Carmageddon: Reincarnation - wrażenia z wersji Pre-Alpha - Przed premierą

00
Artur "Laska Gaming" Loska

Brutalne gry dzielą się na dwa obozy. Z jednej strony mamy produkcje, które krwawe sceny przedstawiają w mroczny i realistyczny sposób a z drugiej, tytuły, które całą sytuację obracają w żart, zasypując gracza niezbyt wyrafinowanym czarnym humorem. Opisywana produkcja zdecydowanie należy do drugiej grupy. Tutaj przerysowana brutalność jest pretekstem do chamskich i niesmacznych żartów, a gracz jest wręcz zachęcany do siania radosnego chaosu. Lecz by zrozumieć fenomen serii, której najnowsza odsłona została wydana w ramach wczesnego dostępu, musimy cofnąć się w czasie do roku 1997.

 

Max Damage

Osobiście nie przepadam za grami, w których główną rolę grają samochody. Jednak Carmageddon zdobył moje serce praktycznie od razu. To co dane było mi było wtedy zobaczyć, stanowiło zupełnie nowe podejście do, jak mi się wtedy zdawało, nudnych wyścigów. Bardzo luźne podejście do realizmu, możliwość rozjechania każdej żywej istoty na mapie oraz walka na śmierć i życie z oponentami sprawiały, że tytuł stał się zakazanym owocem. Oczywiście w tamtych czasach nie miałem odpowiedniego wieku by grać w Carmageddona, ale nie mogłem się powstrzymać. Gra wciągała niemiłosiernie. Ilość czarnego humoru w nazwach bonusów oraz w postaci powerupów sprawiał, że brutalność nie wydawała się taka kontrowersyjna. Dodajmy do tego zwariowany design poziomów oraz zręcznościowy charakter rozgrywki i otrzymywaliśmy tytuł, który uzależniał jak narkotyk. W późniejszych latach gra powoli traciła swój czar, by za sprawą trzeciej odsłony (TDR 2000) zrazić do siebie większość fanów.

Reinkarnacja

17 lat później twórcy powracają z nową odsłoną serii. Stainless Games, twórcy oryginału, zarzekają się w każdym materiale promocyjnym, że wzorują się na niedoścignionym oryginale. Przeniesienie niesamowitego klimatu i rozgrywki z pierwowzoru w czasy współczesne, było marzeniem niemal każdego fana serii (w tym również mnie) więc producent bez problemów zebrał odpowiednią kwotę na kickstarterze. Każdy kto wpłacił 25 dolarów lub kupił grę za taką cenę na Steamie może sprawdzić postępy w tworzeniu gry za sprawą wczesnego dostępu. Czy udało się zachować dziedzictwo serii i czy brutalne wyścigi bawią tak samo jak lata temu?

 

 

Déjà vu

Od samego początku gra zaznacza nam, że jest to wersja prelpha i wiele elementów brakuje bądź są wadliwe. We wczesnym dostępie dostajemy produkt mocno wykastrowany. Mamy do dyspozycji jeden tryb – pojedynczy wyścig na 18 mapach w 4 lokacjach tematycznych. Lecz można ten fakt wybaczyć zważając na wczesną wersję gry. Miejscówki są silnie inspirowane oryginałem. Mamy tutaj futurystyczne Bleak City, otwarte przestrzenie w Dusty Trails National Park, wyścigi w śnieżnej scenerii oraz wypełnione kwasem tereny fabryk. Każda z map posiada trasy różniące się umiejscowieniem oraz niektórymi elementami otoczenia. Całość oczywiście naszpikowana jest rampami, szalonymi pętlami lub przepaściami bez dna.  Weterani oryginału będą czuli się jak w domu ponieważ lokacje mocno zajeżdżają oryginałem. Niektóre z elementów tras pamiętałem po tych kilkunastu latach! Tutaj wielki plus dla Stainless Games.

