Gry stare ale jare #7 – Alone in the Dark - Publicystyka

20
Filip 'Sirmann' Jankowski

Początek XX wieku. Pod opuszczoną rezydencją w amerykańskiej Nowej Anglii zatrzymuje się samochód prowadzony przez Edwarda Carnby'ego (lub w wersji feministycznej Emily Hartwood). Przybysz z daleka zamierza wyjaśnić sprawę Jeremy'ego Hartwooda, byłego właściciela domostwa, który w niewyjaśnionych okolicznościach popełnił samobójstwo. Kierowana postać zmierza po schodach, po czym dostaje się na strych. Zdezorientowany gracz rozgląda się po pomieszczeniu, gdy nagle przez wybite okno wskakuje krwiożercza bestia...

 

 

Gdy gracz powtarza grę, wie że musi zablokować drogę potworowi. Tym razem przesuwa szafę tak, aby przez okno nikt nie mógł się dostać. Nieoczekiwanie zło atakuje z kolei z piętra poniżej. Po kolejnym restarcie wiadomo już, że zagrożenie może się czaić na każdym kroku. Takie emocje szykuje nam Alone in the Dark (1992) – produkt wyobraźni mało doświadczonego wówczas Frédéricka Raynala, Francuza pracującego dla szacownej niegdyś wytwórni Infogrames.

 

Nie jest zapewne nowością, że inspirację dla Raynala przy tworzeniu Alone in the Dark stanowiły powieści Howarda Phillipsa Lovecrafta – amerykańskiego pisarza lubującego się w powieściach grozy ze scenerią na odludziu. Odwołań jest jednak więcej: Raynal twierdził, że cennym materiałem dostarczonym mu przeze kulturę masową stały się horrory okresu kontestacji, od pamiętnego filmu gore Noc żywych trupów (1968) po nie mniej szokującą Teksańską masakrę piłą łańcuchową (1974). Tym, co zafascynowało młodego projektanta było poczucie nieustannego zaszczucia, jakie odczuwali bohaterowie tych filmów.

 

 

Alone in the Dark jesteśmy zaskakiwani na każdym kroku. Mimo że sporo czasu spędzamy na przeszukiwaniu pomieszczeń w celu znalezienia przedmiotów potrzebnych do popchnięcia fabuły do przodu, co rusz z każdych drzwi, z każdych okien może wyleźć potwór. Właśnie dlatego dzieło Raynala jest tak przerażające (także pod względem jakości oprawy graficznej, ale o tym później) – nie wiadomo, co za chwilę się zdarzy. I tylko konwencjonalne zakończenie burzy klimat utworu.

 

Jest w grze Raynala coś, co stanowi zarówno jej największą zaletę, jak i wadę – oprawa graficzna. Alone in the Dark jest w sumie pierwszą trójwymiarową przygodową grą akcji. Mało urodziwe wizerunki postaci, w całości wykonane z wielokątów (wokseli), poruszają się po ręcznie malowanym otoczeniu. Przy dochodzeniu do krańca tła perspektywa się zmienia, co może mocno dezorientować, jednak wówczas było nowatorskim zabiegiem, bardzo filmowym w formie przekazu (efekt obiektywu szerokokątnego znany z horrorów).

 

 

Alone in the Dark odniósł znakomity sukces kasowy. Recenzenci bili się o grę, czasopisma zaś krzyczały, że mamy do czynienia z epokowym wydarzeniem w świecie gier. Naturalną konsekwencją tego stanu rzeczy było powstanie sequela. Raynal nie był nim jednak zainteresowany, przykładał bowiem większą uwagę do tworzonej wówczas gry Little Big Adventure (1994). Rynek zalały zaś bardzo wątpliwe jakościowo część druga i trzecia, czwarta odsłona przełomu wieków upodobniła się do filmu Uwe Bolla (strach się bać!), a reboot z 2008 roku... Cóż, nieczęsto zdarza się widzieć grę, która przechodzi się sama (możliwość przewijania), a sama w sobie jest niezbyt ciekawa.

 

Na szczęście oryginalny Alone in the Dark znalazł odpowiedniego spadkobiercę. Za sprawą Shinjiego Mikami w 1996 roku ukazał się klasyk survival horroru – doskonale wszystkim znany Resident Evil. Często spotykam się z opiniami, że to od tej japońskiej gry rozpoczęły się dzieje gatunku. Korzeni Resident Evil należy moim zdaniem szukać właśnie w roku 1992, kiedy kanciasta postać Carnby'ego wkroczyła do nawiedzonego domu świata gier i odmieniła go zupełnie.

 

Autor: Filip 'Sirmann' Jankowski

 

Weteran gier o II wojnie światowej, wieloletni redaktor artykułów o rozrywce elektronicznej na Wikipedii, retrogracz. Dla niego przygoda z konsolami skończyła się na PlayStation, co nie oznacza, że zamieszkuje w informatycznej pustelni. Chce za to z niej wyciągnąć zwolenników wysłania gier na Księżyc, albo przynajmniej ich samych tam wysłać. Miłośnik tego, co stare i na szczęście nie przestarzałe, oddany fan Europy Universalis.

O autorze
Filip 'Sirmann' JankowskiFilip 'Sirmann' Jankowski
317 5

Weteran gier o II wojnie światowej, wieloletni redaktor artykułów o rozrywce elektronicznej na Wikipedii, retrogracz. Miłośnik tego, co stare i na szczęście nie przestarzałe, oddany fan Europy Universalis.

2 Komentarze

maszti 9 lat temu

Wspomnienia:)

0 Odpowiedz
Adi92 10 lat temu

aż łezka się kręci w oku jak się patrzy na te pixele :)

0 Odpowiedz

Dołącz do zespołu Gamedot

Jesteś graczem? Interesujesz się branżą gamingową? Chciałbyś pisać o tym co Cię interesuje?

Dołącz do redakcji gamedot.pl i dowiedz się co możesz zyskać. Prześlij nam próbny tekst i kilka słów o sobie na adres [email protected]