Pierwsza części tytułu tegoż tekstu, to tak naprawdę moje słowa, które wypowiedziałem sam do siebie, ściskając pada w dłoniach w pewny ciepły sierpniowy wieczór. Oglądając moje własne, osobiste, ukształtowane moimi licznymi wyborami zakończenie, zacząłem bić się z myślami. Czy to naprawdę się stało? Czy tak wygląda finał tej zajebistej historii? Wow!
Chyba nie muszę nikomu uświadamiać, że w tekście zatytułowanym „o zakończeniu Wiedźmina” będę opisywał finał historii Geralta. Ze szczegółami. I wiem, że zakończeń jest więcej, ale po co psuć sobie frajdę, bo a nuż komuś trafi się dokładnie ten sam finisz co mnie.
Ale przejdźmy do konkretów
[Uwaga! Tekst zawiera sporą dawkę spoilerów. Jeżeli jeszcze nie ukończyłeś Wiedźmina 3, to dodaj ten tekst do zakładek i przeczytaj go później]
Ciri przeszła przez portal w wieży, aby walczyć z Białym Zimnem i żadne słowa wypowiedziane przez naszego protagonistę nie były w stanie odwieźć jej od tej decyzji. Co stało się po drugiej stronie teleportu nie zostało nam pokazane, lecz dane nam było zobaczyć skutki tego kroku.
W mojej wersji gry, władzę nad Geraltem odzyskujemy tydzień późnej w Vellen. Złote liście powiewały na wąskich gałęziach drzew, a w oddali słuchać było dziwne odgłosy. Szybko się okazało, że owe dźwięki wydawał żerujący wilkołak. Na jego szczęście był rozumną bestią, a takich nie winno się zabijać bez konkretnego powodu, którego ten osobnik mi nie dał. Rozmowa z nim dała mi za to bardzo cennych parę linijek tekstu, po których mój pad prawie wylądował na podłodze, gdy moje zwiotczałe od szoku palce nie były w stanie utrzymać jego ciężaru.
-Co ci zrobiła ta wiedźma?
-Ukradła mojej córce medalion
-Jeśli mogę… Po co ryzykować. Wiedźma będzie walczyć jak zaszczuty rosomak. Może cię okaleczyć, Nawet zabić. Kup dziewczynie nowy wisiorek. Z czasem przejdzie jej smutek.
-Nie przejdzie. Córka nie żyje
Że jak? Ciri nie żyje? - powiedziałem sam do siebie. Moja inicjalna radość ze zbliżania się do finału historii zmieniła się w plątaninę myśli i powtarzaniu jak mantry słów „gdzie popełniłem błąd”. Poszedłem więc za wilkołakiem, który miał mnie zaprowadzić do wiedźmy, na moją ostatnia bitwę. Tak naprawdę od tego momentu zacząłem traktować moją ostatnia podróż jak katharsis. Pomyślałem, że w tym momencie mogę naprawić krzywdy, jakie wyrządzałem bestiom i choć trochę stępic ból, jaki zacząłem dzielić z moim wirtualnym alterego. Po krótkiej podróży trafiliśmy na obóz wieśniaków, którzy uwięzili jedno ze szczeniąt wilkołaka, zadając mu niepotrzebne męki. Widać było że chłopami kieruje rządza zemsty, a nie dobro mieszkańców wsi i złapany w sidła wilk to jedynie przynęta na większa zwierzynę.
Nie zastanawiałem się długo. Rzucając wzrok po zapyziałych mordach chłopów, oczami wyobraźni widziałem każdego z nich martwego, w kałuży własnej krwi i flaków. Po bardzo krótkim pojedynku, wizja z mej głowy zmaterializowała się i każdy wieśniak leżał teraz sztywny, pozbawiony jakiejś części ciała.
Wilka nie dało się jednak uratować. Napompowany adrenaliną i mieszanką smutku i złości podążałem dalej za moim nowym, futrzanym przyjacielem w głąb bagien, do domu wiedźmy.
Na miejscu Prządka już na mnie czekała. Widziała me nadejście w wizjach i nie omieszkała mi zdradzić finału jej snu.
-Wróżby nie kłamią… Nie przeżyjesz tej walki.
