Kariera e-sportowca: Bartosz 'Bartas' Tritt - część druga - Publicystyka

00
Bartosz 'Bartas' Tritt

Jeżeli nie czytałeś pierwszej części artykułu to znajdziesz ją tutaj.

 

FIFA 11 to drugi a zarazem największy przełom w całej mojej karierze. Przejście pecetowej FIFY na wyższy poziom ze względu na przeniesienie silnika z konsoli PlayStation 3, spowodowało, że FIFA 11 na PC była bardzo podobna do FIFA 10 na PS3. Jako że grywałem już trochę na konsoli, to sezon zaczął się dla mnie niesamowicie. Już na samym początku wygrałem otwierający go turniej, nie dając szans przeciwnikom.

Następnie odbyły się finały Ligi Cybersport gdzie eliminacje były jeszcze w FIFA 10. Ten turniej to chyba jedyny turniej w historii sceny FIFA, w którym nie było na mnie mocnych. Przyznaję, że wtedy naprawdę masakrowałem rywali. Świeżo upieczony brązowy medalista Olimpiady Sportów Elektronicznych z Chin, w ćwierćfinale dwa razy poległ 6-0. Przy wysokim prowadzeniu nie chciał grać dalej, czułem jego bezsilnosć. W finale wygrałem 7-2 i 2-0, a w całym turnieju strzeliłem 70 bramek tracąc tylko 9. Było to naprawdę niesamowite osiągnięcie, patrząc na osobistości jakie brały udział w zawodach.

Miesiąc po finałach Ligi Cybersport odbyły się Mistrzostwa Polski w Łodzi, gdzie zawodnicy zdążyli już nieco potrenować. Pojawił się także hom3r, który grał bardzo dużo na PS3 w FIFA 10. Był dla mnie tak naprawdę jedynym realnym zagrożeniem na tym turnieju. Obaj wiedzieliśmy, że tylko ktoś z nas może wygrać. Reszta mimo wszystko odstawała. Niestety nadmierna pewność siebie w tym turnieju spowodowała, że ledwo co wyszedłem z grupy i już na samym początku drabinki pucharowej trafiłem na mRN`a. Na jego nieszczęście, w tym meczu zaczęło już wszystko trybić jak trzeba i wygrałem pierwszy mecz 7-2, a drugi już szczerze nie pamiętam, ale dość pewnie(w fazie pucharowej graliśmy do 2 zwycięstw).

 

Podczas finałowego meczu na Lidze Cybersport 2010 z Damianem "xenq" Przybyłą

 

Drabinka poszła mi raz dwa, aż do meczu półfinałowego z hom3rem, który zapamiętam jako jeden z dwóch najcięższych pojedynków w karierze. Bartek był naprawdę w życiowej formie. W pierwszym meczu gładko ograł mnie 0-3 i tak naprawdę wszyscy myśleli, że to on zagra w finale Mistrzostw Polski. Ja, na moje szczęście zacząłem grać tak samo jak hom3r. Wolne rozgrywanie piłki i czyhanie na błąd rywala. W drugim meczu zaowocowało to wygraną 1-0. Przyszedł czas na trzeci mecz. Typowa wojna nerwów. Przy takich meczach wyłączasz myślenie. Nie wiesz co się dzieje obok. Walczysz o sporą kasę (4000zł). Jedyne co widzisz to boisko i biegających po nim 22 zawodników, nic więcej cię nie interesuje.

Trzeci mecz był bardzo wyrównany. Nikt nie chciał stracić gola. Nie pamiętam już czy było 1-1 czy 0-0, w każdym razie skończyło się remisem. Zbliżała się 90. minuta spotkania. Hom3r dostał piłkę gdzieś w obronie i postanowił, że przytrzyma ją do końca meczu w swoim rogu boiska, a następnie zaatakuje mnie w dogrywce. Nie wiem jak to się stało, nie mam zielonego pojęcia ale przy tym rogu boiska udało mi się wyłuskać piłkę. Biegłem w stronę bramki, tam zobaczyłem ustawionego dobrze Drogbę i strzeliłem gola. Nie pytajcie co się stało. Nie byłem w stanie opisać swojej radości, byłem w totalnym szoku. Bartka było mi żal, bo równie dobrze mogłem to być ja. Głupi błąd i strata możliwości zagrania o 1 miejsce. Szok, niedowierzanie, można się popłakać. Typowo, jak na Mistrzostwach Świata...

