kinemato(GRA)fia: #2 Mortal Kombat - Publicystyka

20
sandmann21

Pytając się pierwszego lepszego laika, jakie zna tytuły gier to bez wątpienia jednym tchem wymieni on Super MarioPac ManDoomTomb RaiderGTA Mortal Kombat. Każda z tych produkcji odcisnęła się w historii na tyle mocno, że nawet osoby niezaznajomione z piękną sztuką grania są świadome ich istnienia. Zwłaszcza ten ostatni tytuł sporo swojego czasu namieszał, wywracając do góry nogami znane nam dotychczas schematy mordobić.

 

Test your might!

 

Mortal Kombat wyróżniało się niegdyś na tle innych biajatyk, które oferowały zabawę głównie kreskówkowymi postaciami, ilością cyfrowej krwi i ogólnym realizmem. Dzięki temu trafiając kogoś z buta w mordę zamiast gwiazdek i błysków można było ujrzeć czerwoną jak dywan w Cannes posokę a do naszych uszu docierał tępy odgłos łamanej szczęki. Na pierwszy plan wysuwała się też ‘fotorealistyczna’ grafiką, gdzie do stworzenia postaci posłużyły zdigitalizowane zdjęcia aktorów w kostiumach w odróżnieniu od ręcznie rysowanych mangowych kreatur znanych chociażby z serii Street Fighter.

 

 

Mortal Kombat oferowało tez zupełnie niespotykane podejście do wykańczania przeciwników. Gdy pasek wroga zjechał do zera nie widzieliśmy napisu „Player 1 Wins” ani listy opcji. O nie. W Moratlu dano nam możliwość dodatkowego upokorzenia naszego znajomego i po przegranym pojedynku mogliśmy dosłownie wyrwać mu kręgosłup wykonując słynne Fatality. W kolejnych częściach twórców jednak zbytnio poniosła fantazja wprowadzając do rozgrywki między innymi Babylity, zmieniające przeciwnika w dziecko, czy Animality gdzie transformowaliśmy się w zwierzę. Japończykom miłujących się w mackach i uczennicach te pomysły zapewne przypadły do gustu, ale osobiście uważałem to za przerost formy nad treścią i wolałem zostać przy klasycznym urywaniu rąk. Pewnie dlatego kolejne pięćset kontynuacji Mortal Kombat, delikatnie mówiąc, olałem.

 

Test your sight!

 

Po wielu sukcesach komputerowego mortala, nadszedł też taki czas, w którym pudełko z grą wylądowało w końcu na biurku jakiegoś spasionego 'holiłódzkiego' prezesa, w oczach którego zaświeciły się symbole dolarów.

Do ekranizacji pierwszej części z 1996 roku zatytułowanej po prostu Mortal Kombat, zatrudniono reżysera Paula Andersona, znanego z mniej lub bardziej udanych produkcji (z naciskiem na to drugie) oraz gamę aktorów w większości z aktorstwem mającym tyle wspólnego, co słoń z trampoliną. Dodatkowo występujący w Mortal Kombat, Christopher Lambert sprawiał wrażenie jakby przybył prosto z planu Nieśmiertelnego gdyż jego kreacje w obu filmach są niemal identyczne.

 

 

Historia nie odbiega dużo od growego pierwowzoru i przedstawia losy bandy karateków, którzy dla ratowania świata, biorą udział w międzywymiarowym turnieju sztuk walki. Tyle. Mamy więc mnóstwo scen okładania się nogami i pięściami pomiędzy ludźmi i innymi stworami, na bardzo teatralnych scenach przyozdobionych czaszkami i płonącymi pochodniami. Mimo ogromnej dozy kiczu, pierwszą filmową adaptację ogląda się całkiem przyjemnie a sceny walki mogą się podobać. Wydaje mi się jednak, że duży wpływ na pozytywny odbiór dzieła Andersona ma na pewno sentyment, z jakim odbieramy kolejne 'one linery' Johnnego czy słynny ‘rowerek’ Liu Kanga wyglądający przecież tak samo jak w grze.

Część druga, Mortal Kombat Unicestwienie, powstała rok później i stworzono ją niestety na podstawie klasycznego przepisu na sequel: więcej, szybciej i z większa ilością wybuchów. Nie czuć już tu tego ducha klasycznego mortala a zastosowane efekty komputerowe były beznadziejnie słabe nawet w latach dziewięćdziesiątych. Jakby tego było mało to część aktorów z ‘jedynki’ zamieniono na ich tańsze i mniej charyzmatyczne odpowiedniki. Zresztą IMDB podpowiada mi, że osobom, którym podobał się drugi Mortal Kombat polubili także, Fantastyczną Czwórkę i wszystkie części Lary Croft, a to dużo świadczy o jakości filmu.

 

Finish him!

