Luigi's Mansion: Dark Moon - Recenzje

01
Kamil Ś.

Pierwsza gra z przygodami wąsacza w zielonych ogrodniczkach pojawiła się w 2001 roku na GameCube, zbierając całą rzeszę znakomitych ocen. Na kolejną jej odsłonę przyszło fanom czekać aż dwanaście lat — Luigi’s Mansion: Dark Moon miał swoją premierę w marcu zeszłego roku i przez cały zastęp serwisów branżowych został obsypany wysokimi notami. O co tyle szumu i czy aby recenzenci trochę nie przesadzają?

 

Evershade Valley to kraina zamieszkiwana przez przyjazne duchy. A przynajmniej za takie uchodziły do czasu, kiedy na niebie widniał tytułowy Dark Moon. Po jego rozpadzie sprawy przyjmują nowy obrót — dotychczas żyjące w symbiozie z mieszkańcami i tamtejszymi zabudowaniami duchy pokazują pazur — stają się brutalne, niebezpieczne i zaczynają płatać figle. Wówczas Profesor E. Gadd wzywa Luigi’ego na posterunek, wręcza mu zestaw akcesoriów i wyprawia na misję mającą na celu odzyskanie sześciu porozrzucanych fragmentów zniszczonego księżyca.

Bohater pełen obaw, ale i uzbrojony po pachy w odkurzacz Poltergust 5000 posiadający moc wciągania duchów, latarkę oraz akcesorium pozwalające przywrócić zaginione obiekty, zabiera się do akcji. Luigi, choć strachliwy i nie do końca przekonany czy to aby najlepszy pomysł, udaje się do pięciu różnorodnych lokacji, by przywrócić w nich porządek i stawić czoła tamtejszym strachom, a ostatecznie odzyskać też fragmenty roztrzaskanego księżyca.

 

Luigi’s Mansion: Dark Moon to produkcja z pogranicza gatunków przygody oraz akcji. Twórcy przygotowali dla nas zestaw pomysłowo zaprojektowanych, kolorowych, a przede wszystkim pełnych zagadek lokacji. Jakby tego było mało, w każdej z nich czeka na nas zestaw poukrywanych tajemnic i znajdziek, które zdobędziemy przeczesując każdy centymetr, a nierzadko konieczne okaże się również wprawienie w ruch naszych szarych komórek. Przyjdzie nam zmierzyć się z zastępami wrogo nastawionych duchów, które rzucą się na przerażonego Luigi’ego bez ostrzeżenia. Wówczas najrozsądniej będzie wykorzystać latarkę by oślepić rywali, a następnie już nie oglądać się za siebie, tylko wyjąć odkurzacz i, dosłownie, pozbyć się ich wciągając do środka.

Gra, jak na standardy mobilne przystało, została podzielona na kilka lokacji, które rozdrobniono na kilka plansz. Wygodny schemat, acz od razu czuję się zobowiązany wspomnieć, że jeśli liczycie dzięki temu na ulgę w kwestii poziomu trudności, to jesteście w błędzie. W rozgrywce nie zaimplementowano żadnego systemu punktów kontrolnych, przez co po każdej porażce, jeżeli wcześniej nie odnajdziemy złotej kości gwarantującej nam jeszcze jedną próbę, zmuszeni będziemy zaczynać planszę od początku. W przypadku krótkich wyzwań może nic zdrożnego, jednak kiedy po kilkudziesięciu minutach starannego zbierania dóbr po nawiedzonych lokacjach zmuszeni będziecie zaczynać wszystko od początku — gwarantuję wam, że można się zdenerwować. Nie sposób też nie zauważyć nierównego poziomu trudności — w jednym poziomie rzucane nam są nieustannie kłody pod nogi, zaś kilka następnych to banalnie proste spacery. Podobnie zresztą sprawy się mają w kwestii potyczek z bossami, gdzie we wcześniejszych lokacjach czeka na nas zestaw o wiele trudniejszych walk, niż te, które przygotowano dla nas kawałek dalej.

