliktu, który najprędzej moglibyśmy porównać do wydarzeń w Kosowie pod koniec ubiegłego wieku, doskonale spełnia swoją rolę jako produkt, który absolutnie angażuje nas w wydarzenia przedstawione na ekranie. Zastanawiam się nawet czy można o niej pisać w kategoriach gry mając na uwadze dyskusje z ubiegłego półrocza na temat tego czym gra powinna być, a które niczym zdradliwe węże oplotły się wokół Gone Home i syczą złowieszczo na kreatywnych developerów.

 

Mimo istnienia zmiennych, które mogą określać produkcję warszawskiego studia jako grę o jasnych wytycznych, traktowałbym ją bardziej jako doświadczenie. Starałem się robić wszystko tak jak nakazywała mechanika, eksplorowałem, budowałem kombinowałem, walczyłem o wirtualny byt, korzystając z danych mi narzędzi i zasad, niemniej jednak narracja wygrała. Co z tego, że moje postaci miały co jeść i zapewniłem im bezpieczne źródło zapasów jeśli musiałem przy tym zabić dwójkę niewinnych ludzi? Jakby było mało sama gra nie daje zapomnieć o pewnych wydarzeniach, bohater, którego używałem jako naczelnego zabijakę i zdobywcę nieznanych terenów, w pewnym momencie mimo zapewnienia mu wszelkich gwarantów przeżycia odmówił współpracy. Depresja postaci wygrała z próbą okiełznania This War of Mine jako gry survivalowej.

 

 

Zagrałem kilka partii, w przypadku każdej łudziłem się że uda mi się doprowadzić wszystko do szczęśliwego końca i za każdym razem widziałem tylko planszę z napisem, który dobitnie uświadamiał mi, że nie dałem rady. Ostatnia jest lepsza ale musiałem pozbyć się wszystkich wyrzutów sumienia w trakcie rozgrywki. Macie jakiś lepszy sposób żeby uświadomić ludziom jak bardzo wyniszczająca dla psychiki jest wojna, bez konieczności wysyłania ich na front? Bo ja chyba nie.

 

Do tego gra nie pozwala nam nie przejmować się bohaterami, Nikt nie jest anonimowy, każda z postaci ma swoją historię i przez jej pryzmat widzimy wyraźnie, że w ekstremalnych sytuacjach, nie istnieją już konwencje społeczne. W grze o przetrwanie nie ma celebrytów. Wszystko to buduje atmosferę w sposób tak komplementarny, że nawet ciężko mi to jakoś sensownie określić słowem innym niż, perfekcja.

 

 

Ciężko mi mówić o technikaliach, ale recenzja rządzi się swoimi prawami. Interfejs jest zadowalający i bardzo intuicyjny, szybko uczymy się co gdzie i jak bez potrzeby do zaglądania do jakichkolwiek samouczków. Można by narzekać na ich brak no ale z drugiej strony, byłoby to trochę dziwne. Sam fakt rzucenia nas od razu na głęboką wodę wpływa moim zdaniem na charakter rozgrywki. Musimy się uczyć i musimy to zrobić szybko jeżeli chcemy przetrwać. W zasadzie wszystkie czynności wykonujemy za pomocą myszki, wyklikując sobie drogę do szczęśliwego końca.

 

Grafika jest przyzwoita Utrzymana w realistycznej konwencji, pozwala sobie na małe artystyczne szaleństwa. Zarówno oszczędny, ale solidny design postaci, jak i świetnie zaprojektowane lokacje i przepiękne tła sprawiają, że wojna przedstawiona na ekranie, staje się zjawiskiem estetycznym. Jak dla mnie doskonały przykład jak bez fajerwerków i przesadnych uproszczeń można uzyskać efekt, który nie będzie nas raził za kilka lat. Czysta indycza perfekcja. Budowa kadru i fakt że bohaterowie porozumiewają się za pomocy dymków sprawiają, że ma się wrażenia oglądania dobrze narysowanego komiksu.

 

 

Muzyka i udźwiękowienie dają radę. Melodie, które słyszymy w tle doskonale budują napięcie i bawią się naszymi emocjami, obojętnie czy mamy być wystraszeni, niepewni czy przygnębieni, (a to chyba uczucie, które towarzyszy rozgrywce najczęściej) efekt jest świetny. Pamiętam swoje pierwsze radio i i pierwszą gitarę, którą skleciły kierowane przeze mnie postaci. Nie wierzyłem, że dźwięk klasycznej melodii albo prosta gitarowa balladą mogą tak oczyścić atmosferę. Dobre wrażenie robią odgłosy tła, gdzieś tam ktoś strzela, słychać że wojna trwa w najlepsze zaledwie kilka przecznic dalej. W zasadzie dobrze że twórcy zrezygnowali z udźwiękowienia postaci. Jakkolwiek podyktowane było to raczej oszczędnością, milczenie jest w stanie powiedzieć czasami o wiele więcej.

