Dlaczego nie używam headseta - czyli o tym jak łatwo sie dowiedzieć się z kim spała twoja matka - Publicystyka

00
sandmann21

Jestem człowiekiem wybuchowym. Bardzo. Jeżeli jakimś nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności traficie na mnie na ulicach Poznania to szykujcie się na liczne wiązanki wycedzane przez lekko uchylone szyby auta skierowane zazwyczaj do rowerzystów i przejezdnych, którzy prawo jazdy znaleźli chyba w Happy Mealu. Do szewskiej pasji doprowadzają mnie zwłaszcza ludzie, którzy na ulicach okazują się większymi cwaniakami niż ja i wykonują manewr znacząco skracający im drogę, a na który to ja sam nie wpadłem. O dziwo zupełnie inaczej sie zachowuje gdy gram i wcale nie czuje wtedy potrzeby by przypomniec komuś do czego służy penis. Fakt jest jednak taki, że większośc dzisiejszych graczy uwielbia słowne utarczki.

 

Szalony rok 2000

 

Do najmłodszych graczy nie należę wiec w odróżnieniu od panoszącej się obecnie po sieci gimbazy pamiętam jeszcze czasy, gdy prędkość łączy internetowych charakteryzowało się przedrostkiem ‘kilo’ a nie ‘mega’ a na podłączeniu do dobrego serwa spędzało się więcej czasu niż na samej grze. Nikomu wtedy nie przeszło nawet przez myśl by marnować cenne bajty danych na przesyłanie czegoś tak trywialnego i niepotrzebnego jak nasz głos na drugi koniec świata. Aby komuś pojechać wystarczył więc albo bardzo dobry skill, który stawiał delikwenta na zasłużonym końcu tabeli albo wciśnięcie magicznej literki ‘T’ na klawiaturze uruchamiającej archaicznego czata tekstowego. Tak naprawdę, aby grać i pisać jednocześnie potrzeba było większych umiejętności niż do zaliczenia w Unreal Tornamencie heada rakietnicą.

 

Stary dobry UT

 

Inaczej sytuacja wyglądała, gdy ustawialiśmy się z kumplami na LANowe imprezy w Cossacks, podczas których można było wyżyć się słownie zwyczajnie drąc japę na całą kafejkę. Dobrego kolegę poznawało się wtedy po tym, iż na stwierdzenie ‘miałeś fuksa gruba d**wko” nie wybuchał gniewem, lub co gorsza płaczem, ale ze stoickim spokojem i z zasobem słownictwa profesora Miodka po paru piwach, tłumaczył nam co i kiedy robił naszej matce. Piękne czasy. Hejt wtedy był jednak inny gdyż ograniczał się wyłącznie do grona kumpli od browara, a nie do nieznanej nam anonimowej gawiedzi, która nijak nie mogła nam w pysk strzelić, gdy z jakimś żartem przegięliśmy.

Potem nastał czas, gdy skrzeczące modemy, które okupowały jedyną w domu linię telefoniczną, zaczęły być powoli wypierane przez Internet z kablówki i nieustannie rosnące prędkości przesyłu danych. Do gier zaczął wkradać się czat głosowy, niegdyś instalowany osobno, a do naszych pokoi za pomocą głośników wkraczała cała gama wulgaryzmów i anonimowych trolli z całego świata. Słuchawki z mikrofonem nałożone na głowę nigdy nie były tak niebezpieczne.

 

Headset VS AK47

 

 

K**wa j**ana mać!

 

Hejtowanie leży w naszej naturze. Jest to tym bardziej widoczne im gorzej nam w jakieś dziedzinie idzie i musimy najzwyczajniej w świecie dowartościować się chociażby naszą znajomością anatomii męskiej i jej szerokim zastosowaniem, zwłaszcza na twarzy naszego rozmówcy. Wystarczy wybrać się na pierwszy lepszy mecz naszej ‘ekstra’ klasy. Ba. Mam nawet kolegę, którego głównym zajęciem po zakupie PS3 nie było windowanie umiejętności w grze, ale jechanie po ludziach w trybie wieloosobowym w GTA IV, nie patrząc przy tym wcale na punkty. Liczył się tylko i wyłącznie dobry pocisk, suto zakrapiany alkoholem. Co gorsza inni gracze też podłapywali tę ideę i w pewnym momencie na planszy już nikt nie biegał i nikt nikogo nie zabijał. To było jak oglądanie programu Yo momma puszczanego niegdyś w MTV, z tym że tutaj zwycięzcę określały salwy śmiechu innych graczy. Nawet nie wyobrażacie sobie jak dziwne było granie w tą osobliwą odmianę deathmatcha, którą dumnie ochrzciliśmy mianem hatematch. Z tego doświadczenia oprócz marskości wątroby, wyniosłem też cały zeszycik angielskich przekleństw, który do dziś służy mi pomocą na różnej maści forach.