 

Kiedy już wymieniam słabsze strony Luigi’s Mansion: Dark Moon, czuję się zobowiązany wspomnieć o sterowaniu. Konsoli ewidentnie brakuje drugiej gałki analogowej* by móc cieszyć się wygodnie tamtejszymi wyzwaniami. Zaproponowany układ w jakimś stopniu się sprawdza, ale nie ma co się oszukiwać — nie jest to najwygodniejsze rozwiązanie, z jakim spotkałem się przez tyle lat grania, obracanie konsoli by podświetlić chciany obiekt potrafi doprowadzić do furii. A przy okazji, jeśli tak jak ja gracie w miejscach publicznych, wygląda się wyjątkowo głupio machając konsolką. Po kilku godzinach zabawy nabiera się wprawy, acz widać, że twórcy musieli się nieźle nakombinować, by wszystkie swe pomysły jak najrozsądniej osadzić w okrojonym zestawie przycisków w kontrolerze, jakimi dysponowali. Warto jednak przyjrzeć się oprawie audiowizualnej, bo tutaj ekipa z Next Level Games zdecydowanie odrobiła pracę domową. Wysokiej jakości tekstury oraz dopracowane animacje to wisienka na torcie, tak samo jak znakomita ścieżka dźwiękowa, która zapada w pamięć tak dobitnie, że nudząc się nawet bohater naszej gry zaczyna ją nucić.

Oprócz dopracowanego w najdrobniejszych szczegółach, zaskakującego i pełnego znakomitych pomysłów trybu dla jednego gracza, w Dark Moon znalazł się także multiplayer. Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że ten został tam wrzucony na siłę — jakością nawet w drobnym stopniu nie dorównuje głównym sekwencjom zabawy. Sieciowe potyczki dzielą się na trzy rodzaje, z czego na największą uwagę zasługuje ScareScraper, gdzie maksymalnie czworo graczy ugania się za duchami w losowo generowanych planszach starając się zmieścić w narzuconym limicie czasu. Przez chwilę może i bawi, jednak przy kolejnych piętrach zabawa robi się najzwyczajniej nudna i monotonna…

 

Luigi’s Mansion to ciesząca się dobrą sławą marka, która nie jest — jak na standardy Wielkiego N — szczególnie mocno eksploatowana, i dobrze! Next Level Games dostarczyli żartobliwego pseudohorroru, najeżonego zagadkami i znakomitymi pomysłami. Dark Moon to gra długa i wymagająca, szczególnie, jeśli uprzemy się na zdobycie wszystkiego, co ma nam do zaoferowania. To prawdopodobnie jedna z najlepszych dostępnych obecnie pozycji na przenośną, trójwymiarową konsolkę Nintendo. Luigi’s Mansion: Dark Moon można nabyć zarówno w wersji na kartridżu (obecnie dostępnej w ramach akcji Rabatolato), jak i eShopie — którąkolwiek z nich wybierzecie, serwujecie sobie co najmniej kilkanaście godzin znakomitej zabawy!

* Warto też wspomnieć, że oficjalne akcesorium w postaci Circle Pad Pro nie jest przez tę produkcję wspierane.

 

Luigi's Mansion: Dark Moon

Ocena
8
Wasza ocena
9
Oceń grę
  • Plusy
  • Znakomita oprawa audiowizualna
  • Dopracowany w najdrobniejszych szczegółach, wymagający tryb dla jednego gracza
  • Dziesiątki sekretów czekających na nasze odkrycie
  • Znakomity, nienachalny, humor
  • Minusy
  • Nierówny poziom trudności
  • Sterowanie, które wymaga dłuższej chwili by do niego przywyknąć
  • Dodany na siłę tryb multiplayer
O autorze
Kamil Ś.Kamil Ś.
27 0

Gram, z drobnymi przerwami, od zawsze. Niezdrowo wielbię 16-bitowce oraz szeroko pojęte produkcje mobilne — to właśnie im poświęcam w ostatnich latach najwięcej czasu. Na GameDot wyłącznie o Nintendo.

0 Komentarzy

Dołącz do zespołu Gamedot

Jesteś graczem? Interesujesz się branżą gamingową? Chciałbyś pisać o tym co Cię interesuje?

Dołącz do redakcji gamedot.pl i dowiedz się co możesz zyskać. Prześlij nam próbny tekst i kilka słów o sobie na adres [email protected]