Ulice nienawiści

Przyjrzymy się jednak samej rozgrywce. Do wyboru mamy oczywiście nieśmiertelny czerwony wehikuł Maxa Damage'a, lecz nic nie stoi na przeszkodzie by pojeździć innymi samochodami. Tutaj po raz kolejny widać bezpośrednie nawiązania do oryginału. Wracają nasi starzy kumple wzbogaceniu o kilka nowych postaci. Po wybraniu pojazdu możemy zmienić miejsce startowe i ruszamy w trasę. Jeśli grałeś w oryginał to możesz poczuć się jak w domu. Model jazdy jest lekko usprawnionym i zmodernizowanym rozwiązaniem z jedynki. Wszystkie stare sztuczki sprawdzają się też i tutaj, więc nie będziesz miał problemu z opanowaniem pojazdu. Nowi gracze jednak będą musieli się przyzwyczaić do bardzo zręcznościowego modelu jazdy oraz do specyficznego podejścia do fizyki. Pierwszą nowością, która rzuca się w oczy jest model zniszczeń. Oczywiście nie oczekujcie tutaj przesadnego realizmu, nie o to chodzi w Carmageddonie. Zdarzało mi się, że po pozbyciu się dwóch kół i całkowitym zmiażdżeniu, dalej przemierzać żwawo trasę. Samochody sypią się przepięknie. Kawałki blachy, szyb oraz części samochodowych odpadają z wdziękiem po uderzeniu. Po małym odchudzeniu będziemy mogli zaobserwować pracę silnika bądź innych komponentów. Twórcy umieścili też zapożyczony z Flatouta mechanizm wypadania kierowcy przez przednią szybę, jednak w tej wersji zawsze jest to nieteksturowany manekin i nie ma to absolutnie wpływu na nic.

Niszcz i zabijaj z uśmiechem na ustach

Oczywiście powracają mechanizmy, które jednym naciśnięciem odpowiedniego klawisza uratują nas z każdej opresji. Tak jak w oryginale, backspace odpowiada za automatyczna naprawę, a insert ustawi nas ponownie na trasie. Muszę pochwalić twórców za efekt towarzyszący regeneracji naszego pojazdu. W zależności od przeznaczonej kwoty, części które odpadły od auta podrywają się z nawierzchni i magicznie przylatują do nas, uzupełniając ubytki. Wygląda to naprawdę niesamowicie. Za wszystkie te bajery oczywiście będziemy musieli zapłacić. Punkty możemy zdobyć na wiele sposobów. Otrzymamy je za przekraczanie punktów kontrolnych, zabijanie żywych istot oraz demolowanie przeciwników. Oczywiście, z im większą finezją to zrobimy tym więcej punktów zdobędziemy uzupełniając upływający czas. Tutaj gra pokazuje swoje brutalne oblicze. Na naszej drodze staną ludzie różnych ras, staruszki, kobiety a także krowy czy psy. Wszystkie modele rozbryzgują się na masce samochodu, a urwane kończyny sukcesywnie zalewają mapę krwią. To jest zdecydowanie gra dla dorosłych. Warunki zwycięstwa też odbiegają od standardów. Oczywiście możesz być pierwszy na mecie, ale równie dobrze możesz zniszczyć wszystkich oponentów, bądź zając się eksterminacją całego życia na mapie. By pomóc nam w tym zadaniu twórcy, wzorem oryginału, umieścili w grze powerupy. Poukrywane w beczkach bądź kanistrach dzielą się na kilka rodzajów: mogą posłużyć jako broń przeciw innym bądź zaszkodzić przechodniom, usprawnić bądź zepsuć nasz samochód czy zmienić diametralnie zasady panujące w grze. Wybór jest naprawdę szeroki a pomysłowość twórców nie zna granic. Z moich ulubionych mogę wymienić moc, która sprawia, że samochody odbijają się od powierzchni jak piłka w pinballu czy nieśmiertelna sprężyna wystrzeliwująca oponentów. Całość trzyma klimat oryginału i sprawia że w Carmageddon: Reincarnation gra się równie dobrze jak w pierwowzór.

