The Sims 4 - Recenzje

31
chinemantis

Jako stereotypowa, dziesięcioletnia, słodka (i trochę otyła) dziewczynka, podobnie do większości swoich równieśników (pozdrawiam wszystkie dzieci przełomu lat 90'-00') nałogowo grałam w The Sims, podniecając się cudowną możliwością zabawy w wirtualnego Boga. Simsy pochłaniały mnie - pozwalały mi bowiem na odczuwanie przyjemności z zabawy lalkami bez konieczności sprzątania po zakończeniu figli, posiadania niemalże nieograniczonej ilości "przedmiotów do zabawy" czy możliwości wprowadzenia ich do pięknych domów, gdzie mogłam je bezkarnie zabić. Moja fascynacja The Sims w pewnym momencie zaczęła przeżywać apogeum – pomijając  fakt wydawania ciężko uzbieranych miedziaków na dodatki do gry, masowo ściągałam wszelakie edytory simsowych przedmiotów ­– cóż, gdyby nie fakt, że szczytem finezji było przekolorowanie gazety na oczojebny błękit nieba, poważnie zaczęłabym zastanawiać się wtedy nad zostaniem moderem.

Muszę też przyznać, że z czasem zaczęłam wyrastać z The Sims. Tak, jak z radością przeżyłam pojawienie się The Sims 2, tak część trzecia nie zrobiła na mnie już jakiegoś szczególnego wrażenia. Mimo wszystko, kiedy przydzielono mi do zrecenzowania świeżutkie The Sims 4, w moim sercu pojawiło się ziarnko (a może nawet kamlot) nostalgii i sentymentu do starych, dobrych czasów.

I zacznę od tego, że świadomie nawiązuję tutaj do dwóch pierwszych części serii, gdyż od samego uruchomienia rozgrywki jedna myśl nie dawała mi spokoju. Rzecz działa się już...10 lat temu (właśnie poczułam się naprawdę staro), kiedy to wychodziło The Sims 2, które już przy samym odpaleniu okazywało się być (choć może to były po prostu moje dziecinne odczucia), naprawdę rewolucyjne w stosunku do części pierwszej. Zaczynając od możliwości zmiany perspektywy, pełnej trójwymiarowości, rozwoju potrzeb Simów, a kończąc na edytorze – gra dawała naprawdę ogromne możliwości... A przynajmniej dawała możliwość stwierdzenia, że panie i panowie z Maxis, wykonali naprawdę kawał dobrej roboty.
O The Sims 4 nie mogę tak powiedzieć...

"Twój Sim wygląda dokładnie jak Ty!"

I tak... jestem próżna, lubię śliczne rzeczy, więc edytor Simów wprost zachwycił mnie. No bo... trzeba przyznać, że daje on praktycznie nieograniczone możliwości stworzenia praktycznie dokładnej repliki osób z świata rzeczywistego. Co więcej, wydaje mi się, że pomimo nieco dziwnego interfejsu, jest on dużo bardziej intuicyjny od edytorów z poprzednich części (chyba, że estrogeny i inne progesterony wzmocniły mój skill grania w gry metodą kobiecej intuicji). Co prawda brakowało mi możliwości ustawienia dowolnego wzrostu czy prostego wyszczuplenia twarzy bez półgodzinnej walki o usunięcie końskiej szczęki. W dodatku przerażająca większość ubrań była bardzo brzydka - domyślam się, że założeniem Maxisowej ekipy było dorzucenie kilku co ładniejszych ciuszków w jednym z miliarda dodatków, no ale k***a... W przypadku ubranek "kobiecych" naprawdę trudno było znaleźć coś co nie byłoby babcine lub dziwkarskie, a wśród ciuchów męskich, większość z nich nadawałaby się albo do klubu golfowego albo burdelu, który śmiało możnaby okrzyknąć "gejowską rozkoszą".

