Just Cause 3 - Recenzje

13
hraboll

Rico Rodriguez powraca w dobrej i... raczej niezmienionej formie. W tle fabularnym trudno doszukiwać się powiewu świeżości czy głębszej emocjonalności. Avalanche daje nam ogromny plac zabaw, który badamy swobodnie – szukamy pretekstu do rozpoczęcia totalnej, naprawdę satysfakcjonującej rozpierduchy. Wiem, to dość kolokwialne stwierdzenie. Zaś do zaproponowanych misji wracamy w dowolnym czasie.

 

 

Część community postrzega je jako bardziej lub mniej ciekawy dodatek – przerywnik pomiędzy szalonymi akcjami. Rzeczywiście podmiot developerski nie odcina się od pewnych oczywistości. Scenariusz z gry można łatwo wpasować w typowe kino akcji – z motywem „wykorzenienie złego dyktatora”. Jednoosobowa armia zastopuje realizację niecnych planów. Przy okazji przyjmie na klatę kilka kilogramów rozgrzanego ołowiu. Zauważalną zaletą misji fabularnych pozostaje humor. Avalanche chętnie wrzuca na luz – jednocześnie rezygnując z większej patetyczności. Wszystko jest prezentowane w większości cut-scenek, audycjach radiowych czy odzywkach samego bohatera. Oczywiście dodatkiem jest tu dość specyficzna angielszczyzna. To tak, jakby słyszeć kwestie wypowiadane przez Penélope Cruz w amerykańskiej produkcji :)

 

Mapa gry została podzielona na prowincje. W każdej z nich znajdziemy lokacje (należy je zlokalizować), które boski Skorpion musi opanować. Najczęściej widzimy miasteczka, pomniejsze osady czy kompleksy wojskowe. Oczywiście zdobywanie tych ostatnich zagwarantuje nam najatrakcyjniejszy loot. Musicie wiedzieć, że udane przejęcie lokacji czy większego fragmentu mapy jest nagradzane. Odblokujemy choćby lepsze pojazdy. Sam proces wyzwolenia to najczęściej totalna rozwałka – czasem trafi się jakaś sekwencja na czas, aczkolwiek i tak wszystko zakończy się destrukcją. To ona i rzecz jasna przepiękne eksplozje to takie crème de la crème JC3.

 

 

Dzięki dopracowanemu modelowi fizyki możemy ujrzeć prawdziwe „cuda” - to taka filmowa pirotechnika z najwyższej półki. Jesteśmy reżyserem wysokobudżetowego kina – wytwórnia zdecydowanie nie skąpi grosza na pojazdy czy elementy scenografii. Prawdopodobnie nigdy nie wywołamy dwóch identycznych eksplozji. Developer zapewniał, że wszystko jest tu liczone w czasie rzeczywistym (rozpad na kawałki; położenie rozszarpywanych elementów itd.) – i wiecie co? Nie wypada mi tu doszukiwać się nawet najmniejszego kłamstwa. Śmietnik podwieszony do neonu (szalone zastosowanie linki) oberwie ten pierwszy element po 3-4 sekundach. Dlaczego? Bo każdy przedmiot ma swoją masę i... wytrzymałość. Oczywiste, prawda? Gdy wywoływano temat przeskoku na nowe konsole, to szwedzkie studio (a właściwie oddział z Los Angeles) najczęściej mówiło o doszlifowaniu założeń fizycznych. Nieograniczony dostęp do C4 tylko podsyca naszą ciekawość. Przy budowie reakcji łańcuchowych można spędzić naprawdę dużo czasu. Zaczynam rozumieć magię tego IP. Just Cause to seria dla ludzi, którzy gustują w szalonych akcjach. Ich popisy będą podsumowane dzikim rechotem - również zaprzyjaźnionych osób. Co ważne, najlepsze kompozycje są uzależnione od prawdziwej kreatywności. To tak w odpowiedzi na zarzut, że JC3 jest tytułem kierowanym do osób z ADHD ;)

 

 

