Ja pier**le, ku**a mać - czyli co mnie denerwuje w grach - Publicystyka

03
sandmann21

Polacy mają we krwi narzekanie. Taka prawda. Ciężko nam dogodzić i praktycznie w każdej, nawet najbardziej pozytywnej sytuacji, ujawnia się nasz niebywały talent do znajdowania w niej negatywów. Jeżeli na ten przykład na dworze świeci słońce, to jest duże prawdopodobieństwo, że dla co najmniej połowy rodaków świeci ono za mocno. Analogicznie sytuacja ma się z grami i w sumie nie zliczę ile razy wkurzyłem się na coś podczas grania.

 

Moje pierwsze wku***enie objawia się zazwyczaj tuż po włączeniu nowej gry, która na „dzień dobry” musi pobrać patcha zajmującego nierzadko tyle samo przestrzeni dyskowej, co sama gra. Twórcy strasznie się ostatnio spieszą z wyrabianiem terminów i nie zawsze udaje im się wysłać całość danych do tłoczni. Jestem zwolennikiem starego porzekadła „płacę i wymagam” i naprawdę nie rozumiem takiego olewackiego podejścia. To tak jakby w restauracji zamówić stek, a po otrzymaniu talerza z samymi ziemniakami i sałatką, dostać informację, że mięso będzie gotowe za parę godzin, bo kucharz musi jeszcze skoczyć do sklepu, opi***olić się u golibrody, zagrać z kolegami w kręgle i odebrać dzieci z przedszkola. A my jak debile czekamy i siedzimy na naszych czterech literach nad talerzem zimnych pyr i zieleniny, które bez mięcha nie przejdą nam nawet przez gardło.

 

Po stanowczo za długiej drodze przez mękę, jakim jest ściąganie tego, czego twórcy nie zdążyli łaskawie nagrać nam na płytę, czeka mnie kolejne rozczarowanie. Ja rozumiem, że w obecnych czasach praktycznie wszędzie się trzeba logować, ale przechodzenie przez kolejne etapy włączania gry, która z założenia ma być bezproblemowa, są już śmieszne. No bo odpalam Far Cry 4 ale zanim znajdę się w Kyracie musze jeszcze zalogować się do PSN. Po udanym połączeniu się z owym kontem czeka nas sprawdzanie zawartości dodatkowej i pobieranie danych z uPlay. Dopiero wtedy, gdy gra sprawdzi już wszystkie funkcje sieciowe, możemy włączyć rozgrywkę w cholernym trybie JEDNOOSOBOWYM. Genialne. Podobnie sytuacja ma się zresztą w Assassin’s Creed Balck Flag, Mortal Kombat a także w Twisted Metal, gdzie gra za każdym, ale to każdym ku**wa razem sprawdza serwery i przepustowość łącza zanim pozwoli nam w ogóle zobaczyć menu główne. Czy ta opcja spełnia jakieś inne, poza doprowadzaniem mnie do szewskiej pasji, funkcje?

 

Dramatyczna rekonstrukcja tego co sie dzieje gdy włączam jakąkolwiek ku**a grę.

 

A gdy już wkońcu grę odpalimy to zazwyczaj czeka nas jeszcze przydługawy tutorial traktujący nas jak upośledzonego kretyna z niepełnym podstawowym, który w obecnych czasach jest częścią kampanii i nie da się go jakkolwiek pominąć (Blood Dragon świetnie to wypunktował).

 

No dobra, gra się zainstalowała, 'apdejtowała', zalogowała, włączyła i oddała nam kontrolę. Co teraz? Zazwyczaj wielkiego wyboru nie mamy gdyż niewidzialne ściany prowadza nas dokładnie tam gdzie zaplanowali twórcy. Ciągle nie pojmuję, jak można przy całym dążeniu do fotorealizmu, zaawansowanej fizyki, świetnych detali otoczenia i genialnej animacji, blokować ruchy bohatera jakimś pancernym krzakiem albo, o zgrozo, taśmą policyjną lub polem siłowym niczym w Arkham Asylum. Albo bawimy się w otwarty świat i możemy wcisnąć się w każdy zakamarek albo wrzucamy naszego herosa w tunel ogrodzony ścianami z pieprzonych cegieł, które mają większe zastosowanie praktyczne niżeli gęsty las, przez który jakimś cudem nie można przepchnąć swojego cyfrowego dupska.

 

Gacek ma biceps wielkości małego państtwa w Afryce ale taśma stanowi dla niego barierę nie do pokonania...

 

No i nie mogę też nie wspomnieć, że przez lenistwo programistów, praktycznie każda gra na poziomie wyższym niż normalny ma niestety w zwyczaju, delikatnie rzecz ujmując, robic nas w ch**a. Chodzi o to, że wraz ze wzrostem trudności, nienaturalnie podkręca się statystyki przeciwnika, a gra nagina fizykę na swoją korzyść czyniąc potencjalnego wroga nadludzko odpornym i diabelnie celnym (zapewne miłośnicy serii Dark Souls właśnie wycierają ślinę z podbródka). Generalnie nie byłoby nic złego w wesoło hasającej po mapie bandzie terminatorów gdyby nie fakt, że ich iloraz inteligencji wciąż pozostaje na poziomie ślimaka winniczka. Zawodowi zabójcy zachowują się jak jakieś pancerne lemingi, które mimo iż są zaj***ście silne, wciąż idą bez zahamowania ku swej zgubie. Ch*j więc strzela jakąkolwiek taktykę bo najprawdopodobniej albo dostaniemy kulką prosto w łeb zanim zdążymy się wogóle dostać pod obóz nieprzyjaciela albo wywabimy tych debili z ciepłego kur**dołka i ściągniemy ich zza rogu, jednego po drugim, bez wkładania w tę czynność specjalnego wysiłku. Chyba tylko twórcy Obcego Izolacji i The Last of Us się przyłożyli i stworzyli naprawdę świetna sztuczną inteligencję.

Nie będę tu nawet wspominał o pierdołach typu niemożność poruszania się w tempie postaci sterowanej przez grę lub błędną detekcję kolizji z obiektami. Takie kwiatki zwyczajnie można by wyliczać bez końca, ale ja chyba powoli się do nich przyzwyczaiłem.

 

Najśmieszniejsze jest jednak to, iż pomimo tego ciągłego narzekania i jojczenia na irytujące rzeczy w grach i tak nie mogę się doczekać by znowu w nie pograć. Trąci to lekką hipokryzją, co nie?

Nawet teraz, gdy para już ze mnie uszła, odczułem nieodpartą ochotę odpalenia najnowszego Far Cry'a by znów radośnie wyrzynać średnio rozgarniętych żołnierzy. Najpewniej znowuż zza rogu. Jednego po drugim. 

O autorze
sandmann21sandmann21
67 7

Fan komiksów, kinematografii i gier, w które gra odkąd pamięta. Pykał praktycznie na każdej platformie od SNES, poprzez PSOne, na PC kończąc. Obecnie zamienił myszkę i klawiaturę na pada od PS3 i z dumą nazywa się konsolowcem.

0 Komentarzy

Dołącz do zespołu Gamedot

Jesteś graczem? Interesujesz się branżą gamingową? Chciałbyś pisać o tym co Cię interesuje?

Dołącz do redakcji gamedot.pl i dowiedz się co możesz zyskać. Prześlij nam próbny tekst i kilka słów o sobie na adres [email protected]