W finale obyło się raczej bez rewelacji. WyszyN próbował mi przeszkadzać ale skończyło się 4-2 i 5-1. Zostałem Mistrzem Polski i zgarnąłem dość pokaźną sumę 4000 zł oraz 2000 zł za Mistrzostwo Ligi Cybersport.

Czułem, że w tym sezonie mogę pokusić się o wyjazd na Światowe finały World Cyber Games. Co ciekawe było to jedno z moich marzeń od kiedy zacząłem rywalizować na wirtualnych boiskach.

 

 

Eliminacje do WCG zbliżały się nieubłaganie. Stres i presja rosły, żal było nie wykorzystać formy jaką złapałem w FIFA 11. W międzyczasie czołówka sceny spotkała się na finałach Ligi PROCPU. Na tym turnieju widać było, że reszta graczy ma się coraz lepiej. Każdy mecz był już na wysokim poziomie a dojście do finału było bardzo trudne. Mimo to kolejny raz się udało. Półfinałowe mecze z mRN zapadły mi w pamięć. Bardzo wyrównane spotkania z końcowym rezultatem na moją korzyść. Finał z beLu to niestety jedna z moich większych porażek. Maciek dobrał taktykę idealnie pod moją i niestety nic nie mogłem zrobić. Dosłownie nic. Rozniósł mnie w dwóch meczach i to on mógł wznieść czek z tysiącem złotych. Ja natomiast zadowoliłem się 600 zł.

 

Podium turnieju organizowanego przez sklep PROCPU

 

Na przełomie kwietnia i maja odbył się jeszcze finał tzw. Mistrzostw Europy Online. Bardzo długi turniej trwający od listopada. Wiele rund i walka o 400 euro. W finale zmierzyłem się z reprezentantem Niemiec - Poldim. Wygrałem dość pewnie i zostałem oskarżony o bycie laggerem, mimo że gra była czysta. Był to mój największy sukces, międzynarodowy. Jak się jednak okazało, był to dopiero wstęp do prawdziwych sukcesów.

Powoli sezon dobiegał końca, a zarazem zbliżał się najważniejszy turniej w sezonie, na który wszyscy gracze ostrzyli sobie zęby - World Cyber Games 2011. Finały Światowe miały się odbyć w Korei Południowej. Coś niesamowitego. Powiedziałem sobie, że muszę tam być! Dam z siebie wszystko, wygram i pojadę na upragnione finały.

Eliminacje przebiegły zgodnie z planem, dość szybko awansowałem do polskich finałów, w których brało udział 8 osób. 2 grupy po 4 osoby, awans uzyskiwało dwóch graczy. Dość pewnie wyszedłem wtedy z grupy, a najgroźniejsi rywale, którzy byli obecni na turnieju to tradycyjnie hom3r, Roxorek i Versus. Jak można było się spodziewać, ta trójka razem ze mną utworzyła pary półfinałowe.

 

Bartas vs Roxorek

hom3r vs Versus

 

Bardzo zacięte mecze, niesamowite emocje ale na finały mógł jechać tylko zwycięzca (za free), 2 i 3 miejsce mogło walczyć o wyjazd, płacąc samemu koszty związane z przelotem, licencją i zakwaterowaniem.

Ja wyszedłem obronną ręką wygrywając z Roxorkiem po 3 meczach, natomiast mój kolega z organizacji – Versus, uległ hom3rowi, mimo że miał wiele na wygranie tego spotkania. Pamiętam do dziś jak bardzo był zły i zawiedziony. Smutno było patrzeć. Niestety po meczach finałowych i ja byłem zawiedziony, multum sytuacji, ale hom3r odegrał się za Mistrzostwa Polski i miał bilet na światowe finały w Korei. Ja natomiast zapowiedziałem wszem i wobec, że także udam się na finały za swoje pieniądze. Dzień później jeszcze odbyły się Mistrzostwa Europy w Polsce. Jako, że z Polski, dwóch pierwszych zawodników finałów polskich WCG dostawało awans, to udało się załapać i zagrać. Niestety w moim wykonaniu to był totalny niewypał. Przegrane z mało znaczącymi rywalami i mimo, że grupa liczyła 9 osób i 4 z nich wychodziły do dalszego etapu to uplasowałem się dopiero na 5 pozycji...Tragedia.