"Ten Sim jest zupełnie taki jak Ty"

O "inteligencji" Simów, EA Games trąbiło od... długiego czasu. Jedyną możliwością, by przekonać się o faktycznej inteligencji bohaterów było... stworzenie dokładnej repliki osób, które prawdopodobnie znam najlepiej - czyli siebie i mojego, męczącego się ze mną pod jednym dachem już drugi rok, chłopaka (pozdrawiam Cię, Krzysztof). Pomijając fakt, że po godzinie batalii z edytorem, zarówno ja, jak i Krzysiu wyglądaliśmy niemalże jak my, to dodatkowo, edytor dał mi możliwość wybrania naszych aspiracji i zainteresowań. Cóż, trzeba przyznać, że połączenie psychologii Simów z rozgrywką, cholernie im się udało. Po pierwsze, przy wyborze jakiejkolwiek z aspiracji, mamy do wyboru kilka "ścieżek marzeń", którymi Sim chciałby się kierować. Na przykład, podczas wyboru ścieżki artystycznej, możemy wybrać, czy chcemy, by nasz bohater skupiał się bardziej na muzyce, malarstwie czy pisarstwie. Co więcej, w przypadku dorosłych Simów mamy możliwość dobrania trzech cech dominujących w charakterze. I naprawdę jest to niesamowite – bo pomijając krótki epizod, w którym to straciłam na chwilę Sima Krzysztofa z oczu, a on zaczął flirtować z sąsiadką przypominającą podstarzałą Kim Kardashian, to Simy, nawet nie zmuszane przez moją nadludzką siłę, zachowywały się dokładnie jak my! O tak, o tym warto wspomnieć – gra momentami gra się sama – można by wręcz powiedzieć, że Simy są obdarzone wolną wolą! Co więcej, mają naprawdę rozbudowaną psychikę – do szaleństwa nie doprowadza ich już niewypróżniony pęcherz, głód, czy inne potrzeby, które intuicyjnie zaspokajają sami. Dużo ważniejszą rzeczą jest ich obecny stan emocjonalny, na który wpływają różne czynniki. Kiedy Sim ma ochotę podlizać się w pracy, wraca do domu zdenerwowany, kiedy weźmie gorący prysznic, ma ochotę na pieszczoty... Po niektórych inspirujących rozmowach, Simy stają się skupione – przez co bardzo łatwo nakłonić je do nauki gry na instrumencie lub programowania.

No dobrze, a co z karierą?

...Cóż, nie ucieszą się dzieci, marzące o karierze lekarza czy strażaka – w magicznym świecie Simów nikt nie choruje, a każdy Sim posiada własną gaśnicę (i całkiem niezły strażacki skill). I tak, spośród wszystkich zawodów świata, można przebierać wśród tych "najfajniejszych", jak programista-e-sportsman, artysta stand-upowy czy astronom. Cóż – mnie osobiście wybór tak szalonych karier wcale a wcale nie przeszkadza (tym bardziej, że zawsze było mi bliżej do astronoma czy programisty i strażaka). Pozwolę sobie pominąć milczeniem rzecz, która na strzępki podarła mój sentyment, czyli przebieranie wśród morza karier na smartfonie, zamiast poszukiwania ewentualnej pracy w gazecie, w której zawsze pojawiały się trzy ogłoszenia wybrane na każdy dzień (bez kitu, przez pół dnia moi Simowie szukali pod gankiem gazety).

Jednak, nie ma co narzekać, kiedy w nowym świecie Simowie nie muszą już wychodzić z domu, by zarabiać pieniążki, dorabiając jako freelancer. Wraz z rozwojem umiejętności potrzebnych do rozwinięcia kariery zawodowej, zdobywany punkty umiejętności. Przy przekroczeniu pewnej ilości punktów, nasze umiejętności są na tak wysokim poziomie, by móc wykonywać pewne rzeczy za sporą zapłatę (na przykład malować obrazy, pisać wirusy czy modować gry).

Tak na marginesie, sporo umiejętności możemy zdobywać w niemalże ten sam sposób co w świecie rzeczywistym - na przykład trollując na forach, śmiać się z "czyjeś starej", zapraszając znajomych na jakiś wymyślny trunek czy naprawiając lub ulepszając lodówkę.