 

 

Problemy wieku dziecięcego

Nie obyło się jednak bez wad. Oczywiście większość z nich wynika ze wczesnej wersji gry. Mapy są dość puste i nie zachęcają do zwiedzania. System kolizji nie zalicza czasami uderzeń w przechodniów i jest niekonsekwentny, jeśli chodzi o zadawanie obrażeń przeciwnikom. Auta sporadycznie wtapiają się w tekstury bądź wystrzeliwują w kosmos po zderzeniu, a gra lubi chrupnąć i wywalić do pulpitu. Optymalizacja i grafika też wymagają porządnych szlifów oraz przydało by się skrócić czas ładowania poziomów. Te rzeczy da się naprawić przy odpowiednim nakładzie pracy, jednak są rozwiązania bardziej niepokojące. Zupełną nowością jest system kupowania powerupów. W lewym dolnym rogu umieszczono menu wyboru mocy wpisane w krzyżyk. Po naciśnięciu odpowiedniego klawisza pojawia się panel wyboru przedmiotu przedmiotu. Na początku dostajemy podstawowy zestaw lecz z każdym zebranym powerupem sukcesywnie się powiększa. W trakcie zakupów gra całkowicie się zatrzymuje, a my mamy czas na buszowanie po przedmiotach skatalogowanych w zakładkach by znaleźć odpowiednią pozycję. Całość działa dość sprawnie jednak skutecznie zatrzymuje rozgrywkę która traci swoje tempo. Psuje to zwariowaną i niesamowicie szybką akcję produkcji przez co nie używałem tej opcji. Dużo do życzenia pozostawia sztuczna inteligencja wrogów. Przeciwnicy trzymają się sztywno trasy, a gdy zaczepimy ich podejmą wyzwanie i spróbują nas zniszczyć. Wszystko byłoby fajnie, ale nasi oponenci zachowują się jak totalni idioci. Nikt nie potrafi sobie poradzić z trudniejszymi elementami mapy, gdy zaatakują będą w nas napierać nawet jak to nie ma sensu oraz często, gęsto zablokują się na jakiejś przeszkodzie i z uporem maniaka będą próbowali ją sforsować. Nie wymagam od nich super intelektu, ale przez ich ciamajdowatość nawet nie chce się z nimi walczyć. A rozwalanie ich to największa przyjemność w grze.

 

Powrót do korzeni

Pomimo tych wszystkich wad Carmageddon: Reincarnation zapowiada się świetnie. To prawie idealne przeniesienie wszystkiego co kochaliśmy w pierwowzorze do dzisiejszych standardów. Duch pierwszej części jest tutaj mocny i myślę, że żaden fan nie powinien być zawiedziony. Jednak powstrzymajcie się przed wyciąganiem portfeli na tym etapie. Gra jest mocno okrojona i wymaga bardzo dużo szlifów. Wato poczekać na finalną wersję i wtedy rozkoszować się pełnią wrażeń. Stainless Games ma u mnie wielki kredyt zaufania. Jeśli uda im zrealizować wszystko to co obiecali, będziemy mieli naprawdę świetną produkcję w oldschoolowym klimacie. 

O autorze
Artur "Laska Gaming" LoskaArtur "Laska Gaming" Loska
104 2

Od zawsze i na zawsze w związku z pecetem. Wskazuje i kilka od wielu lat doceniając każdą nutę wydobywającą się z cyfrowego świata. Youtuber pasjonujący się sceną indie, uwielbiający długie wieczory z dobrym piwem i jeszcze lepszą grą na ekranie.

0 Komentarzy

Dołącz do zespołu Gamedot

Jesteś graczem? Interesujesz się branżą gamingową? Chciałbyś pisać o tym co Cię interesuje?

Dołącz do redakcji gamedot.pl i dowiedz się co możesz zyskać. Prześlij nam próbny tekst i kilka słów o sobie na adres [email protected]