 

Już po turniejach postanowiłem zrobić zbiórkę społeczności związanej z FIFA, z której udało się uzbierać 550zł, Organizacja DELTAeSports dorzuciła 1000zł. Swoich dorzuciłem tysiąc złotych a brat wspomógł mnie resztą za co serdecznie dziękuję bo jest za co. WYJAZD KOSZTOWAŁ - 6.200zł !! Nazwę to inwestycją w siebie. Podziękowania również należą się Magdalenie Misztal za całą organizację i znoszenie mojej upierdliwości w związku z wyjazdem.

 

Zdjecie przy tablicy wyników na WCG 2011 w Korei Południowej

 

Pojechaliśmy do Korei z ekipą Polsatu. Z każdym dniem napięcie rosło, przede wszystkim dlatego, że była to pierwsza podróż, w której wsiadłem na pokład samolotu... i to jeszcze na 12 godzin. Na tym wyjeździe poznałem świetnych ludzi, przede wszystkim chłopaków ze Złotej Piątki (Kuben, Neo, Loord, Pasha i TaZ). Atmosfera była świetna, dla mnie był to zaszczyt siedzieć w tym gronie. Wszystko było pięknie, ciągłe wsparcie mimo ogromnego stresu, który mi towarzyszył.

W grupie miałem chociażby Brazylijczyka - brązowego medalistę z 2009 roku i V-ce Mistrza Niemiec i to właśnie z nimi grałem najważniejsze mecze. Musiałem wygrać chociaż jeden aby awansować do fazy pucharowej. Niestety z Brazylijczykiem przegrałem gładko 0-3 (ręce mi się trzęsły, że ledwo pada trzymałem :D). Z Niemcem, mimo dużo lepszego pojedynku, w którym tak naprawdę prowadziłem grę, przegrałem 1-2, bo mój Drogba (grałem Chelsea), zamiast uderzyć bombę, postanowił piętkować... Złość, zawód, totalna klapa. A na scenie przekonanie, że wyrzuciłem tyle kasy w błoto... Jak się jednak okazało w kolejnym sezonie, wszystko zaprocentowało...

 

FIFA 12

 

Już na początku sezonu FIFA 12 czułem, że może to być podobny sezon do FIFA 11. Szło mi bardzo dobrze. W EPS, lidze organizowanej przez ESL, udało mi się zdobyć 3 miejsce. Niestety pozostawał niedosyt. Zawsze lubiłem grać z mRN, bo gra układała się na moją korzyść. W pojedynkach o finał stało się jednak inaczej i Marcin dość gładko mnie ograł pozbawiając szans na zwycięstwo w tej prestiżowej lidze.

 

Z czasem natomiast szło mi co raz lepiej i coraz większy automatyzm wkradał się w moje poczynania. Pozwoliło mi na zdecydowanie lepszą grę. Przyszedł turniej w Warszawie. GameFestival, zawody, na które przyjechali tacy obcokrajowcy jak Poldi, z którym grałem już w FIFA 11 podczas finału Mistrzostw Europy Online, a także Krasi - Bułgar z dość dużym doświadczeniem. Rozgrywki według mnie były jednymi z ciekawszych. Poziom turnieju niesamowicie wyrównany, sama śmietanka zawodników. Pamiętam również, że graliśmy bardzo długo w drugi dzień rozgrywek. Koniec końców doszedłem do finału po bardzo męczącej drodze. Niestety nie pamiętam już dokładnych przebiegów spotkań, ale jak to mówią najważniejszy był finał! W nim czekał na mnie Poldi - Niemiec, któremu niestety nikt nie dał rady we wczesiejszej fazie turnieju. Pamiętam też, że prawie wszyscy byli za mną w tym pojedynku - ciekawe czemu? :P Mecze wyrównane, ale niezapomne miny Poldiego kiedy strzeliłem mu bramkę w drugim meczu na 3-0 i przestał grać. Rozwiałem wątpliwości, kto tamtego dnia był lepszy. A od dnia bardzo wiele zależy.