Wracając do głównych mechanizmów... Wyzwolenie kolejnych fragmentów mapy daje nam dostęp do opcjonalnych wyzwań. Mamy tu choćby efektywną jazdę, precyzyjny lot, zabawę w człowieka demolkę czy szybowanie w stylu na przyczajonego wiewióra. Dobre wyniki oznaczają odebranie punktów modyfikacji. Te – zresztą zgodnie z nazwą – wymieniamy na przydatne dodatki do ekwipunku czy pojazdów. Mody podzielono na kategorie zgodne z repertuarem pobocznych aktywności. Warto zauważyć, że nawet brak perfekcji zostanie w jakiś sposób nagrodzony. Avalanche rozdaje bonusy dość często i tym samym motywuje nas do dalszego działania. A owe działanie to rzecz jasna walka z poplecznikami generała Di Ravello, bo to ona aktywuje kolejne wyzwania.

 

Just Cause 3 to raj dla graczy, którzy lubują się w podbijaniu wyników, przekraczaniu pewnych granic, przełamywaniu własnych słabości. Wypada wspomnieć o dostępie do sieciowych rankingów. Dzięki nim nawet najprostsza czynność może zostać uhonorowana jakimś rekordem.

 

 

Jako ogromny plus postrzegam design przedstawionego świata. Wyspiarskie Medici to kolorowa, atrakcyjna dla oka republika. Czuć tu śródziemnomorskie klimaty. Czuć mieszankę kultur włoskiej i hiszpańskiej. Życie w tym środowisku wydaje się beztroskie – zbliżamy się do wakacyjnego relaksu. Uprawy słoneczników, szerokie dywany maków i lawendy, lśniąca akwamaryna krystalicznie czystych wód – te rzeczy kontrastują z jarzmem dyktatury. Łatwo zatracić się w swobodnej eksploracji. Poszukiwaniu ciekawostek pokroju... scenki z niewiastą myjącą swoje czerwone autko (przynajmniej Rico zaoszczędził na myjni ;) ). Rzecz jasna w grze nie brakuje typowych znajdziek.

 

Migocząca w oddali latarnia jest rzeczywistą konstrukcją. Możemy obejrzeć ją z najbliższej odległości. Już nie pamiętam, kiedy przeloty helikopterem dawały mi tyle radości (za żółtodzioba grałem dużo w... Search and Rescue ;D). Obserwowanie Medici z lotu ptaka to naprawdę coś fajnego. Ta wyspa „żyje” - choć może w tej szeroko pojętej egzystencji brakuje większego realizmu. Do postaci sterowanych przez AI nie przypisano lepszego modelu zachowań – tj. w nowoczesnym RPG. I tak zakonnica przesiaduje na ławce przy deszczowej aurze. Mogę też ponarzekać na nagromadzenie kartonowych konstrukcji – znaczy brakuje mi możliwości zbadania wnętrza budynków. W tym elemencie Just Cause 3 przypomina cykl inFamous.

 

 

Szkoda, że Avalanche nie przejęło od tworu ekipy Sucker Punch bardziej wyrazistej walki z dwunożnym oponentem. Warka w zwarciu byłaby cudownym dodatkiem. Żałuję, że Rico nie decyduje się na soczyste oklepywanie pysków. Mad Max (swoją drogą, też produkt Avalanche) był w tym elemencie doskonały. Skorpion stawia na dość zwyczajne pif-paf, które unaoczni nam niedopracowane hitbox'y. W nogę strzelamy z praktycznie taką samą intensywnością, jak w okryty kamizelką kuloodporną korpus. Chodzi mi o brak efektu postrzału – częściowego okaleczenia (Soldier of Fortune – wspomnień czar). Osobiście nie jest dla mnie problemem brak możliwości korzystania z osłon terenowych. Akceptuję wybór developera. Spadochron czy wprawne szybowanie na wiewióra – te rzeczy mogą być utożsamiane z szybką ewakuacją, próbą ratowania swojego alter ego. Zapomniałbym o harpunie, który przywołuje w pamięci wyposażenie gwiazdy cyklu Batman Arkham. Dzięki temu pierwszemu zyskujemy mobilność, a ta bez wątpienia czyni z nas prawie nieuchwytny cel. Przy odrobinie szczęścia i praktyki wykonamy akcje przybliżające nas do roli dublera Ksenomorfa ;)