Uśmiechnąłem się sam do siebie jakby chcąc powiedzieć „to się jeszcze okaże”, po czym przeszedłem do tego, co wiedźmini robią najlepiej. Gdy po krótkiej walce, każdy potwór i wiedźma leżeli bez tchu na ziemi, poszedłem szukać mojej zguby. Z niedowierzaniem i nutka nadziei obserwowałem jak Geralt z wściekłością demoluje domostwo prządki w poszukiwaniu medalionu, który Ciri zabrała Vesemirowi po bitwie w Kaer Morhen. Gdy w końcu wisiorek znalazł się w posiadaniu wiedźmina, ten rzucił swój miecz, usiadł a wyraz jego twarzy mówił wszystko. I wtedy zrozumiałem. On nie przyszedł się mścić, czy uwolnić świat od kolejnych potworów. Geralt z Rivii, legendarny Rzeźnik z Blaviken, przyszedł tu po prostu umrzeć. W tym momencie okazało się, kto dla wiedźmina był najważniejszy. Nie Yen, nie Triss i nie żadna z wychędożonych rzez niego niewiast, ale jego córka, której nigdy nie mógł mieć. Bez niej, Geralt nie widział sensu w dalszej egzystencji. Wraz ze śmiercią Ciri, Geralt stracił światło swojego świata, którego nawet Yen nie umiała rozpalić.
Gdy kamera oddalała się, a Geralt schował swoje oblicze w dłoniach, naszym oczom poczęła ukazywać się coraz większa chmara potworów, chcących wgryźć mu się w tętnice. To koniec. To naprawdę koniec, bez holywooudzkiego, pieprzonego happyendu.
To zakończenie trawiłem parę dni. Zastanawiałem się czy na taki finał zasługuje nasz protagonista. Po tylu godzinach spędzonych razem, nawiązałem z tą zbitką pikseli szczególną więź, a jej dylematy stały się także moimi. Z jednej strony nie lubię przesłodzonych happyendów gdyż życie nie jest takie piękne w rzeczywistości. Z drugiej, po tylu przejściach ta dwójka chyba zasługiwała żeby wieść beztroski żywot.
Potem do mnie dotarło. Świat, po którym poruszał się Geralt nie należał przecież do przyjemnych. Wszak każda postać, z która nawiązaliśmy kontakt była dotknięta przez jakąś tragedię. Dzieci często nie dożywały swoich 10 urodzin, mężowie byli dekapitowani za krzywe spojrzenie, żony gwałcone, królowie mordowani, a biedni głodowali lub byli rozszarpywani przez ghule. Dlaczego Geralt miał mieć lżej? Ten brudny świat dotykał wszystkich i wydawało się sprawiedliwe, że dotknął też wiedźmina a co za tym idzie, także mnie.
Gdy już pogodziłem się z finałem i zacząłem z niego czerpać swoistą satysfakcję, począłem myśleć, co doprowadziło do tego stanu rzeczy. Przecież chroniłem Ciri, broniłem ją przed niebezpieczeństwami, uspokajałem gdy się denerwowała, troskałem się i martwiłem i wiecie co? I to właśnie moja nadgorliwość doprowadziła do jej śmierci. Ja, Maciej, dobry facet i uprzejmy typ, zagłaskałem Ciri na śmierć. Dosłownie. Jestem miłym kolesiem, a moja troska zabiła pewność siebie mojej jaskółeczki i to ja doprowadziłem do jej zguby. Widocznie czasami w życiu trzeba walnąć pięścią w stół i być trochę bardziej ostry i szorstki. Zwłaszcza dla osób szczególnie nam bliskich.
Żeby było śmieszniej moja narzeczona, Agata, skończyła grę tego samego dnia, ale jej finał diametralnie różnił się do mojego. Ciri zasiadła na tronie cała i zdrowa, Białe Zimno zostało rozbite a Geralt moczył się w wannie z Yen, z dala od potworów i polityki. Ostatecznie więc z mojej przygody z Wiedźminem wyciągnąłem jeszcze jedną, życiową lekcję. Wygląda na to, że to moja narzeczona, a nie ja, będzie trzymała nasza rodzinę w ryzach swoja twardą acz sprawiedliwą ręką i to ona będzie tym lepszym i mądrzejszym rodzicem.
1 Komentarz
Ciekawe zakończenia, nie miałem pojęcia że aż tak może się to wszystko różnić. U mnie [SPOILER ALERT] Białe Zimno zostało pokonane, przegrany Emhyr zamordowany przez opozycję, Yen z Geraltem na emeryturze gdzieś za górami (i lasami), a Ciri na wiedźmińskim szlaku - po tym jak Biały Wilk nauczył ją już wszystkiego co potrafił. Finał to po prostu odbiór nowego Ziraela od mistrza kowalstwa i wręczenie go Jaskółce, czekającej na nas w karczmie.
I was so happy ^^