 

Podczas finałów Mistrzostw Polski FIFA 11

 

Chwilę po GameFestivalu przyszedł czas na IV edycję EPS`a. W tym sezonie na finały awansowało 8 osób co było wyjątkiem jeżeli chodzi o ten turniej. Mimo awansu (nie było to trudne) na samych finałach w Zabrzu nie czułem się tak abym miał powalczyć o zwycięstwo. Najbardziej zawiódł wtedy mRN, który bronił tytułu a odpadł już na początku turnieju... ja nic nie musiałem, traktowałem to jako dobrą zabawę. Zresztą jak każdy turniej, mimo to, czasami rączki się trzęsły. Im byłem starszy zabawa była bardziej przednia. Na samym turnieju pamiętam pojedynki z bejottem, który bardzo mocno zaczął sezon (Mistrzostwo Polski FIFA 12, ja natomiast zająłem pechowe 4 miejsce, było to tuż przed wyjazdem do Korei na WCG 2011).

Z bejottem wygrałem w dramatycznych okolicznościach i przez to musiał walczyć w drabince przegranych. Ja natomiast śmiało szedłem rundę za rundą  do przodu. A mecz z bejottem dawał mi już miejsce w finale i rozpoczęcie spotkania finałowego od wyniku 1-0 w meczach (gra do 3 zwycięstw). O finał walczył Versus z bejottem. Ja liczyłem na tego pierwszego z prostego względu, że jest to mój najlepszy kumpel z wirtualnego podwórka! Na szczęście Michałowi udało się wygrać i mogliśmy zagrać tak naprawdę "mecz przyjaźni", w którym tak naprawdę nikt nie odpuszczał centymetra boiska..! Naprawdę super mecze i dużo szczęścia z mojej strony pozwoliło mi zakończyć pojedynek 3-1 w meczach. Za zwycięstwo zgarnąłem super puchar i 1500 złotych!

 

Podium Mistrzostw Polski (razem zwycięzcy na konsoli PlayStation 3 oraz PC)

 

Zbliżały się Mistrzostwa Europy w Kolonii, na które miejsce zapewnione miał Bartek 'hom3r' Piętka jako zwycięzca polskich eliminacji WCG. Jednak po wielu rozmowach i fakcie,że Bartek nie grał już w FIFA, postanowił oddać mi slota (byłem zaraz za nim w eliminacjach) za co po raz kolejny należą się podziękowania! Dzięki Bartek, to był super gest. Na Mistrzostwa Europy wybrałem się z moim managerem majkim i w asyście freak`a, który zmierzał do Koloni na targi. W pokoju zgadaliśmy się także z zawodnikiem z Ukrainy – Yozhykiem, a to dlatego, że zakolegowałem się z nim na WCG w Korei i od tamtego czasu na lanach trzymaliśmy się razem.

 

To był super wyjazd. Nie dość, że zobaczyłem Gamescom - jedne z większych targów gier komputerowych w Europie, to jeszcze jechałem pograć w FIFĘ i walczyć o nagrody. Wyjazd dopięty na ostatni guzik, niczego nam nie brakowało. Już na wstępie w czwartek dostaliśmy wejściówki vipowskie od niemieckiego organizatora mimo, że przysługiwało nam wejście od piątku.  Przy okazji obejrzeliśmy zmagania Niemców do WCG w Chinach, które odbywało się w grudniu 2012 roku. U nas w Polsce do eliminacji było jeszcze około miesiąca. Pooglądaliśmy i pojechaliśmy się wyspać po 16-godzinnej podróży.

 

Z Arturem 'nerchio' Blochem - graczem StarCraft 2 na tle klasyfikacji medalowej

 

Następnego dnia zaczynały się rozgrywki. Pierwszy mecz czekał mnie z "outsiderem" grupy, podszedłem na luzie i o mały włos się to nie zemściło... Pojedynek wygrałem dopiero w końcowych minutach 2-1. Następny mecz grałem  z Ty Waltonem, który znany był z długiego rozgrywania piłki. Niestety ten pojedynek po pechowej bramce przegrałem 0-1. Pozostawał ostatni mecz z najbardziej doświadczonym z całej trójki - Rumunem Ovvy. To był mecz o być albo nie być w turnieju. Musiałem wygrać albo mogłem się zbierać do domu. Na szczęście motywacja i skupienie pozwoliło mi wygrać 2-1 i tym samym awansować do fazy pucharowej z 1 miejsca. W turnieju miała miejsce przykra sytuacja kiedy to Holender z Austriakiem zagrali na ustawkę 2-2 i wyeliminowali z dalszych rozgrywek Ukraińca. Pamiętam do dziś jak w hotelu klął na Austriaka. Niezapomnianę! A klął po polsku! HA! Mistrz! Następnego dnia kiedy rozgrywała się już faza pucharowa, los tak chciał, że trafiłem na Mirodeniro (Austriak z ustawki) po dość gładkich meczach 3-0 i 2-0 awansowałem do półfinału gdzie czekał na mnie Bułgar Krasi!

