Batman v Superman: Świt Sprawiedliwości - recenzja - Felieton

04
sandmann21

Na seans Batman V Superman: Świt Sprawiedliwości poszedłem z umiarkowanymi oczekiwaniami. Naoglądałem się sporo zwiastunów oraz naczytałem ploteczek i informacji na temat filmu i, tak zupełnie szczerze, nie spodziewałem się po produkcji Snydera wiekopomnego dzieła. Ot miał być to solidnie zrealizowany blockbuster stanowiący podwaliny pod powstające dopiero uniwersum DC. Po tylu latach nakręcania się na największy pojedynek gladiatorów, byłem też bardzo ciekaw jak wypadnie on w rzeczywistości. Niestety wychodząc z Sali kinowej po dwu i pół godzinnym seansie dotarło do mnie, że Batman v Superman na każdej płaszczyźnie jest filmem przeciętnym.

 

Głupi i Głupszy

Oś fabularna kręci się wokół narastających obaw przed Supermanem i tym, do czego ten kosmita jest zdolny. Pokazał on wszak już w Człowieku Ze Stali, iż dewastacja miasta, mimo iż częściowo usprawiedliwiona walką z większym złem, nie stanowi dla niego problemu i gdyby chciał, mógłby zniszczyć ludzkość. Jedni wychwalają go pod niebiosa nadając mu rangę równą bóstwom, a inni w obawie przed jego mocą chcą, aby zniknął z naszej planety. Ludzie zaślepieni nienawiścią zdają się nie dostrzegać starań człowieka ze stali, ratującego kotki z drzew oraz ludzi z pożarów i każdą tragedię zwalają niesłusznie na jego obojętność. Reżyser stara się nam chyba wmówić, że Superman stał się ekskluzywnym obrońcą naszej niebieskiej planety i jest on jedyną odpowiedzialną osobą za pokój na ziemi, no a jak zdarzy mu się nie dotrzeć gdzieś na czas, to robi to po prostu z zawiści. Dokładnie takimi samymi pobudkami kieruje się Batman, chcący tego leniwego Supermana ukarać za każda tragedię na świecie.

 

 

No właśnie. Dużym zgrzytem w odbiorze filmu są bardzo kiepsko nakreślone motywy pchające do działań poszczególnych bohaterów lub raczej ich brak, tudzież totalna irracjonalność. Wprowadzenie do tytułowego konfliktu jak i jego zażegnanie, są banalne i ciężko się je widzowi kupuje i bardziej pasują do komedii.

Batfleck w wizji Snydera jest zmęczonym, styranym mścicielem, ściganym przez demony przeszłości, które nie chcą zostawić go w spokoju. Wizualnie zachwyca oraz jest bardzo dobrze zagrany, jednak nawet gra aktorska Afflecka nie była w stanie zamaskować braku logiki, jaki kieruje jego postacią. Batman, jakiego dane jest nam podziwiać na ekranie, cierpi ewidentnie na jakiś kompleks samca alfa, którego krew goreje, gdy w pobliżu pojawi się inny osobnik stanowiący zagrożenie dla ustalonego porządku rzeczy. To człowiek uważający, że każdego, kto może chociażby w jakimś małym promilu stanowić zagrożenie, należy wyeliminować rezygnując z jakiejkolwiek dyskusji - czyli zachowuje się dokładnie na odwrót niż jak powinien człowiek o jego inteligencji. Superman nie dał tak naprawdę żadnego powodu do aż takiej nienawiści ze strony mrocznego rycerza i zupełnie nie pojmowałem jak część ludzi w Metropolis, może pałać aż taką niechęcią do półboga w trykotach. Ten ostatni zachowuje się zresztą także bez ładu i składu przez większość filmu. Często zamiast wziąć sprawy w swoje ręce nasz nadczłowiek prosi o pomoc innych, choć tak naprawdę parę scen wcześniej udowadniał, że tej pomocy wcale nie potrzebuje.

 

 

Lex Luthor to postać, z którą mam dość spory problem. Z jednej strony jest świetnie zagrany, ale z drugiej, persona jaką prezentuje nam Jesse Eisenberg jest mocno oderwana od komiksowego pierwowzoru oraz bardzo zbliżona do przedstawionego u Nolana Jokera. Fani będą wiec narzekać, że to zupełnie inny Luthor od tego papierowego, a niezaznajomionym z literaturą obrazkową może nie spodobać się przesadna inspiracja kreacją Ledgera. Dodatkowo także i jego motywy działań są zupełnie nie jasne i odniosłem wrażenie, że Lex ma być po prostu czarnym charakterem i zwyczajnie robić złe rzeczy jak tylko pojawi się na ekranie..