The Sims 4 i defekacja

Moim odwiecznym marzeniem było zamontowanie obok siebie dwóch toalet, co umożliwiłoby mi konwersację z najbliższą mi osobą nawet podczas wypróżniania się. Jak nietrudno się domyślić, najbliższa mi osoba była niemalże tak samo skonsternowana jak i obrzydzona moim genialnym pomysłem. Co prawda, z uwagi na brak miejsca w moim Simowym kibelku (oraz konieczność wydania funduszy i rozbudowania domu w związku z narodzinami dziecka), nie udało mi się zamontować drugiej toalety, jednak już po odpowiednim zbliżeniu do siebie dwóch Simów mogłam zauważyć niezwykle ciekawą rzecz, a mianowicie - cudowną wielozadaniowość. Wyobraźcie sobie, do czego to doszło, by podczas załatwiania swoich potrzeb, Simowie mogli nie tylko ze sobą rozmawiać, ale również grać w gry na tablecie! Ba, cokolwiek Simowie robią, mogą przy okazji wykonywać kilka innych rzeczy. Nauka programowania? Tak, ale tylko podczas grupowej konwersacji (podczas której bohater będzie dodatkowo zastanawiać się nad relacjami z sąsiadami). Zajadanie się kanapką z boczkiem - jasne, ale tylko z ukochanym synem przed telewizorem... I nie da się ukryć, że właśnie to jest rzeczą, której faktycznie brakowało mi w poprzednich częściach.

Kamyszek do kamyszka, cegiełka do cegiełki...

Tryb budowania, dla wielu graczy był od zawsze najważniejszym elementem gry (ach, przypominają mi się czasy, kiedy grałam na kodach na 100000$, tylko po to, żeby budować śliczne domki). Nowy tryb budowania z pewnością może spodobać się wielu leniwym graczom, dla których wstawianie gotowego pokoju będzie niczym możliwość pocałowania Pana Boga w palec, ale... no cholera... Co jest fajnego w zakupie całego, wyposażonego pokoju, kiedy cały tryb budowania jest nieintuicyjny niczym fizyka kwantowa? Kilka minut zajęło mi rozszyfrowanie, gdzie i w jaki sposób mogę zbudować głupi pokój na piętrze, następne kilka, to, że przedmioty, które stawały na drodze ścianom zostały magicznie przeniesione do folderu z urządzeniami rodziny (w ten sposób niepotrzebnie kupiłam trzy nowe kosze na śmieci), a możliwość odblokowania przedmiotów imprezowych dopiero po zorganizowaniu imprezy sprawiło, że moje Simy wpadły w taką depresję, że nawet telefon na linię pocieszycieli im nie pomógł. Cóż... z pewnością można tu stworzyć naprawdę śliczne rzeczy, ale... wolałabym, żeby to wszystko odbywało się w sposób bardziej przyjazny użytkownikowi.

Idziemy na spacer... zaraz...

Oj tak, Ekipo z Maxis, widzę, że w Was również pojawiło się ziarenko sentymentu do czasów The Sims 2, skoro nowiuśki "otwarty świat", jest otwarty tylko do kilku domków w okolicy? Że niby możemy zadzwonić po taksówkę? Gówno prawda, ze świata Simsów magicznie – podobnie jak gazety i zmywarki  – zniknęły samochody... Cóż, jako człowiek nawiedzony, próbowałam "rozpływanie się" Simów wychodzących do pracy podciągnąć pod teleportację kwantową (nawet jeśli – maglowano mnie z tego przez pół roku – to tak nie działa), a podróżowanie po parcelach pod jakieś magiczne wchodzenie w nowe wymiary, ale cholera – ograniczenie świata jest naprawdę duuuużym krokiem w tył – i przywodzi mi na myśl tylko dwa podejrzenia – świadome ograniczenie otwartego świata w celu zarobienia kroci na dodatkach, w których pojawi się taka możliwość, bądź skupienie uwagi na rozbudowaniu psychiki i emocjonalności Simów i olanie kwestii otwartego świata. Mimo wszystko – zawiedliście mnie!

Ha, a ponieważ nieszczęścia chodzą parami, do tego całego, nie bójmy się tego słowa, ograniczającego nas syfu, dochodzi jeszcze legenda The Sims czyli baseny – przez cały czas zastanawiam się, kto mógł wpaść na genialny pomysł usunięcia z gry basenów! I na jeszcze bardziej genialny pomysł zlikwidowania cmentarzy, tego, że naprawdę bardzo można zaniedbywać dziecko a pani kurator nie zapuka do naszych drzwi czy braku możliwości zabicia Sima (może nie starałam się za bardzo, ale nawet wejście w płomienie nie pomogło). Poza tym, do tego wszystkiego dochodzą te...