 

Mecze z Krasim można by opisać w oddzielnym artykule z podziałem na przebieg meczu i na emocje, które temu towarzyszyły. Pierwsze spotkanie to tak naprawdę wyczuwanie jednej  i drugiej strony. Pierwszą bramkę strzelił Krasi z rzutu karnego. Ten mecz był jednak całkowicie pod moją kontrolą i mimo prowadzenia Bułgara, to ja wygrałem 2-1. Przeciwnik doskonale wiedział, że musi coś zmienić bo gra mu idzie. Zmiana była dość istotna, bo była to zmiana drużyny z Brazylii na Real. Wybiło mnie to totalnie z rytmu i przegrałem aż UWAGA! 0-7. Niesamowity pogrom, ale trzeba było się szybko pozbierać i walczyć w trzecim  meczu. Jak się okazało nie wystarczyły 3 mecze do wyłonienia zwycięzcy. W FIFA 12 nie przewidziano dogrywki w trybie internetowym, dlatego też gdy w trzecim pojedynku padł remis, graliśmy spotkanie od nowa. Na domiar złego w czwartym meczu znów padł remis 1:1 i czekał nas piąty pojedynek. Gra nerwów, nikt nie  chciał się otwierać na rywala. Oczy wpatrzone w monitor, doping Ukrainca, flaga  Polski rozwieszona na komputerze. Emocje były wręcz nie do opisania. Tyle meczów, a ani na moment nie można było się zdekoncentrować bo groziło to zakończeniem walki o złoto. W piątym meczu dość szybko wyszedłem na prowadzenie 1-0. Wynik utrzymywałem dosyć doługo. Nerwowe ataki Krasiego nie przynosiły efektów. Niestety około 70. minuty doprowadził do wyrównania. Czas leciał a wszyscy już szykowali się na kolejny mecz. W ostatnich minutach a dokładniej w  w 85., udało się zaskoczyć rywala i wpakować mu piłkę do siatki. W 90. minucie kiedy było niemal pewne, że to ja zagram w finale, Yozhyk (Ukraina) krzyczał mi przed monitorem, że mam szanować piłkę, ja natomiast tak zwinnie  przemieściłem się po linii bocznej boiska pod bramkę rywala że w ostatniej minucie postawiłem kropkę nad "i" strzelając trzecią bramkę i tym samym awansując do finału Mistrzostw Europy w Koloni!

 

 

W finale po raz kolejny spotkałem się z Rumuńskim graczem o pseudonimie Ovvy, z którym w grupie wygrałem 2-1. Przed meczem już zapowiedział, że to będzie rewanż za pojedynek grupowy i mam się przygotować na ciężki bój. Jak powiedział tak zrobił, w pierwszym meczu obnażył wszystkie moje słabości, a przede wszystkim idealnie dobraną taktyką pod moje 4-2-3-1. Pierwsze spotkanie padło jego łupem 2-0. W drugim spotkaniu gra była już bardziej wyrównana, a to za sprawą zmiany ustawienia na 4-1-2-1-2, czyli takiego samego jakim grał Ovvy. Mimo szybko strzelonej przez niego bramki potrafiłem się podnieść i doprowadzić do wyrównania. Niestety w 90. minucie strata bramki z rzutu rożnego zadecydowała iż złoty medal powędrował do Ovvy`iego.

 

Koniec części drugiej

 

0 Komentarzy

Dołącz do zespołu Gamedot

Jesteś graczem? Interesujesz się branżą gamingową? Chciałbyś pisać o tym co Cię interesuje?

Dołącz do redakcji gamedot.pl i dowiedz się co możesz zyskać. Prześlij nam próbny tekst i kilka słów o sobie na adres [email protected]