Na złość gry, czyli lista przedmiotów, które przydałyby mi się do poprawy jakości życia - Publicystyka

01
chinemantis

Zaczęły się wakacje, niezbyt szczęśliwie, to znaczy… Niby nie wydarzyło się nic szczególnie smutnego, nie zdechł mi chomik, nie uśmierciłam też swojego komputera (tak rozpoczęłam zeszłoroczne lato, tuż przed praktykami, na których laptop w świetnej formie był koniecznością). Zakończyłam rok akademicki tracąc wszelaką wiarę w ludzkość (a przynajmniej w moje mniejsze i większe społeczności). Dodatkowo, zaczynam pokutować mój brak przywiązania do sensownych środków transportu, tym bardziej, że moja tegoroczna przygoda z rowerem zakończyła się bliższym spotkaniem z małym, towarowym samochodem, a jakoś nie mogę zebrać się w sobie, by mój mały skarbek naprawić. I tak, autobusy miejskie wypełnione są prześmiergłymi starcami. Każdy kolejny przystanek obfituje w roznegliżowane głupie pi*dy, które niczym Wszystkowiedząca Bozia spełniają wszystkie moje najskrytsze niechęci do ludzkości (wyglądają jak Chodakowska bez końskiej mordy i nieustannie rozprawiają o tych swoich idiotycznych problemach miłosnych). Ulice prażą się od alkoholowego odoru gimbazy (taaaa… wakacji się zachciało), rozgrzany beton i cała masa kiczowatych szklano-plastikowo-stalowych budynków powodują nagły wzrost ciepłoty ciała (którą ciało próbuje zrównoważyć poprzez nadmierne wydzielanie potu…fuj), a klimatyzowane pomieszczenia wprost zachęcają organizm do wszelakich przeziębień (bądź alergii - kiedy nie są czyszczone zbyt często).

Niestety nie pomagają mi też znajomi, którzy nagle „coś ode mnie chcą”, na widok motywujących memów mam odruch wymiotny, co więcej, mimowolnie muszę je nieustannie oglądać w mediach społecznościowych. Psy i koty niczym Panowie Świata srają mi pod oknem, a wraz z dziećmi, na każdą moją oznakę przyjaźni podkulają ogon i uciekają. Narkotyki są drogie, nie daje rady upić się piwem, od papierosów aż dusi w klatce piersiowej. Ile bym dała za…

Fight skill niczym Sub-Zero

Wprawdzie, jestem gorliwą przeciwniczką rozwiązań siłowych, jednak czasami spotykam ludzi, na których wystarczy tylko spojrzeć, by odczuwać głęboką potrzebę zaprzeczenia swoim poglądom. Osoby takie, zazwyczaj po kilku zdaniach cudownie stają nie do wytrzymania. W takich momentach… wystarczyłaby mi, naprawdę, wystarczyłaby mi drobna świadomość, że kilkoma zwinnymi ruchami mogę ich zakatrupić. Że wystarczy mi mój mroźny cios, by ten straszny człowiek się odczepił. Że po kilku kolejnych mroźnych ciosach, obkuję jego nogi lodem, a następnie, przy użyciu mojej tajemniczej siły, oddzielę jego tors od części ciała, którą najpewniej pomylił z głową. Swoją drogą, Kuai Liang całkiem nieźle trzymał się przez wszystkie części Mortal Kombat od czasów przejęcia pałeczki po braciszku, a jego błękitny strój za każdym razem przywodzi mi na myśl męską wersje Królowej Śniegu dla dorosłych.

 

Flakonik z wirusem T

Ludzkość w większości składa się z dziwacznych istot, przypominających zombie, tym groźniejszych, bo posiadających samoświadomość. Ile zabawy mogłaby przysporzyć obserwacja takiego Raccoon City, dziesiątkowanego plagą wirusa zamieniającego mieszkańców, zarówno tych ludzkich jak i zwierzęcych w pragnące krwi żywe trupy. Jeśli jednak scenariusz z Resident Evil wydałby mi się nagle zbyt brutalny, postąpiłabym niczym Sofia Lamb z Bioshocka 2, tworząc utopijne społeczeństwo pozbawionych pamięci ubiegłych wydarzeń Tatusiów i ich córeczek (w końcu ludzie, dla których rodzina jest najważniejsza nie zwykli wp****alać się do cudzych spraw).