 

I gdy wydawało się już, że marka Mortal Kombat może iść ostatecznie na emeryturę, niespełna cztery lata temu w sieci pojawił się krótkometrażowy film zatytułowany Mortal Kombat Rebirth:

 

 

Powyższy materiał jest rewelacyjnie nakręconą, bardzo dobrze wyreżyserowaną, posiadającą mnóstwo smaczków, próbą przekonania studia do wydania, milionów na nowego filmowego mortala. Należy nadmienić, że próbą połowicznie udaną, bo zamiast świetnej pełnometrażówki powstały dwie serie rewelacyjnego serialu Mortal Kombat Legacy. Rozmowy o dużym filmie wcale jednak nie milkną i choć produkcja ma nikłe szanse na powstanie w najbliższych latach, to mimo wszystko zacieram rączki. Jeżeli film okaże się tak dobry jak jego krótkometrażowa wersja w rezyserii Kevina Tancharoena, to czeka nas bez wątpienia niezapomniana, wizualna uczta.

 

Fatality!

 

Krótko po ogłoszeniu rebootu filmu, okazało się, że po latach eksperymentów z serią gier, wydaniem Mortal Kombat 4 w pełnym 3D i paru pseudo przygodówek z Mortal Kombat Mythologies na czele, także słynne mordobicie doczekało się  końcu udanej gry. W 2011 roku studio Warner Bros we współpracy z ekipą z Midway (zwaną teraz NetherRealms) postanowiło wydać nowego mortala ale starego duchem. Wrzucono więc do kosza wszelkie pomysły ze zmienianiem się w bobasy, a zawodników z powrotem umieszczono na dwuwymiarowej planszy. Jako wisienkę na torcie dodano znacznie więcej krwi i przemocy stawiając brutalność tej produkcji na równi z God Of War III. Mortal Kombat (czasami oznaczonego numerem 9) stworzono na silniku Unreal Engine 3, co zaowocowało rewelacyjną oprawą graficzną i umożliwiło efektowne ciosy xray pokazujące w zwolnionym tempie destrukcję, dziejącą się w ciele przeciwnika, podczas uderzenia kolanem w kręgosłup. Dzięki tym zabiegom powstała bezsprzecznie jedna z najlepszych i najbardziej efektownych bijatyk ostatnich lat.

 

 

 

A więc…

 

Wydaje mi się że cykl kinematoGRAfia, z racji wziętego na tapetę tematu, będzie kończył się zazwyczaj podobną konkluzją i film na podstawie gry okaże albo słaby, ale do obejrzenia albo zwyczajnie tak ch**owy, że szkoda będzie nawet torrenty odpalać.

Podobnie jest z cyklem Mortal Kombat. Pierwszy film jest na tyle miałki, kiepski i blado wypadający na tle nowych Avengersów i SpiderManów, że jedyne stacje jakie go jeszcze puszczają to TVN7 i TV4 w swoich środowych nocnych pasmach. Mimo swojej kiczowatości jest jednak miłym przywołaniem emocji, jakie za dzieciaka czuło się słysząc sam początek muzyki tytułowej autorstwa The Immortals. Drugi filmowy koszmarek to słabe efekty, słaba fabuła, słabe aktorstwo i bardzo słaby substytut Raidena, nie warty polecenia do obejrzenia nawet wrogowi.

Nie pozostaje więc nic innego jak usiąść spokojnie przy partyjce Mortal Kombat 9 i podczas wydłubywania oczu i łamania rąk, poczekać aż pełnometrażowy film, koniecznie spod ręki Tancharoenea, w końcu trafi na ekrany. Wydaje mi się, że warto.

 

 

 

Autor: Maciej 'sandmann21' Gensler

Fan komiksów, kinematografii i gier, w które gra odkąd pamięta. Do dziś wspomina swoje początki na Pegasusie, legendarną Amigę i długie godziny spędzone na grze w Lotusa czy Superfroga. Pykał praktycznie na każdej platformie od SNES, poprzez PSOne, na PC kończąc. Obecnie zamienił klawiaturę i myszke na Dualshocka od PS3 i z dumą nazywa siebie konsolowcem.

O autorze
sandmann21sandmann21
67 7

Fan komiksów, kinematografii i gier, w które gra odkąd pamięta. Pykał praktycznie na każdej platformie od SNES, poprzez PSOne, na PC kończąc. Obecnie zamienił myszkę i klawiaturę na pada od PS3 i z dumą nazywa się konsolowcem.

2 Komentarze

Sokool 10 lat temu

Chciałbym ujrzec Mortal Kombat(2014) The movie :)

0 Odpowiedz
sandmann21 10 lat temu

Ja też! Koniecznie w stylu Legacy

0 Odpowiedz

Dołącz do zespołu Gamedot

Jesteś graczem? Interesujesz się branżą gamingową? Chciałbyś pisać o tym co Cię interesuje?

Dołącz do redakcji gamedot.pl i dowiedz się co możesz zyskać. Prześlij nam próbny tekst i kilka słów o sobie na adres [email protected]