kinemato(GRA)fia #3: Free to Play - Publicystyka

00
JohnSnake

Zamiast wziąć się za kolejny epizod Half-Life'a, Valve bawi się w filmowanie ckliwych historyjek topowych graczy DOTA 2. Robi to jednak cholernie dobrze – jeszcze nikt nigdy nie przedstawił sceny esportowej w sposób tak przystępny i wciągający. Widać to też po ilości wyświetleń samego dzieła, które już zostało wyświetlone prawie 6 milionów razy. Bez złośliwości mogę powiedzieć, że Free to Play jest materiałem dla Waszych mam i dziewczyn – niech zobaczą, że za kupą tekstur na ekranie kryją się prawdziwe osoby, posiadające cały bagaż emocjonalnych doświadczeń.

 

Esport dla laików

 

Free to Play szczuje widza topową grą wprost ze Steama tylko po to, by moment później kompletnie ją olać. DOTA 2 jest teoretycznie 'głównym' bohaterem tego dokumentu, ale jej temat został zmarginalizowany do granic możliwości. Z filmu dowiemy się, że jest to sieciowa gra o walkach 5 na 5 osób, w której steruje się śmiesznymi stworkami strzelającymi zaklęciami prosto z tyłka. Dla laika jest to zdecydowanie za mało informacji – jeżeli skrót MOBA nic nam nie mówi, to bez odrobienia pracy domowej nie zrozumiemy pewnych aspektów ukazanych w kinematograficznym dziele Valve.

 

 

Tej samej wiedzy nie potrzebujemy jednak do zrozumienia historii „Feara”, „Dendiego” i „HyHy”. Graczy, których dzieliły kontynenty, kultura i język, lecz połączyła wspólna pasja i rywalizacja. Panowie w 2011 roku wzięli udział w pierwszym tak dużym turnieju (The International), walcząc nie tylko o tytuł mistrza, ale także o okrągły milion dolarów. Muszę przyznać, że scena esportowa została pokazana we Free to Play w trochę 'krzywdzący' sposób – rozumiem, że turniej sprzed 3 lat został na potrzeby filmu wywindowany do poziomu ponownego pojawienia się Mesjasza, ale nie musiało się to odbywać kosztem poprzednich eventów ze świata gier. Być może błędnie odczytałem zamierzenia, i całość miała pokazać dynamizm rozwoju sceny esportowej, ale zamiast tego wyszło na to, że przed 2011 rokiem turnieje grzęzły jeszcze w epoce kamienia łupanego. Widoczne to jest zwłaszcza w odniesieniu do krajów zachodnich, gdyż – jak wszyscy zainteresowani wiedzą – Korea czy Chiny od dawna egzystowały na zupełnie innym poziomie świadomości 'growej'. Free to Play pokazuje to w dobitny sposób, przytaczając fragment azjatyckiej 'Randki w ciemno' w której dziewczyna piszczy z wrażenia po usłyszeniu, że jeden z kandydatów zarabia na życie profesjonalnym graniem.

 

Gra o życie

 

Głównym tematem Free to Play są jednak ogólnie pojęte perypetie topowych graczy. Z filmu dowiemy się, jak Daniel „Dendi” Ishutin radził sobie po stracie ojca. Historia Clintona „Feara” Loomisa pokazuje z kolei, że w pewnym wieku młodzieńcze marzenia muszą stoczyć ciężki bój z wymaganiami prawdziwego życia, natomiast opowieść Benedicta „HyHy” Lima uświadamia nam, że pasja nie zawsze idzie w parze z obowiązkami szkolnymi i miłością. Nie chcę Wam psuć zabawy, dlatego też poprzestanę na tych krótkich opisach. Musicie mi jednak uwierzyć w to, że biografie chłopaków zostały pokazane w mistrzowski sposób – Valve skontrastowało wypowiedzi samych graczy z wywiadami z członkami rodziny i znajomymi, a także specjalistami ze sceny esportowej. Pozornie prosty zabieg pozwala nabrać odpowiedniego dystansu, a przede wszystkim daje widzowi czas na zdecydowanie, czy hobby mistrzów DOTA 2 było warte tak wielu wyrzeczeń.

 

 

Pomimo tego, że Free to Play jest filmem dokumentalnym, znalazło się w nim miejsce na odpowiednie efekty specjalne. Sceny 'żywcem' wyjęte z DOTA 2 przeplatają się ze specjalnie przygotowanymi animacjami, pokazującymi z zupełnie nowej perspektywy walki, które miały miejsce podczas turnieju. Po seansie zapewne niejeden gracz będzie żałował, że jego ulubiona gra nie zawiera aż tak kameralnych i efektownych ujęć. Całości smaku dodaje świetny podkład dźwiękowy – momentami używany troszkę zbyt tendencyjnie, zalatujący typowo 'amerykańskim' dramatyzmem za wszelką cenę.

 

Dendi śni o DOTA 2

 

 

Free to Play jest prawdopodobnie pierwszym dokumentem, który miałby realne szanse podbić serca nie-graczy na całym świecie. Zamiast wdawać się w zupełnie zbędną polemikę na temat wyższości jednych herosów nad innymi, Valve poszło w zupełnie inną stronę – przedstawiło swoją grę oraz całą scenę esportową nie z perspektywy 'wirtualnej', lecz emocjonalnej, ukazując ogromną pasję i wiarę w to, że najważniejsza w życiu jest realizacja swoich marzeń i dążenie do celu. Free to Play mówi więc uniwersalnym językiem, który powinien zostać zrozumiany przez ludzi niezależnie od wieku czy zainteresowań. Wprawdzie momentami odbywa się to kosztem nadmiernej generalizacji, ale ostatecznie filmowe dzieło Valve jest niesłychanie przyjemne w odbiorze. Ja po obejrzeniu tego dokumentu poczułem się dumny z bycia graczem, więc uważam że ekipa wujka Newella wykonała kawał dobrej roboty (ale to nie znaczy, że przymkniemy oko na brak kolejnych przygód Gordona Freemana...).

 

Plusy

  • Przystępny w odbiorze dla laików
  • Pokazuje scenę esportową z nowej perspektywy
  • Świetne animacje
  • Mnóstwo ciekawych wywiadów i historii
  • Dobrze wyważone tempo filmu

Minusy

  • Zbyt mało informacji na temat DOTA 2
  • Momentami przesadzony dramatyzm

 

 

 

Ocena końcowa: 8,5/10

 

O autorze
JohnSnakeJohnSnake
707 9
Pecetowiec wierny wujkowi Newellowi. Fan sieciówek, 'rogalików' i sandboxów. Serialowy maniak. Wieczny poszukiwacz dobrego kina science-fiction oraz fantasy. Oprócz tego lubi dobre żarcie i jeszcze lepsze piwo. Innymi słowy – typowy nerd.

0 Komentarzy

Dołącz do zespołu Gamedot

Jesteś graczem? Interesujesz się branżą gamingową? Chciałbyś pisać o tym co Cię interesuje?

Dołącz do redakcji gamedot.pl i dowiedz się co możesz zyskać. Prześlij nam próbny tekst i kilka słów o sobie na adres [email protected]