 

Mechanika rozgrywki jest dość prosta. W ciągu dnia dbamy o nasze schronienie i drużynę, którą losowo przydzieliła nam gra. Wytwarzamy kolejne przedmioty, które mają nam ułatwić przetrwanie, czasami ktoś zapuka do drzwi by wymienić się dobrami, albo poprosić o pomoc. Następnie w poszukiwaniu środków do przeżycia wybieramy postać, która wyruszy w czeluści nocy i zaryzykuje życie, przemierzając wybraną przez nas lokacje na mapie miasta. Te z kolei pojawią się tam losowo, w zasadzie nigdy nie wiemy co dokładnie nas czeka, ani jak długo miejsce będzie dostępne(linia frontu się zmienia). Jedyne co dostajemy to krótką notatkę na temat tego, co prawdopodobnie uda nam się znaleźć. Pozwala to planować rozsądniej kolejne wypady. Niemniej każde planowanie przerywa nie tyle poszukiwanie ryzyka, co rozpaczliwe nadstawianie karku, gdy nigdzie już nie możemy znaleźć pożywienia ani nawet desek, którymi można by rozpalić w piecu. Samo plądrowanie też musi się odbywać dość rozsądnie, ponieważ nasi bohaterowie, mają ograniczoną ilość miejsc w swoich plecakach. Być może w pewnym momencie wkrada się w to pewna monotonia, ja jej jednak nie zauważyłem, byłem zajęty próbą dotrwania do końca kolejnego dnia.

 

 

Długo zastanawiałem się nad tym jakie wady ma ta gra. W zasadzie jest to tylko indyk, perfekcyjny moim zdaniem, ale indyk. Być może ktoś oczekiwałby większych fajerwerków, zróżnicowania rozgrywki, czy może fajniejszego udźwiękowienia. Może przeszkadzać brak próby zbudowania spójnej linii fabularnej ok, ale. Dla mnie zasadzie to wszystko znika kiedy zaczynam grać, a This War of Mine kupuje moje emocje na każdym kroku, kiedy uświadamiam sobie, że każde ograniczenie, wpływa na charakter rozgrywki i jej autentyczność. Pierwszy raz od dawna mogę powiedzieć, że w pełni przeżyłem jakąś grę, chłonąc cały koncept jak dziecko. Czekałem na taki tytuł i w zasadzie, chcę więcej takich gier. Ostatnio popularne stają się dyskusje na temat przedstawiania przemocy w grach i generalne dywagacje na temat developerskiej odpowiedzialności i tego jak zmienia się świat i środowisko. Jak widać da się coś powiedzieć nie popadając w banał i wykorzystać mechanikę, żeby wywołać odpowiednie reakcje. Pozostaje tylko pytanie. Czy to na pewno gra w klasycznym tego słowa rozumieniu. Jeżeli mam oceniać, 9/10, bo ideałów nie ma ale wady też ciężko mi dostrzec.

 

.Jak dla mnie najciekawszy polski tytuł tego roku. 

This War of Mine

Ocena
9
Wasza ocena
9.5
Oceń grę
  • Plusy
  • technicznie broni się pod każdym wzgędem
  • gameplay również daje radę w każdym aspekcie
  • siła przekazu zwala z nóg
  • dobre bo polskie!
  • Minusy
  • nie ma ideałów
O autorze
davidzoviedavidzovie
102 9
Wychowany na kreskówkach z polonii 1 i NESie, ukształtowany przez anime z RTL 7 i Playstation, pecetowiec, który nie gardzi niczym co od Nintendo. Gotów zanurzyć się w najgorszy absurd, żeby przekazać innym coś godnego uwagi.

4 Komentarze

davidzovie 9 lat temu

http://edition.cnn.com/2014/11/20/world/europe/ukraine-donetsk-residents-struggle/index.html

0 Odpowiedz
graba 9 lat temu

Będę grauł !

0 Odpowiedz
Harhan 9 lat temu

Też się zajarałem, trzyma klimat ! "Dobre, bo polskie!" nie jest dla mnie plusem :P

0 Odpowiedz
Sokool 9 lat temu

Podjarales mnie, będę musiał sprawdzić tę produkcje

0 Odpowiedz

Dołącz do zespołu Gamedot

Jesteś graczem? Interesujesz się branżą gamingową? Chciałbyś pisać o tym co Cię interesuje?

Dołącz do redakcji gamedot.pl i dowiedz się co możesz zyskać. Prześlij nam próbny tekst i kilka słów o sobie na adres [email protected]