 

Chocobo (czyli hit Final Fantasy)

Cóż, nie do końca wiąże się to z moim planem zagłady wkurzającej mnie ludzkości, jednak gdybym z wszelakich znanych mi środków transportu miała wybrać tylko jeden byłby nim… nie kto inny jak Chocobo. Ach… już wyobrażam sobie tę radość z podróżowania na ogromnym żółtym ptaszysku (które wbrew pozorom osiąga zawrotne prędkości i w ciągu kilku minut może znaleźć się na drugim końcu świata!). Poza tym, już widzę ten wzrok pełen zazdrości, kiedy pod supermarketem zamiast samochodu parkowałabym swojego ptaszka.

 

Craft table…

…Czy inne skrzyneczki, które wystarczyłoby magicznie otworzyć, by z patyczka i kamyszka nagle wyczarować milion pięćset dwa dziewięćset na gwałt potrzebnych narzędzi. Ileż to przekleństw nie poleciałoby podczas tworzenia…tfu… szukania tego, co nałogowo gubię (czyli wszystkiego). Jakże miło byłoby, niczym Steve w Minecrafcie, przy pomocy pajęczych nici i kijka wyczarować łuk, którym spokojnie mogłabym zabijać wszystkie, pragnące wkroczyć do mojego domu pasożyty. Co więcej, mając taki stoliczek, stworzenie fosy wypełnionej lawą z pewnością nie stanowiłoby żadnego problemu (no może poza kilkoma, które możnaby rozwiązać przy pomocy spływającej z okna wody).

 

Mass Effectowa Normandy

… w końcu musiałabym ukryć się gdzieś po wcześniej zaplanowanej zagładzie ludzkości… Chociaż racja, Normandy była odrobinię zbyt ciasna, w dodatku przesycona heroiczną, patetyczną historią Sheparda… Tak, chyba bardziej odpowiednie byłoby dla mnie osiedlenie się na stałe w Gwieździe Śmierci, gdzie całe godziny mogłabym spędzać programując swoje AT-AT (licząc na to, że żadne spośród moich dzieci nie postanowi mi jej zniszczyć).

 

Ostatnio odnoszę wrażenie, że większość moich tekstów powstaje, kiedy najmocniej zaczyna doskwierać mi mój niekończący się PMS. Cóż, w ramach odstresowania (zaraz obok pisania pracy dyplomowej), na wakacje zaplanowałam – oczywiście – przejście większości rozgrzebanych i niedokończonych gier. Pewnie wielu z Was powie, że nastał właśnie okres masowego syntetyzowania witaminy D, a czas powinnam spędzać z prawdziwymi ludźmi, zamiast Lary Croft… Faktycznie wyjechać za granice, zamiast nap****alać z karabinu w battlefieldowych Chinach. I, rzecz jasna, brać prawdziwą kokainę zamiast fisstechu oraz zestrzeliwać ludziom prawdziwe anteny z dachów…

…Chociaż w sumie, biorąc ten fisstech zabawa w Trevora byłaby nawet całkiem przyjemna… i uzasadniona…

 

O autorze
chinemantischinemantis
60 14

Graczka traktująca swoje pecetowe seanse jako zmyślny substytut koktajlu z czarnego prochu, psylocybiny i tęczowego lukru. Boi się tulipanów, nie cierpi pająków i żyje w swoim własnym science-fiction.

0 Komentarzy

Dołącz do zespołu Gamedot

Jesteś graczem? Interesujesz się branżą gamingową? Chciałbyś pisać o tym co Cię interesuje?

Dołącz do redakcji gamedot.pl i dowiedz się co możesz zyskać. Prześlij nam próbny tekst i kilka słów o sobie na adres [email protected]