Kiedy twórcy No Man's Sky zapowiedzili szacunkowe rozmiary świata gry, który rzekomo przekraczać będzie wszelkie możliwe skale i wyobrażenia, gracze zadali jedno pytanie. Czy przestrzeń, na zwiedzenie której potrzeba będzie wyabstrahowanej liczny 5 miliardów lat, nie będzie pusta i samotna. Otóż najprawdopodobniej będzie, ale wszystko ma swoje uzasadnienie.
Czy wydaje się wam że zwiedzanie ogromu nieznanego ludzkiemu oku wszechświata zachowałoby swój klimat, gdybyśmy to robili przy piwku z kumplami w akademiku? Raczej nie. Wychodząc z tego założenia, twórcy gry uznali, że miejsce startu w nieskończonej przestrzeni będzie przydzielane losowo, co niemalże wyeliminuje możliwość spotkania się ze znajomymi w trakcie rozgrywki. Co to da?
Ano, niesamowite poczucie samotnej podróży w nieznane, gdzie w oderwaniu od konwencji rzeczywistości pozawirtualnej, skazani będziemy na interakcję wewnątrz świata gry, nastawioną na maksymalną immersyjność świata gry.
Jak dla mnie bomba. Wszechświat to raczej wielkie i samotne pustkowie, a zadaniem odkrywcy jest zrozumieć dlaczego w zasadzie odkrywa.
Oby tylko nadzieje nie okazały się płonne. Oby po raz kolejny z Lema nie wyszedł jakiś straszny Interstellar...
Źródło vgn247.com
10 Komentarzy
Co jest nie tak z Interstellarem?
miłość :D
absolutnie wszystko xD
@Cascad:
Y, ale tam tego za wiele nie było, trochę bajdurzenia o tym że miłość pokonuje czas i przestrzeń ale nic kluczowego dla fabuły.
@freeqstyler:
nie, no naprawdę - ani trochę
Chciałabym Was nazwać humanistami - ignorantami, ale się wstrzymam - ups, nazwałam! Serio? Jakim człowiekiem trzeba być, żeby z naprawdę dobrze zrobionego kina sci-fi, gdzie w ramach symulacji kosmosu faktycznie zasymulowano lata ciężkich obliczeń autentycznego fizyka, złożoności fizycznej (zastanawiało was dlaczego na planecie zbliżonej do czarnej dziury tak bardzo, że aż w momencie spędzenia tam godziny na Ziemi minęło 7 lat, załogi nie rozwaliło? Kiedy załoga sie tam znalazła gradient sił grawitacyjnych rozkładał się w nich w specyficzny, dyskretny sposób - skąd to wiemy - do filmu wydano książkę opisującą wszystkie niuanse) oraz całkiem nieźle (jak na film) przeniesionej psychiki ludzkiej pędzącej za rozwojem technologicznym czy specyficznej apokalipsie i świetnej inspiracji Odyseją Kosmiczną, wyciągać tylko tę p........a miłość, której równie dobrze mogłoby tam nie być o.0 Swoją drogą polecam recenzję Dukaja - facet zna się na hard sci-fi trochę lepiej od laików z filmwebu i nawet on docenia fakt, że film, pomimo harlequinowej laurki nie jest typową sieczką z superbohaterami i wojnami między kiczowatymi humanoidalnymi robotami.
@chinemantis:
Recenzja Dukaja faktycznie rzuciła trochę jasnego światła na nowy film Nolana, ale szczerze i tak wszystko prowadzi mnie do wniosku że Interstellar nie broni się ani jako sci-fi bo jest na to zbyt napompowany, tandetny i papierowy, ani jako widowisko, mimo całkiem uczciwego designu w kwestii przedstawionej rzeczywistości. No i przede wszystkim jest tragicznie zagrany i całkowicie nieudany w kwestii prowadzenia narracji. Z Odyseją ma tyle wspólnego co E3, z bazarem na stadionie dziesięciolecia, a miłość musiała tam być,bo stanowiła punkt centralny smutnego widowiska o jeszcze smutniejszym pilocie, który nie chciał być farmerem, a pozostał bardziej harcerzykowaty niż spiderman z lat 60-tych. Spory potencjał absolutnie zmasakrowany, przez jeden z najbardziej tandetnych scenariuszy w historii i zaskakująco drewniane aktorstwo absolutnie wszystkich na których można było liczyć. Naprawdę liczyłem na coś wielkiego, naprawdę dostałem po twarzy w trakcie seansu.
Dobra, w sumie może przesadziłam z jadem w komentarzu - tym bardziej, że idąc na ten film skupiłam się bardziej na całej otoczce fizyczno-naukowo-astronomiczno-kosmologicznej. I, też nie szłam do kina z nastawieniem, że zobaczę coś wielkiego, więc może też stąd wynika moja postawa obronna. Ale nie krytykowałabym filmu aż tak, bo miał swoje dobre momenty. Ogólnie rzecz biorąc, jakby w.......y z niego tę całą papkę o miłości (nie było jej znów aż tak dużo), a w zamian dać ciekawsze dialogi między załogą dotyczące wyprawy, oraz film zakończyć na wpadnięciu w czarną dziurę przez głównego bohatera, film byłby genialny :D
Hejtowanie Interstellar jest po prostu modne. Jeżeli film Nolana jest taki słaby, to jak to świadczy o ostatnich dziełach z gatunku sci-fi? Może Bullock w kosmosie jest lepsza, a Blomkamp swoim ostatnim filmem wspiął się na wyżyny twórczości? Proszę Was - jak ktoś nie chce oglądać śmieszkujących borsuków albo Lawrence w ubraniu, to ma bardzo ograniczone pole manewru. Ewentualnie zostają jakieś stulejarskie anime, w których wcale a wcale motyw miłości się nie przewija.
Niektórzy ludzie są już po prostu tak zblazowani, że zupełnie nic im nie odpowiada. I tak, mam ból dupska z tego powodu.
Tu chyba chodzi o to, że film jak na kino sci-fi jest przyzwoity, a przez to nie trafia do odbiorców - dla fanów popularnego kina science fiction jest zbyt ckliwy, dla fanów cukierkowych opowieści rodem z Intruzów czy Zmierzchów za mało ckliwy, dla laików naukowych zbyt naukowy, dla świrów naukowych i fanów twardej fantastyki naukowej za mało naukowy... nie dogodzisz :)