W sumie niedaleko nam od momentu, kiedy to z hejtu w sieci zrobi się kolejny sport pokroju TFC:

 

 

Duża oglądalność gwarantowana. Na dodatek Polacy, w odróżnieniu od naszych piłkarzy, mieliby naprawdę realne szanse na podium i zaszczytny tytuł ‘złotoustych’.

 

Jak z walczyć z buractwem?

 

Nie zrozumcie mnie źle. Rozmawianie z kolegami z drużyny podczas gry jest świetną sprawą gdyż pozwala na łatwiejsze i dokładniejsze opracowanie taktyki na drużynę przeciwną. Za pomocą headseta można z łatwością poinformować innych o pozycji wroga oraz ustalić sposób jego eliminacji. Okazuje się to bardzo przydatne w grach pokroju Counter Strike gdzie dobra ekipa to podstawa.

 

Counter Strike to gra drużynowa

 

Jednak gdy cierpimy na niedostatki przyjaciół by zapełnić wszystkie sloty w teamie, przez losowo dołączanych do gry buraków często nie zauważamy wielu plusów komunikacji głosowej. Ja, jako miłośnik rozwiązań łopatologicznych, na wszelkiej maści kretynów proponuje jedno skuteczne rozwiązanie, które każdy z nas ma obecnie w zasięgu ręki: telefon komórkowy. Wiem jak głupio może to brzmieć, ale gdy chce pogadać z kumplem w tej samej drużynie to zamiast zajmować łącze niepotrzebnym rzucaniem mięsa, wole włączyć zestaw głośnomówiący i zwyczajnie w świecie zadzwonić. Unikam w ten sposób ludzi, którzy w Killlzone 3 puszczają Lil’ Jona w tle lub gaworzą po hiszpańsku czy francusku i nawet na sekundę nie przełączą się chociażby na ten głupi angielski. Dodatkowo zwiększam swoją imersję z pikselowym polem walki i wmawiam sobie, że korzystam z zabezpieczonej linii i wróg nas nie podsłuchuje. Głupie nie?

 

A więc...

 

W odróżnieniu od konfrontacji twarzą w twarz, podczas grania w sieci mamy wybór czy chcemy wymieniać się z naszymi kompanami ‘uprzejmościami’ czy też nie. Wyłączając czat możemy zwyczajnie skupić się na naparzaniu spustem a nie naszą szczęką i grać tak jak chcieliby tego twórcy gry. I ja właśnie ten sposób potyczek preferuje.

Jeżeli jednak z jakiegoś powodu cierpicie na poważny brak wulgaryzmów w waszym słowniku i pragniecie podszkolić się w trudnej sztuce jechania ludziom po matkach, to najprostszym sposobem na nadrobienie zaległości, jest włączenie gry pokroju Battlefield lub Call Of Duty koniecznie w trybie wieloosobowym i bezwzględnie z headsetem na głowie.

Tymczasem ja zaraz wybieram się na miasto, wiec zatkajcie dzieciom uszy i niech dobry Bóg ma was w opiece.

 

 

 

Autor: Maciej 'sandmann21' Gensler

Fan komiksów, kinematografii i gier, w które gra odkąd pamięta. Do dziś wspomina swoje początki na Pegasusie, legendarną Amigę i długie godziny spędzone na grze w Lotusa czy Superfroga. Pykał praktycznie na każdej platformie od SNES, poprzez PSOne, na PC kończąc. Obecnie zamienił klawiaturę i myszke na Dualshocka od PS3 i z dumą nazywa siebie konsolowcem.

O autorze
sandmann21sandmann21
67 7

Fan komiksów, kinematografii i gier, w które gra odkąd pamięta. Pykał praktycznie na każdej platformie od SNES, poprzez PSOne, na PC kończąc. Obecnie zamienił myszkę i klawiaturę na pada od PS3 i z dumą nazywa się konsolowcem.

0 Komentarzy

Dołącz do zespołu Gamedot

Jesteś graczem? Interesujesz się branżą gamingową? Chciałbyś pisać o tym co Cię interesuje?

Dołącz do redakcji gamedot.pl i dowiedz się co możesz zyskać. Prześlij nam próbny tekst i kilka słów o sobie na adres [email protected]