 

 

Gal Gadot jest i jako Wonder Woman bardzo ładnie się prezentuje i to w zasadzie tyle, co można o niej powiedzieć. Scen z jej udziałem jest bardzo mało, a i samej akcji w wykonaniu tej amazonki jest niewiele więcej niż na zaserwowanych nam zwiastunach. Tym płynnym ruchem chciałbym poruszyć jeszcze jedną kwestię, a mianowicie ilość rzeczy zawartych w zwiastunie promujących Świt Sprawiedliwości. Ja rozumiem, że w dzisiejszych czasach trzeba widza zaciągnąć do kina za wszelka cenę, lecz często, aby pokazać ogrom przedsięwzięcia, zachłyśnięci w swojej dumie producenci, wrzucają do trailerów praktyczne cały film w skondensowanej formie. Takie odczucia miałem kiedy oglądałem Terminator: Genesys, gdzie pokazano o jedną czy dwie sceny za dużo i tak samo czułem się podczas seansu Batman v Superman. Jeżeli nie widzieliście więc jeszcze zwiastunów do Świtu Sprawiedliwości to tego nie róbcie - wystarczy, iż będziecie wiedzieć, że Supcio i Gacek będą się bić. Wszystko inne niech pozostanie słodką tajemnica czekająca na odkrycie dopiero na Sali kinowej.

 

Thrillero-komedio-dramat-sicience-fiction

Dzieło Snydera cierpi też na brak wyraźnie zarysowanej tożsamości, przez co nie wiemy za bardzo jak ten film odebrać. Synder ewidentnie nie mógł się zdecydować czy chce robić film w stylu Nolana czy też ciemniejsza (nie mroczniejszą) wersję Avengersow. Stając pomiędzy thrillerem i bajkowym science-fiction, reżyser otrzymał niestety film, który cedzi proste dialogi w bardzo poważnym tonie, a tego nie da się łykać z powagą, o jaką zabiegał Snyder i ostatecznie źle się jego twór ogląda.

 

 

Starając się nadrobić ogromny sukces konkurencyjnego Marvela, DC zdaje się przyspieszać to, co inni budowali latami. Przez fakt, że to dopiero drugi film w tym uniwersum i czas ekranowy Batman v Superman trzeba było podzielić pomiędzy 3 głównych graczy, przez cały seans towarzyszyło mi uczucie obojętności. Po prostu za mało dano nam okazji by poznać, a co za tym idzie martwić się o losy któregokolwiek z bohaterów. Szkoda, że nadchodzącego solowego filmu z Batmanem nie wydano przed Świtem Sprawiedliwości – wtedy historia wzbogacona by była o większe przywiązanie do tego herosa oraz pomogłoby to nam zrozumieć jego działania. A tak, niezaznajomiony z komiksami widz może poczuć się mocno zagubiony.

 

Nie ma tego złego

A co w filmie się udało? Snyder kreuje piękne kadry i praktycznie każda klatka filmu stanowi osobne, wizualne arcydzieło. Projekty kostiumów także stoją na wysokim poziomie i w żadnej produkcji cyfrowej czy też celuloidowej, nie widziałem lepszego stroju Gacka. Hans Zimmer nie zawiódł od warstwy muzycznej sprawiając, że film brzmi równie ładnie jak wygląda.

Sam wielki finał filmu jest ładny, ale niestety nie jest to nic co by urwało nam głowy. Choreografia i montaż często przypominają Transformersów, co nie jest komplementem. Zupełnie szczerze stwierdzam, że po filmie za 200 baniek spodziewałem się czegoś więcej i na napisach końcowych można poczuć wyraźny niedosyt

 

A więc...

Mimo całej masy grzechówi mojego demonizowania, Batman v Superman nie jest filmem aż tak złym jak go malują, jednak daleko mu do tego, czym mógł być. Na seans dzieła Snydera trzeba iść nastawiając się na przyjemny blockbuster pełen dziur fabularnych i pozbawionych sensu działań bohaterów - wtedy film nabiera kolorytu i można całkiem przyjemnie się na nim bawić. Ja niestety myślałem, że bedzie to dzieło zupełnie innego formatu i się zawiodłem, a z kina wychodziłem ze smutkiem w oczach.

W szkolnej skali ocen Batman V Superman to taka 3 z małym plusem – niby to żaden wstyd przed klasą, ale w oczach rodziców wygląda to tak jakbyśmy poszli po najmniejszej linii oporu.

O autorze
sandmann21sandmann21
67 7

Fan komiksów, kinematografii i gier, w które gra odkąd pamięta. Pykał praktycznie na każdej platformie od SNES, poprzez PSOne, na PC kończąc. Obecnie zamienił myszkę i klawiaturę na pada od PS3 i z dumą nazywa się konsolowcem.

0 Komentarzy

Dołącz do zespołu Gamedot

Jesteś graczem? Interesujesz się branżą gamingową? Chciałbyś pisać o tym co Cię interesuje?

Dołącz do redakcji gamedot.pl i dowiedz się co możesz zyskać. Prześlij nam próbny tekst i kilka słów o sobie na adres [email protected]