Paskudne bugi

Kilka dni temu czytałam o tym, jakże te Simsy 4 świetnie działają, jak szybko się ładują, jakie to piękne, słodkie i kolorowe jest... Ani trochę się z tym nie zgadzam – nie dość, że gra ładuje się dużo dłużej od dużo bardziej wymagających pozycji, to jeszcze – choć może to być też kwestia Origina – musiałam ją przeinstalować, bo w pewnym momencie powiedziała mi urocze "NIE-E". Do tego dochodzą wszystkie niedopatrzenia – przy czym przechodzący przez siebie Simowie to małe piwo. Cóż... samo przez się świadczy fakt, że EA w dzień premiery wypuściło łatkę poprawiającą wygląd demonicznych niemowląt (ponieważ boję się takich rzeczy, specjalnie, po narodzinach małego Sima, nie przybliżałam doń kamery). Wiem, że czepiam się szczegółów, ale odnoszę przez to nieodparte wrażenie, że gra była zrobiona zwyczajnie na odp***dol.

Słowem podsumowania

Jako fanka indyków i wszystkiego, co faktycznie może zarazić mnie fabułą, historią czy estetyką, za każdym razem, kiedy mam do czynienia z nowszymi częściami znanych mi gier, zwracam nie tyle uwagę na swego rodzaju "ewolucję" sprzętową czy programistyczną, co na drobne elementy, które nawet przy totalnej pikselozie, pozwalają mi wczuć się w klimat. Natomiast w przypadku gier, których założeniem nie jest identyfikowanie się gracza z bohaterem, a skupiających się przede wszystkim na symulacji interesuje mnie głównie rozwój związany z mechaniką gry. Porównując The Sims 4 do poprzednich części nie odczułam jakiejś rewolucji pod tym względem. Owszem, gra się całkiem przyjemnie, sama produkcja byłaby świetnym następcą Simsów 2. Niestety, po możliwościach The Sims 3, gra, poza rozbudowaniem behawioryzmu postaci, nie wprowadza nic szczególnie odkrywczego, powiem więcej, w pewnych kwestiach zaczyna stawiać sporo ograniczeń.

A teraz ostatnia kwestia, która z pewnością najbardziej zastanawia moich czytelników – czy kupiłabym The Sims 4. Cóż, gra z pewnością spodoba się osobom, które nigdy nie grały w żadną z poprzednich części bądź fanom gry, którym zawsze brakowało w niej rozbudowanego wątku relacji społeczno-psychologicznych. Wszystkim pozostałym fanom serii polecam rozbudować poprzednią część.

 

The Sims 4

Ocena
6.5
Wasza ocena
8.5
Oceń grę
  • Plusy
  • Słodka, komiksowa stylistyka
  • Bardzo dokładny edytor Simów
  • Wielozadaniowość
  • Simowa wolna wola
  • Minusy
  • Brak otwartego świata
  • Błedy zadające ból poczuciu estetyki
  • BRAK BASENÓW, GAZET I CMENTARZY
  • Mało intuicyjny tryb budowania
O autorze
chinemantischinemantis
60 14

Graczka traktująca swoje pecetowe seanse jako zmyślny substytut koktajlu z czarnego prochu, psylocybiny i tęczowego lukru. Boi się tulipanów, nie cierpi pająków i żyje w swoim własnym science-fiction.

3 Komentarze

imsofunky 9 lat temu

A mnie zaś zdenerwował brak zmywarki! Litości!1111

1 Odpowiedz
Sajlenty 9 lat temu

Zgadzam się z plusami i minusami, ale dlaczego dla Pani redaktor tryb budowania jest mało intuicyjny ._. Właśnie jest bardzo intuicyjny! :D

0 Odpowiedz
chinemantis 9 lat temu

może jestem po prostu przyzwyczajona do starego trybu. Ale naprawdę, bardzo trudne było dla mnie połapanie się, w jaki sposób najłatwiej będzie mi urządzić pokój czy zbudować nowe piętro. Plus, miałam ogromny problem przy pierwszych dachach (co może brzmi trochę groteskowo)

0 Odpowiedz

Dołącz do zespołu Gamedot

Jesteś graczem? Interesujesz się branżą gamingową? Chciałbyś pisać o tym co Cię interesuje?

Dołącz do redakcji gamedot.pl i dowiedz się co możesz zyskać. Prześlij nam próbny tekst i kilka słów o sobie na adres [email protected]