Nie liczy się długość a technika - o długości i rozmiarze gier oraz czasie jaki im poświęcamy - Publicystyka

00
sandmann21

Jednym z głównych wyznaczników jakości gry jest zazwyczaj czas jaki musimy poświęcić żeby ją przejść. Wielu ludzi kieruje się zasadą, że skoro wydali swoje ciężko zarobione pieniądze na produkt, to winien starczyć im on na długie godziny zabawy. Ja z kolei musze przyznać, że wole gry krótkie.

Mam 28 lat, narzeczoną, stałą pracę i psa z pchłami na utrzymaniu. Pracuje ponad 160 godzin w miesiącu a wolne weekendy spędzam zazwyczaj na pomaganiu rodzicom w ich domostwie. Do tego dochodzą różne spotkania ze znajomymi w ciągu tygodnia, rysowanie komiksu i świętowanie różnorakich rocznic/urodzin/imienin i co się z tym wiąże, na leczeniu kaca po nich. Pozostały czas spędzam oczywiście na graniu więc nic dziwnego, że w swoim źle zarządzanym kalendarzu znajduje zaledwie jakieś 4 godziny na sen dziennie.

 

 

Nie zrozumcie mnie źle ale generalnie lubię gry, które są spójną, zamknięta historią i nie rozwlekają się niepotrzebnie na „pińćset” godzin. Świetnym przykładem niech będzie Podróż gdyż tak naprawdę tą grę można bez trudu ukończyć w 2-3 godziny, jednocześnie nie odczuwając niesmacznego niedosytu po zobaczeniu napisów końcowych. O! Albo seria Uncharted gdzie każda lokalizacja jest dopracowana, pełna szczegółów i odpowiednich rozmiarów, a liczne świetnie wyreżyserowane elementy akcji sprawiają, że ani przez sekundę nie czujemy w tej grze dłużyzn. Do tego Limbo, Unfinished Swan albo Trine.  To wręcz idealnie skrojone produkcje - coś jak spodniczka mini - na tyle długie, żeby nie odkrywały wszystkiego na początku, a jednocześnie na tyle kuse żeby nie znudziły odbiorcy.

W dzisiejszych czasach, producenci coraz częściej raczą nas grami z otwartym światem, do ukończenia których potrzebna jest niesamowita ilość czasu wolnego. Niby fajnie jest mieć możliwość wyboru misji, robienia zadań pobocznych czy jeżdżenia po mieście. Niby. Faktycznie wygląda to tak, że zamiast podziwiać miasto czy lasy, zazwyczaj gnamy przez plansze od misji do misji, zapominając o bożym świecie. Na końcu łapiemy się na tym, że wcale nas nie interesują walki kogutów czy skoki ze spadochronem, a ten główny watek trwający w rzeczywistości jakieś 7-8 godzin, niepotrzebnie się przedłużył do 20, poprzez notoryczne gnanie z punktu A do B, rozstawionych strategicznie na przeciwnych końcach planszy. Tak właśnie miałem ze Sleeping Dogs. Pomysł na grę początkowo wydawał się fajny, klimat też, do tego dochodził bardzo ciekawy system walki, a jednak po skończeniu głównego wątku, nie wróciłem już więcej do tej produkcji. Dlaczego? Być może ilość błędów mnie do tego zniechęciła lub grafika niejednokrotnie żywcem wzięta z GTA San Andreas. Sam nie wiem. Fakt jest taki, że ta gra mogłaby być w zupełności liniową produkcją i nie ucierpiał by na tym jej końcowy odbiór. Podobne odczucia miałem podczas obcowania z ostatnią odsłoną przygód Desmonda czyli Assassin Creed III. Wydawało się, że ogrom pracy jaki programiści włożyli w odtworzenie historycznych lokalizacji powinien przyciągnąć przed ekran na długie godziny ale osobiście, w ogóle nie miałem ochoty zwiedzać brudnego Bostonu czy przepastnych lasów Ameryki, o szukaniu głupich latających zwojów nie wspominając. Chciałem po prostu poznać historię Connora bez zbędnego przebiegania 5 kilometrów w jedną i drugą stronę (będąc dodatkowo raczonym kolejnymi ekranami ładowania pomiędzy lokalizacjami). Zresztą, w najnowszym, rewelacyjnym notabene, GTA V, bardzo często łapałem się na tym, że brałem taksówkę, gdy do najbliższej misji miałem więcej niż 3 kilometry.

Twórcy gier to cwane bestie. Ostatnio zastanawiałem się, jaki cel maja sandboxy czy niesamowicie długie produkcja pokroju Skyrim czy Diablo. Odpowiedź jest żenująco prosta: im więcej czasu zajmie nam dana gra, tym mniej będziemy go mieli na inne produkcje. Nie każdy z nas jest przecież gimnazjalistą na wakacjach lub „bananowcem” na garnuszku dzianych rodziców i poza graniem mamy tez inne obowiązki. Poza tym, po 30 godzinach spędzonych w wykreowanym świecie, gracz tak bardzo się zżywa z tym uniwersum, że istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo iż po kontynuacje tej produkcji ustawi się w kolejce niczym owce po kolejnego iPhona . Ja się tak złapałem na wspomnianym wcześniej Assassinie. Część druga tej gry, tak bardzo mi przypadła do gustu, że z niecierpliwością czekałem na jej kontynuacje, którae ostatecznie poziomem do „pięt” dwójce nie dorastały. Najgorsze jest to, że ja już teraz wiem, że po Black Flag, też jak ten baran wbiegnę do najbliższego Empiku z nadzieją, iż assasyni otrzymają w końcu świat i klimat zbliżony choć w odrobinie do tego z ACII.

Czas to bardzo cenna rzecz. Doby przecież nie rozciągniemy jak gumy, a straconych godzin nikt nam nie zwróci. Staram się wiec dobierać produkcje, którym oddam swój czas bardzo dokładnie. Niejednokrotnie wpadam przy tym w błędne koło, poświęcając na czytaniu recenzji niemal tyle samo godzin, co czas trwania samej gry. Poza tym pieniądze na hobby i chleb same się nie zarobią. Organizujcie więc czas na gry mądrze lub znajdźcie pracę, która pozwoli wam zarabiać na graniu. Albo napadnijcie na bank - to chyba bardziej realne niż pozostałe opcje. Przynajmniej w moim przypadku.

O autorze
sandmann21sandmann21
67 7

Fan komiksów, kinematografii i gier, w które gra odkąd pamięta. Pykał praktycznie na każdej platformie od SNES, poprzez PSOne, na PC kończąc. Obecnie zamienił myszkę i klawiaturę na pada od PS3 i z dumą nazywa się konsolowcem.

0 Komentarzy

Dołącz do zespołu Gamedot

Jesteś graczem? Interesujesz się branżą gamingową? Chciałbyś pisać o tym co Cię interesuje?

Dołącz do redakcji gamedot.pl i dowiedz się co możesz zyskać. Prześlij nam próbny tekst i kilka słów o sobie na adres [email protected]