 

 

Oczywiście bywa, że wracamy do ostatniego checkpointu. Najczęściej jednak przegrywamy z... przypadkowymi eksplozjami. Te są wywoływane przez pociski wystrzeliwane przez nieroztropnych oponentów. Nieroztropnych, albowiem ich zadaniem raczej nie jest niszczenie charakterystycznych konstrukcji (aspekt przejęcia kontroli). Wróg po prostu zawsze strzela w nasze alter ego i nie zaprząta sobie głowy ewentualnymi konsekwencjami. Ogólnie SI wymaga jeszcze dopracowania, co zresztą widać na zamieszczonym powyżej obrazku. Wymiana ognia bezpośrednio przy czerwonej beczce? Mam wrażenie, że wirtualny żołnierz nie jest od myślenia tylko od zapewnienia ładnego efektu wizualnego (Człowiek Płonąca Kula).

 

Jeśli jesteśmy już przy nadprogramowych loadingach to wypada wspomnieć o misjach z fabularyzowanej kampanii – a konkretnie eskorcie ważnych NPC-ków. To głównie przy questach o takiej charakterystyce będziemy mimowolnie zgrzytać zębami. Wszak na nasze barki developer zrzuca dodatkową odpowiedzialność. Nierzadko cierpimy za grzechy (zaniechania, czystej głupoty) popełniane przez postać niezależną – postać, której przypisano ograniczoną żywotność.

 

 

Just Cause 3 należy postrzegać jako całkiem udany tytuł. Największym problemem będzie dość oczywista powtarzalność. Gra przy ekstremalnie długich sesjach może okazać się nużąca. Nawet efektowne wybuchy nie załatwią wszystkiego. Lekarstwem na narastające zmęczenie mogłaby być fabuła naszpikowana licznymi tajemnicami, zwrotami akcji. Tej niestety tu nie uświadczymy. Niemniej krótsze spotkania z Skorpionem będą szalenie satysfakcjonujące – radosne. Sama chęć przetestowania wszystkich pojazdów (samochody, jednoślady, łodzie i maszyny latające) zabierze nam z życia sporo wolnego czasu. Do tego dochodzą wspomniane wcześniej wyzwania czy kreatywne wykorzystanie linki. JC3 pozwoli zapomnieć o aktualnych zmartwieniach, zapewni cudowny relaks. A wszystko to przy akompaniamencie niezapomnianego „Boom, Boom, Boom” JL Hookera – ot, zarzuciłem sobie alternatywny soundtrack :) Swoją drogą, ten oryginalny też jest zacny. Dużo gitarowego brzmienia, które w połączeniu z prezentowaną akcją przywołuje klasykę Rodrigueza, Roberta Rodrigueza.

 

Just Cause 3

Ocena
7.5
Wasza ocena
9.5
Oceń grę
  • Plusy
  • Eksplozje i ogólna demolka
  • Swoboda rozgrywki
  • Design Medici
  • Dobra wizualizacja i muzyka
  • Zapewnia przyjemną rozrywkę na długi czas
  • Minusy
  • Nadal dość długie loadingi i okazjonalne „chrupnięcia” (testowane na PS4)
  • Przewidywalne Story Mode
  • Brak oficjalnego komponentu sieciowego (fani już pracują nad stosownym modem)
  • Niedopracowane AI
O autorze
hrabollhraboll
1307 2
Fan gier przygodowych, choć nie boi się próbować rzeczy nowych i nieznanych. Magia pierwszego Turoka sprawiła, że pokochał interaktywną rozrywkę. Graficzne piękno nie jest najważniejsze – nawet największa potwora może wpasować się w gusta hrabolla ;)

1 Komentarz

awatar
oski165 (gość) 8 lat temu

A cracka wciąż nie ma ( ͡° ͜ʖ ͡°) dobre zabezpieczenia :P

0 Odpowiedz

Dołącz do zespołu Gamedot

Jesteś graczem? Interesujesz się branżą gamingową? Chciałbyś pisać o tym co Cię interesuje?

Dołącz do redakcji gamedot.pl i dowiedz się co możesz zyskać. Prześlij nam próbny tekst i kilka słów o sobie na adres [email protected]